Listy miłosne



- Jak jeszcze mieszkaliśmy na 3 Maja, to nad nami taka staruszka mieszkała. To znaczy ona wtedy była już staruszka, to pewnie teraz już nie żyje. Jak ona się nazywała? No popatrz, nie pamiętam... Chodziłam tam do niej ją odwiedzać, bo córka to tylko tak raz za czas wpadała, a ona była już trochę niedołężna, chodzić nie mogła bez pomocy. Tak, żeby zagadać, żeby sama nie siedziała. Ona mi opowiadała o takiej swojej wielkiej miłości i do tej pory miała listy od tego pana. Pochowane w szafie miała. I strasznie się bała, co się z tymi listami stanie, jak ona umrze, że ktoś przeczyta. Chciała dać do spalenia, ale komu? Córce nie chciała, bo się bała, że zajrzy i przeczyta. No i mnie poprosiła, że mi da te listy, żebym ja u nas w piecu spaliła, bo u niej pieca nie było. Ale pomyślałam, że to przecież jej te listy, to co ja będę je palić, obca. No i któregoś dnia sprowadziłam ją po tych schodach, pomalutku, pomalutku, siadła sobie u nas w mieszkaniu pod piecem, a te listy to miała popakowane w takie równe kupki w pudełeczkach. I tak sobie siedziała na stołeczku i przez cały dzień tak je sobie po kolei do pieca po jednym wkładała. Aż do wieczora. Jaka ona była szczęśliwa, że je może spalić... Sama...

(opowiedziała Michasia - moja teściowa)

36 komentarzy:

  1. Szkoda, że dziś nie pisze się listów...

    OdpowiedzUsuń
  2. Ach, kolekcjonowałabym takie skarby, a nie paliła ;)

    OdpowiedzUsuń
  3. Az gesiej skorki dostalam czytajac...
    Tez mam takie listy, pamiatka po Owczesnym. Jest ich blisko 200 sztuk, niektore maja po 30 stron pisanych drobnym pismem. Bez wzgledu na rezultat tamtej milosci, te listy sa piekne... zawsze byly piekne.
    I wiem, ze tez kiedys bede musiala je spalic.
    Ot, takie jest zycie...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Może to tak jest, że każda prawdziwa miłość kończy się w płomieniach...

      Usuń
    2. Nie wiem, wiem, ze sie ciesze, ze ta milosc skonczyla sie pokojowo:)) Moglo byc duzo gorzej, ale z tego powodu nie pozbede sie wspomnien.
      Co do prawdziwosci? Hmmm kazda z moich milosci byla/jest prawdziwa, kazda inna, ale kazda w swojej innosci prawdziwa.
      Czy ze mna jest cos nie tak? :)))

      Usuń
    3. Wszystko jest w porządku :) Tylko niektórzy/niektóre uważają, że prawdziwa jest tylko ta ostatnia i w związku z tym trzeba zakwestionować prawdziwość innych, które się przeżyło. A przecież to, że coś przeminęło nie oznacza, że nie było prawdziwe.

      ps. Pisząc o końcu w płomieniach - miałam na myśli listy. Nie awantury ;)

      Usuń
  4. Piękna historia. Też mam takie listy, ale ja je rezerwuję do skrzyni ze wspomnieniami. Tzn. zrobię taką skrzynkę i zakopię, może po wielu latach, ktoś ją znajdzie i przeczyta??

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Żeby kiedyś, ci przyszli ludzie, którzy będą po nas, wiedzieli, że dawniej też ludzie się kochali :)

      Usuń
  5. Uwielbiam moje stare listy,tyle wspomnień...mam dostęp do nich i czytam je kiedy chcę-niezależnie od zasięgu czy braku prądu jak to z elektronicznymi bywa.Pamiętam jeszcze,że pisząc listy prowadziłam cały rytuał(każdy pewnie miał),a potem z niecierpliwością czekałam na odpowiedz.Uwielbiam stare listy.Rozumiem starszą panią.Wzruszająca historia.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ja również bardzo lubię czytać dawne listy. Wracają wspomnienia, zdarzają się zaskoczenia...
      Często wzruszenie...

      Usuń
    2. Ostatnio nawet spotkałam autora listów do mnie (tych,które tak z namaszczeniem przechowuję)i dowiedziałam się,że on również ma moje listy! Ależ byłam zaskoczona-nie widzieliśmy się ponad 20 lat.To było miłe.Nie spalę tych listów nigdy,a jeśli już,to sama-tak jak starsza Pani.

      Usuń
    3. Wiem, jak niesamowite mogą być takie spotkania. I poruszające. Kiedy myślisz/myślę: on wie, jaka byłam, co było dla mnie ważne, jak wyglądałam, kiedy miałam 20 lat! Jest częścią mojej historii, jest częścią mnie... :)

      Usuń
  6. wzruszyłam się ...
    ja też kiedyś spaliłam takie listy, niestety nie w piecu tylko w zlewie, który oczywiście pękł pod wpływem temperatury:-)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Na styku codzienności i magii (a takie palenie listów to wszak magia) dzieją się groteskowe rzeczy :)

      Usuń
  7. Michasia, wspaniała kobieta ze swoim rozumieniem potrzeb ludzkich. Swoje listy spaliłam wszystkie. Dokładnie. Nikt nie lubi uświadamiać sobie, ze był oszukiwany, a każde słowo z listów tchnie fałszem:(

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. O, tak... Michasia jest wspaniała. Ma tyle wrażliwości, wyczucia, a także taktu. Można by jej powierzyć nawet miłosne listy i mieć pewność, że naprawdę nie przeczyta.

      To był inny ogień...

      Usuń
  8. Wzruszająca historia....
    Ja również lubię wracać do starych listów... Czytać je, uśmiechać się, trochę się popłakać...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Takie listy to jak pamiętnik pisany przez dwie osoby :)

      Usuń
  9. pożegnała się osobiście ze swoją miłością:)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. I tak powinno być. Nikt inny nie może tego zrobić za nas.

      Usuń
  10. Dobra decyzja, może i ja powinnam już teraz popalić moje notatki z lat młodzieńczych.

    OdpowiedzUsuń
  11. Wiesz Elu? Od dawna nic mnie tak nie wzruszyło, komentarz jakby jest nie na miejscu.

    OdpowiedzUsuń
  12. Odpowiedzi
    1. Jest w nim też taka zgoda: wiem, że umrę i wiem, że niedługo...

      Usuń
  13. Bardzo poruszające...


    P.S. Można też kreatywnie odpoczywać ;D

    OdpowiedzUsuń
  14. Z drugiej strony żal jest tych spalonych listów.
    Odczytać takie listy po 100-200 latach...
    Swoich listów na razie nie spaliłam.
    Evik

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Żal. Ale tak zdecydowała, chociaż pewnie i ona czuła żal, kiedy się żegnała...

      Usuń
  15. Też sobie pomyślałam, że trochę żal tych listów. No ale taka była jej wola.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Myślę, że to jest jakoś ważne, że odeszła spokojna, że historia tej miłości zostanie tylko jej i tego mężczyzny historią, że nikt inny jej nie przeczyta.

      Usuń
  16. w moim życiu też nadszedł taki moment, że spaliłam karton listów. I wiesz, jakby spadło ze mnie z pół tony kamieni. Czas chyba nie jest ważny a sam proces tego, co się w nas zmienia...

    OdpowiedzUsuń

data:blogCommentMessage