Cierp cierpliwie



>miejsce akcji: poczekalnia prywatnej kliniki stomatologicznej
czas akcji: połowa lipca

Czekam na swoją godzinę, bo ze stresu pojawiłam się przed czasem. W poczekalni jestem jedyną pacjentką. Kolejka się nie gromadzi, bo są zapisy na terminy, co sobie cenię; umawiać należy się wcześniej, gdyż terminy są odległe.

Nagle przez drzwi wtacza się zgięty w pół mężczyzna z wykrzywioną, spuchniętą twarzą. Udaje mu się dowlec do biurka rejestratorki i powoli wyrzęzić (każde słowo ocieka cierpieniem):

- Czy może mnie przyjąć jakiś dentysta?
- Teraz niestety nie, w gabinecie jest pacjent, a tutaj jeszcze pani czeka.
- A kiedy mógłbym przyjść?

Rejestratorka otwiera zeszyt, w którym zapisuje terminy wizyt, dłuższą chwilę wertuje kartki, wreszcie znajduje wolny termin:

- W sierpniu.

Mężczyzna wytacza się z poczekalni. Bez słowa.


ps 1. Pacjent - osoba zwracająca się o udzielenie świadczeń zdrowotnych lub korzystająca ze świadczeń zdrowotnych udzielanych przez podmiot udzielający świadczeń zdrowotnych lub osobę wykonującą zawód medyczny (według Ustawy o prawach pacjenta i Rzeczniku Praw Pacjenta).

Źródłosłów słowa pacjent wywodzi się z języka angielskiego, w którym patient oznacza cierpliwy. Język angielski (i kilka innych języków romańskich) słowo to zaczerpnął z łaciny: patiens - cierpiący. Bycie pacjentem wyznaczane jest zatem przez cierpienie i cierpliwość. Mężczyzna z poczekalni pacjentem nie został, bo chociaż cierpiał, zabrakło mu drugiej składowej, wymaganej w kontaktach z podmiotami udzielającymi świadczeń zdrowotnych lub osobami wykonującymi zawód medyczny.

ps 2. Przy okazji scenka obrazująca sytuację w państwowej służbie zdrowia: Termin ->


36 komentarzy:

  1. O, wreszcie jest o czym poczytać. Cierpliwości – napiszę coś później…

    OdpowiedzUsuń
  2. Jako pacjentka (zarówno państwowej jak i prywatnej służby zdrowia) cierpliwość mam przetrenowaną. Jako pracownik służby zdrowia także ;)

    OdpowiedzUsuń
  3. Nie no, wszędzie u stomatologów jest tak, że z bólem przyjmują bez kolejki! Przynajmniej tak było kiedyś...

    OdpowiedzUsuń
  4. Wiesz, marianko... Ale stomatologia od dawna jest sprywatyzowana, a i tak są odległe terminy. Tam, gdzie chodzę (a chodzę ze względu na odkrycie po wielu latach traum stomatologicznych, że to może nie boleć) umawiam się tak ze dwa tygodnie wcześniej. Wyobrażam sobie, co by było, gdyby było wszystko na NFZ. Jak zwykle kasy by było za mało, bo ubezpieczeni fundują opiekę zdrowotną nieubezpieczonym i terminy byłyby półroczne. To ja tak nie chcę. Ja już nie chcę nikomu niczego fundować. Ja sobie zapłacę, umówię się i już.

    Oczywiście argumentem dla lekarza (także stomatologa), aby przyjąć pacjenta jest argument finansowy: pacjent zapłaci, lekarz zarobi. Ale lekarz także czasem chce odpocząć. U mnie w poradni przyjmujemy zarówno na NFZ, jak i komercyjnie (oczywiście komercyjnie jest szybciej). Ale przecież i tak nie będziemy przyjmować non-stop nawet komercyjnie (na NFZ są limity), bo chcemy mieć też życie prywatne.

    Mogłabym oczywiście ustąpić temu panu miejsca w kolejce. Ale wtedy ja bym miała termin w sierpniu...

    OdpowiedzUsuń
  5. Wszyscy pacjenci jacyś tacy pogodzeni z losem,ten tu i ten ze scenki TERMIN-cierpią cierpliwie...ale czego my wymagamy jak nawet nasza minister zdrowia stoi czeka w kolejce na termin do lekarzy ;)

    OdpowiedzUsuń
  6. Muszę w takim razie pochwalić swoją przychodnię stomatologiczną, do której z ulicy wszedł właśnie taki obolały mój syn. Pani stomatolog przyjęła go pomimo zapisanych pacjentów w tzw. międzyczasie (podejrzewam, że w ramach swojej przerwy śniadaniowej) a i następna pacjentka z wyrozumiałością podeszła do chwilowego opóźnienia swojej wizyty. Całość z przerwami zajęła jakieś 1,5 godziny (trzeba było wzywać chirurga szczękowego) i znalazł się wolny gabinet gdzie mogliśmy czekać na akcję, by nie utrudniać przyjmowania zapisanych pacjentów. Wszystko to oczywiście zoorganizowała rejestratorka z dobrą wolą współczującej pani doktor. Ale w tej przychodni na raz przyjmuje minimum 3 stomatologów, może dlatego??

    OdpowiedzUsuń
  7. ad kiciaszara) Tak, prawdopodobnie masz rację, co do przynajmniej jednej z przyczyn odesłania pana ze scenki. Jeśli w przychodni, na dyżurze, w gabinecie jest JEDEN lekarz, to sprawa bardziej się komplikuje, bo lekarz się nie rozdwoi, pacjenci zapisani na swoje terminy niekoniecznie mają ochotę czekać półtorej godziny, a poza tym niewykluczone, że lekarz po kilku takich sytuacjach stanowczo stwierdzi, że nie będzie przyjmował nadprogramowych pacjentów, bo pracuje do tej i do tej godziny.

    Ja raz się zgodziłam na przyjęcie nadprogramowej pani z bólem przede mną, ale jej zabiegi przedłużyły się na tyle (miało być 20 minut, zaczęła robić się godzina), że w efekcie nie byłam przyjęta, bo czekać tyle nie mogłam. Więc więcej się już nie zgodzę.

    OdpowiedzUsuń
  8. No, to teraz uwaga… ;-)
    A to mógł się pomodlić do św. Apoloni i św. Medarda z Noyon (tych od bólu zębów). Ból by mu pewnie nie minął, ale zabobonna wiara (jeśli by jeszcze ją miał) na pewno.
    Mam nadzieję, że jest tu dla wszystkich (?) oczywiste, że promocja i realizacja w praktyce irracjonalnych ideologii, ma potem przełożenie na rozwój cywilizacyjny i dostęp do usług medycznych.

    OdpowiedzUsuń
  9. "Patients are asked to be patient" jak kiedyś można było usłyszeć w komputerowej gierce pn. Theme Hospital :-)
    Myślę sobie jednak, że doświadczenia z młodości i zakorzeniony schemat dentysta = JESZCZE WIĘKSZY BÓL, sprawiły że pan "dał nogę" :-)

    OdpowiedzUsuń
  10. U dentysty byłem chyba z milion razy. I nie tylko w Polsce; także w Portugalii, w Maroku, w Libii, w Japonii... i gdzieś tam. Napatrzyłem się, więc mam coś do powiedzenia:) Wszędzie, na całym świecie, niezależnie od formy własności, jest to zwyczajnie kwestia organizacji pracy. Nigdzie nie ma czegoś takiego, jak "pogotowie stomatologiczne", do przyjmowania nagłych przypadków (a takich jest mnóstwo), więc myślący i z dobrą wolą ludzie (lekarz i rejestratorka) muszą przewidzieć takie sytuacje, zakładając na to jakąś rezerwę.
    Jasne, jeśli górę bierze zachłanność, można jak ten anestezjolog ostatnio, co to przez pięć dób non-stop dyżurował i na koniec wziął i umarł.
    PS
    Miesiąc temu, po wielu latach, postanowiłem zbojkotować "mojego" dentystę i poszedłem "za darmo" do dentystki "państwowej". A co, k...na? Ciągle mam płacić? Podwójnie? Przecież na NFZ też płacę.
    No i już się cieszyłem, bo było wszystko pięknie; nawet obserwowałem, jak szybko nagły przypadek przyjęła i wszyscy w kolejce byli cierpliwi:)
    Moja cierpliwość skończyła się dopiero za drugim razem, kiedy zaniosłem pani dentystce fotografię zęba. Popatrzyła i lekceważąco stwierdziła: O... ten ząb ktoś zaczął leczyć kanałowo. Trzeba go dalej leczyć, ale to już nie u nas... :)

    OdpowiedzUsuń
  11. ad Marta Mim) Wszystko byłoby pięknie, gdyby nie wyniki badań nad skutecznością modlitwy (a i owszem, były takie!), podczas których okazało się, że pacjenci, którzy wiedzieli, że modli się za nich cały zakon, zdrowieli gorzej. Niewykluczone, że zadziałał efekt psychologiczny, polegający na tym, że "jak już trzeba się za mnie modlić, to musi być ze mną naprawdę źle" ;)

    ad aniek) Ja go doskonale rozumiem. Dopiero w tej klinice dowiedziałam się i przekonałam, że nie musi boleć. W ogóle. Da się.

    ad michał) Przypadek anestezjologa w istocie jest tragicznym przykładem pewnej postawy. Cóż, tak wybrał. A reakcja pani dentystki jest dla mnie zrozumiała. W stomatologii (niestety w innych dziedzinach medycyny już nie) od lat jest koszyk usług, określający, co się należy za składkę do NFZ, a co sobie trzeba samemu zapłacić. I prawdopodobnie dotarłeś do granicy, za którą już NFZ nie finansuje usług, gdyż kontrakty obejmują jedynie usługi podstawowe.

    OdpowiedzUsuń
  12. Koty są dla ludzi których nikt nie nauczył, jak cudownie jest czasem, od drugiej istoty żyjącej usłyszeć: "Kocham cię".

    OdpowiedzUsuń
  13. ad Anonimowy, za drugim razem podam IP) Nie mam pojęcia jak ci się to pokojarzyło z aktualną scenką, ale prawdopodobnie wynika to z tego, że nikt nie nauczył cię: a) czytać ze zrozumieniem (jest Księga Gości i prośba o podanie nicka!); b) czerpać radość z życia i dostrzegać inne możliwości samorealizacji niż reprodukcja; c) otrzymywać miłość od innych osób niż własne potomstwo. To smutne i ograniczające. Może kiedyś jeszcze dostrzeżesz, że na świecie są też osoby dorosłe i niektóre z nich mogłyby cię pokochać.

    ps. Jedna z przewag kotów nad dziećmi jest to, że kuwetowe robią się w pierwszym miesiącu życia ;)

    OdpowiedzUsuń
  14. Ja odnośnie bannerku obok. Nie mam problemów z czytaniem, ani z rozumieniem. Ale faktycznie nie każdy może zrozumieć że komentarz niekoniecznie może dotyczyć postu.
    Dzieci, wolę to określenie niż reprodukcja. To olbrzymia część życia, z którego czerpię całymi garściami. Miłość dziecka jest piękna, bo jest bezwarunkowa i jest jednym z odcieni miłości które otrzymujemy od osób najbliższych.
    Realizuję się w mojej pracy. Dzieci nie mam i nie wiem czy będę mieć. Ale nie mam o to do nikogo pretensji i nie obnoszę się z tym jak ze sztandarem, patrzcie jaka jestem wspaniała w swojej inności, może nawet lepsza niż wy dziecioroby.
    Sorry ale mam dość takiej postawy życiowej jak ta tutaj prezentowana na blogu. Jeśli ktoś chce w życiu szacunku, dla tego czym jest. Powinien się go najpierw sam nauczyć w stosunku do innych. A tutaj niemal wszystko jest przesycone pogardą, dla ludzi wierzących, mających rodziny itp. itd. Zejdź czasem z piedestału swojej "wspaniałości - inności" i zacznij być człowiekiem jak każdy inny. Gallica Annonimica

    OdpowiedzUsuń
  15. Ach i chciałam dodać że mogę mieć dzieci. Nie jestem zgorzkniałą, biedną kobieciną, która wyje po nocy bo nie może, a chce.
    Gallica

    OdpowiedzUsuń
  16. I zanim się przyczepisz do błędów interpunkcyjnych, żeby mi tylko udowodnić że mimo wszystko jesteś lepsza, to się nie wysilaj. Wiem że je robię. Zwłaszcza gdy ponoszą mnie emocje. Wiem że nie jestem doskonała i ja to akceptuję, bo tylko wtedy można również akceptować niedoskonałości innych. Gallica

    OdpowiedzUsuń
  17. służba zdrowia to temat rzeka..ale ja na razie nie narzekam, bo mimo różnego rodzaju oczekiwania(termin przyjęcia, oczekiwanie na wyniki, znowu na wizytę, leczenie, znowu wyniki, znowu wizyta, znowu leczenie, badanie kontrolne, wyniki..) trafiam na miłych ciepłych ludzie, głaszczących moje obolałe i przerażone "ja".Ale do dentysty chodze prywatnie i kiedys zostawiłam w gabinecie cała "trzynastkę" .taki lajf.pozdrowienia;)

    OdpowiedzUsuń
  18. ad Gallica Annonimica)
    1) No proszę, da się podpisać :)
    2) To miło, że możesz mieć dzieci. Każdy powinien mieć w domu takie zwierzątko, jakie lubi. Lub żadnego zwierzątka. Ja od dzieci na terenie domu wolę koty i osoby dorosłe. Ale jak ktoś chce, nie moja broszka, to nie ja te dzieci będę wychowywać.
    3) Niechęć do posiadania dzieci i religijnej histerii (nie samej wiary) nie jest znowu aż taką innością. Rozejrzyj się wokół, zauważysz więcej takich osób.
    4) Interpunkcja aż tak strasznie mnie nie razi. Literówki zdarzają się każdemu. Akceptuję tę niedoskonałość ;)
    5) Czytanie scenek nie jest obowiązkowe.

    OdpowiedzUsuń
  19. ad el) Taki lajf :) Ale wolę to, niż obowiązkowy haracz na NFZ.

    OdpowiedzUsuń
  20. Dlatego wybieram leczenie się u znajomych. Boję się obcych lekarzy bo zdiagnozowali już u nas:
    a) łuszczycę ( był to początek trądziku młodzieńczego)
    b)porażenie mózgowe (przeszło w 6 dniu życia)
    c) "prawdopodobnie" nowotwora (odpadł po posmarowaniu mleczkiem pszczelim)
    d) udaru
    i innych koszmarów.O dentystach wolę nie wspominać.

    OdpowiedzUsuń
  21. ad Czarny(w)Pieprz) I to wszystko naraz? I udało się Wam przeżyć? Wspaniałe organizmy, wobec których medycyna jest bezradna :)

    OdpowiedzUsuń
  22. Ad. Anonimowy (post 12)
    Można mieć i jedno i drugie i trzecie nawet. Można mieć koty i słyszeć "kocham Cię" nieustannie. Można jeszcze do tego mieć dzieci, czemu nie? jedno drugiego nie wyklucza.
    A tak na marginesie właścicielka tego "blogaska" jest naprawdę wyjątkowa i nie musi sobie udowadniać swojej "inności" ;)

    OdpowiedzUsuń
  23. marianko kochana... Rozczuliłaś mnie. Ale nie jest aż tak wyjątkowym posiadanie poglądów i ich wyrażanie. Wprost a bywa, że złośliwie.

    A Gallica Annonimica (podpisująca się tu też Anonimowy) ma rację: są kategorie ludzi, do których jestem nastawiona wrogo. Tyle, że błędnie je zidentyfikowała. Kilka z tych kategorii wymieniam w opisie bloga znajdującym się na dole strony. Wprost.

    ps. Tylko nie "blogaska"! ;)

    OdpowiedzUsuń
  24. Wiem, że tylko nie "blogaska". Dlatego jest w cudzysłowie, hihi. "Blogasek" mnie z kolei rozczula albowiem kojarzy się z UC, a tam Ciebie poznałam :D Prawdę rzekłaś - nie jest aż tak wyjątkowym posiadanie poglądów i wyrażanie ich. Ale jak widać nadal ten fakt budzi u ludzi zdziwienie i doszukują się nadzwyczajnych przyczyn. Może dlatego, że Tobie się zwyczajnie "chce" ;) Oby nam się chciało chcieć ;)

    OdpowiedzUsuń
  25. Dla konającego wszystko ! ;)

    OdpowiedzUsuń
  26. ad danger_mouse) No co ty... ;) Toż lepiej inwestować w żyjących (jeszcze)! ;)

    OdpowiedzUsuń
  27. Istnieje nawet ryzyko, ze inwestycja mogłaby się nie zwrócić, a pacjent nie dożyć następnego terminu :)

    OdpowiedzUsuń
  28. Tak, to są trudne wybory. Bo na kogoś nie starczy. Kołderka NFZ zawsze będzie za krótka.

    OdpowiedzUsuń
  29. W Krk jest punkt, gdzie po 18 -stej NFZ usuwa ból "od ręki" - razem z zębem. Sytuacja nie jest beznadziejna ;)

    OdpowiedzUsuń
  30. To jak obraz z horroru, ból zęba przecież absolutnie uniemożliwia jakiekolwiek funkcjonowanie! Powinno być jakieś pogotowie stomatologiczne. Oczywiście jeśli chodzi o źródłosłów, wyłapałaś to cudownie, jak zwykle :)
    Pozdrowienia serdeczne na nowy tydzień!

    OdpowiedzUsuń
  31. ad danger_mouse) Co to jest Krk?

    ad iw) Lubię bawić się słowami. A aby się bawić, trzeba je poznać :)

    OdpowiedzUsuń
  32. Elu, odpowiem w zastępstwie Krk to skrót od Krakowa. jakoś ostatnio coraz powszechniejszy :-(

    OdpowiedzUsuń
  33. ad el) Chyba nie chciałam tego wiedzieć. Czy nawet nazwy miast trzeba skracać?

    OdpowiedzUsuń
  34. Przepraszam ("syndrom sms"). Kraków oczywiście :)

    OdpowiedzUsuń
  35. ad danger_mouse) I Ty? I Ty, Brutusie? ;)

    OdpowiedzUsuń
  36. Naprawdę świetnie napisane. Pozdrawiam.

    OdpowiedzUsuń

data:blogCommentMessage