Służba (zdrowia?)



Stacjonarny ośrodek terapii uzależnień. Pacjentka M. od godziny czuje się coraz gorzej. Wczoraj pogotowie zabrało ją z ośrodka na izbę przyjęć Szpitala Wojewódzkiego w związku z atakiem padaczki, na którą choruje od wielu lat. Udzielono jej doraźnej pomocy i zalecono leżenie w łóżku. M. leży w łóżku, ale niepokojące objawy się nasilają: zawroty głowy, nudności, wymioty, narastający ból głowy. Na karcie wypisu z izby przyjęć napisano, że w razie wystąpienia takich objawów należy natychmiast skontaktować się z lekarzem, bo wskazują na niebezpieczeństwo kolejnego ataku.

Dzwonię na izbę przyjęć Szpitala Wojewódzkiego. Pani mówi, że w dniu dzisiejszym Szpital Wojewódzki nie pełni dyżuru. Dyżur pełni Szpital Ogólny na ul. Wyspiańskiego, więc M. ma jechać tam, a nie do nich. Dobrze.

Jest problem: w jaki sposób M. ma tam dotrzeć? Autobusem? W takim stanie? Kombinujemy z Majką, że nie ma sensu dzwonić do Szpitala Ogólnego, bo i tak pewnie każą z M. po prostu przyjechać. Zadzwonimy na pogotowie, niech karetka zawiezie M. do pełniącego dyżur szpitala. Majka wybiera numer 112. Pod numerem 112 zgłasza się pan policjant, który tłumaczy, że 112 w Polsce nie działa jak powinno i nie jest ogólnym numerem ratunkowym, tylko numerem policji. Nie może pomóc, mamy zadzwonić pod 999.

Majka dzwoni pod 999 i opisuje pani dyspozytorce stan M. Pyta, czy przyślą karetkę, żeby zawieźć M. do szpitala. Pani dyspozytorka nie wie, podaje numer stacjonarny do lekarza dyżurnego na pogotowiu, który podejmie decyzję. Majka wybiera numer lekarza dyżurnego, opisuje objawy M. i PROSI o przysłanie karetki. Lekarz dyżurny stwierdza, że nic się przecież nie dzieje, głowa po ataku będzie M. boleć i tyle, on karetki nie wyśle. Majka tłumaczy, że przecież na wypisie z izby przyjęć lekarz kazał się natychmiast kontaktować w sytuacji wystąpienia takich objawów. Lekarz dyżurny pogotowia stwierdza, że w takim razie niech M. jedzie do tego lekarza, który dał takie zalecenie. Wyjaśniamy, że ten lekarz był z izby przyjęć Szpitala Wojewódzkiego, który dziś nie pełni dyżuru, tam już dzwoniliśmy i odesłali nas do Szpitala Ogólnego, który dziś pełni dyżur. Potrzeba nam karetki, żeby M. tam zawieźć. Lekarz pyta, czy dziś już był atak. Nie, nie było. To nie ma potrzeby wysyłania karetki. Więc co mamy robić, panie doktorze? Czekać na atak i zadzwonić, jak już go będzie miała. Majka rzuca słuchawką.

Kurwa mać.
Kiedy już jestem w stanie wyrażać się cenzuralnie, ponownie wybieram 999, przedstawiam się, opisuję stan M. i podniesionym głosem ŻĄDAM przysłania karetki. Tak, oczywiście, już wysyłam. Kiedy będzie? Do 15 minut. Dziękuję.

Ps 1. Niektórzy zapomnieli jak nazywa się branża, w której pracują. Tych należy traktować zgodnie z pierwszym jej członem. A służby się nie PROSI. Służbie się KAŻE.

Ps 2. Karetka przyjeżdża po 15 minutach. W zespole przemiła pani pielęgniarka i rzeczowy ratownik medyczny. Oczywiście, że zabiorą M. do szpitala, tak, opiekun też może pojechać. W Szpitalu Ogólnym natychmiastowa konsultacja, lekarz troskliwy, odpowiada na wszystkie pytania, daje szczegółowe zalecenia, zmienia dawkę leku, umawia do kontroli. M. wraca do ośrodka obolała, ale z poczuciem zaopiekowania i uspokojona. A więc tak też można… Niektórzy nie zapomnieli. Takim DZIĘKUJĘ.

(Bielsko-Biała)

8 komentarzy:

  1. Płacę więc żądam!Życie pokazuje,że to najlepsza metoda.Smutne.

    OdpowiedzUsuń
  2. Już dawno się nauczyłam służby nie prosić, a żądać, inaczej się nie da, a to przykre

    OdpowiedzUsuń
  3. żal dupę ściska :/ czy trzeba doprowadzić organizm do stanu krytycznego, żeby ktoś raczył pomóc? przeraża mnie to. przeraża mnie też profilaktyka choćby raka piersi, czy raka szyjki macicy w Polsce. niby za darmo można zrobić cytologię, czy mammografię, dostaje się śliczne zaproszenie, że to ważne, że trzeba, ale jak zadzwoniłam zapytać się kiedy mogłabym cytologię wykonać powiedziano mi: limit został wyczerpany. czyli co się stało z moją niedoszłą cytologią? jeśli zapraszam 6 osób do domu, to mam dla nich 6 miejsc. nie mówię: słuchaj stary sorry, ale wyczerpał się limit krzeseł, idź sobie. potem media huczą, że kobiety nie korzystają z oferowanych darmowych badań, a ja się pytam: to jak to się stało, że limit miejsc został wyczerpany, skoro nie korzystają?!

    w mojej przychodni zapisy do ginekologa odbywają się jednego dnia na początku danego miesiąca. nie mogę leczyć się w ramach "gwarantowanego" ubezpieczenia, ponieważ nie jestem w stanie zapisać się do ginekologa (sic!). leczę się prywatnie, odmawiam sobie tego i owego, i jakoś zawsze kasę uzbieram, ale co mają powiedzieć kobiety, które nie stać na taki "luksus"? ponoć za rzadko chodzimy do ginekologów, ale czy mamy możliwość, żeby robić to częściej?

    pozdr
    Ania

    OdpowiedzUsuń
  4. A ja skomentuję dowcipem z Angory

    "Czekałem w kolejce do lekarza 5 tygodni. Teraz wiem na pewno...
    Czas goi rany."

    Cóż, w dzisiejszych czasach człowiek z padaczką i paroma innymi chorobami (nawet upośledzeniem) na chorego nie wygląda, nie ma prawa do renty.
    O wielu ciekawych medycznych (i nie tylko medycznych) przypadkach/absurdach można się dowiedzieć z programu Ekspres Reporterów.

    OdpowiedzUsuń
  5. Hmm...od pewnego czasu lekarzy i księży nazywam wróżkami! ;))- Też za pieniądze ,bajki nam opowiadają ;)))

    OdpowiedzUsuń
  6. Szpitale w dużych miastach – cynizm, szpitale w malych miastach – indolencja. Nie wiadomo, co gorsze.
    Oczywiście, widziałem też (byłem pod pieką) również kompetentnych, uczciwych i życzliwych lekarzy, ale musiałem się dużo należeć po szpitalach, żeby takich znaleźć. Statystyka ponura.

    Muszę jednak stwierdzić, że przynajmniej ekipy pogotowia w naszym powiecie w tej chwili są bez zarzutu (traktują swoją pracę jak powołanie) i nawet 112 działa prawidłowo, mimo że wojewoda próbował to zepsuć.

    OdpowiedzUsuń
  7. Mam drugą podobną scenkę z mojego życia prywatnego. Dwa lata temu syn ma udar 40 st gorączki. Rodzinna zostawia skierowanie do szpitala karetka szybko przejeżdża lekarz ogląda Pawła każe dać sobie dowód porównuje zdjęcie i patrzy na wykrzywioną twarz. My nie jesteśmy taksi powiada ale kategorycznie mówię, żeby syna zawieźli na to oni żeby go ubrać i zwieść z szóstego piętra oni będą czekać przy karetce. Usiłuję go postawić a on nieprzytomny i upada mi na podłogę. Zbiegam do nich oni palą fajki. Wściekły mówi do kolegi choć zbadamy chorego. Zmierzyli mu ciśnienie było w normie i nie zabrali go karetką i odjechali. Dzwonię do lekarki ona dzwoni do Transportu sanitarnego przewozowego przyjeżdżają po 5 godzinach. Zawożą go do szpitala na Banacha tam 4 godziny na izbie przyjęć i w rezultacie na oddziale lądujemy po 11 godzinach przed 23 w nocy.. Miejsc niema wystawiają polówkę na korytarz i mówią pani kładzie syna. Jak rozebrać bezwładne ciężkie ciało i położyć nogi mu zwisają, zbieram krzesła i obstawiam łóżko żeby nie wypadł. Rano idę a on już jest na "R" z zapaleniem wsierdzia i niewydolnością nerek. Po jakimś czasie piszę skargę do dyrekcji pogotowia bezczelna kłamliwa odpowiedź przychodzi, że mój sparaliżowany nie mówiący syn odmówił zawiezienia go do szpitala.
    Ktoś tu mówił trzeba żądać ja żądałam stanowczo i głośno. Chcę nadmienić że syn jest po 4 operacjach tętniaków i jednej hybrydowej.

    OdpowiedzUsuń
  8. Z komentarzy (i oczywiście codziennych doświadczeń) wyłania się (potwierdza?) fatalny stan polskiej służby zdrowia. Jako osoba z wnętrza systemu, bo etatowy pracownik służby zdrowia, powiem jedno: tragiczna sytuacja finansowa - to jedno, czynnik ludzki - drugie i w obecnych warunkach nawet ważniejsze. Bo o ile na długość kolejek jako pracownik służby zdrowia nie mam żadnego wpływu (w systemie jest po prostu za mało kasy, można długo wymieniać powody), to mam ogromny wpływ na to, jak pacjent będzie potraktowany.

    OdpowiedzUsuń

data:blogCommentMessage