...bo zupa była niesłona



Od południa piszemy z Teresą konspekt zajęć terapeutycznych. Jest wieczór, obie jesteśmy już trochę zmęczone, Teresa zachęca do poczęstowania się zupą. Jestem u niej zadomowiona, więc sama idę do kuchni. Na kuchence stoją dwa garnki, w obu zupa: kolorowe warzywa, kawałki mięsa, kasza. W garnku z prawej rzadsza. Ponieważ wolę gęstą, wybieram garnek po lewej. Pyszności, ale bez soli, domyślam się, że ma to związek z dietą Teresy. Dosalam i pochłaniam wielką porcję.

Wracam do pokoju. Mówię Teresie, że zupa była pyszna, tylko mało słona, ale rozumiem, że dieta. Teresa patrzy długo i pyta, z którego garnka sobie wzięłam.

- Po lewej.
- I smakowało?
- Bardzo, Tereniu, świetnie gotujesz.

Teresa wybucha śmiechem, woła córkę, żeby też posłuchała, jak mi smakowała zupa. Córka również zaczyna się śmiać. Czuję, że coś zrobiłam nie tak. Wzięłam sobie za dużo? W tym domu nie wypada solić? Zjadłam porcję przygotowaną dla kogoś?

- Bo wiesz… Ja się bardzo cieszę, że ci smakowało, ale w tym garnku była zupa dla Antka i Cimby*. Im nie solę.

* Antek i Cimba - psy Teresy rasy skye terrier

16 komentarzy:

  1. Kasia:
    Smacznego ;)

    OdpowiedzUsuń
  2. Ależ mnie rozbawiła ta opowiastka o zupie... to były czasy!

    OdpowiedzUsuń
  3. Spoko, mój Tata jak był mały wraz z kuzynami też zjadł taką zupę dla psa. Tamta była z głów królików. A Twoja z czego??

    OdpowiedzUsuń
  4. Zupa Teresy składała się głównie z kaszy, warzyw oraz mięsa. Jej skład był taki sam, jak tej w garnku po prawej, ale była gęstsza :)
    ps. A od kogo ten komentarz?

    OdpowiedzUsuń
  5. Elu, ważne że to nie był fast food dla zwierząt, typu pedigrepal :D

    Pivo

    OdpowiedzUsuń
  6. Chyba odróżniłabym to od zupy? ;)

    OdpowiedzUsuń
  7. Nie dziwię się. Mój szwagier ze dwadzieścia lat temu pojechał za chlebem do Kanady. Zanim opanował język i zanim zaczął uważać co kupuje jakiś czas zajadał puszki dla kotów. Sama przyznaję, że otwarta puszka ma bardzo apetyczny zapach.
    A zupa? Zupa jak zupa zdrowa na mięsku.
    Krysia.

    OdpowiedzUsuń
  8. Dziękuję za zrozumienie, Krysiu :)

    OdpowiedzUsuń
  9. Ważne, że smakowało! I co ważniejsze nasza Ela żyje i ma się doskonale, czyli nie zaszkodziło :D
    Gdybym jadła mięso i rybki, jadłabym pewnie wspólnie z moimi kotami z jednych misek :D
    (Nie no, żartuję)

    OdpowiedzUsuń
  10. Nie jestem pewna, marianko, czy tak do końca żartujesz ;)

    OdpowiedzUsuń
  11. Marianka na pewno nie żartuje, ona nigdy nie żartuje :D

    OdpowiedzUsuń
  12. hihi, ja też nie jestem :D

    OdpowiedzUsuń
  13. Podobno nawet najtańsze kocie żarcie odpowiednio przyprawione przebija smakiem kupne pasztety w puszce (nie pytajcie...)

    OdpowiedzUsuń
  14. Najpierw był test na człowieku kociego żarcia dla uczulonego kota przeprowadzony przez kotofila, w rezultacie tego testu i jego wyników część braci studenckiej stwierdziła, że kocie żarcie jest bardziej opłacalne... Podobno nawet kładą tam mniej chemikaliów niż do ludzkiego...

    OdpowiedzUsuń
  15. W dawnych czasach testerów żywności miewali królowie :)

    OdpowiedzUsuń

data:blogCommentMessage