Piętro



On: Wiesz co? Gdyby ktoś mi się kazał z tobą jeszcze raz ożenić, wolałbym rzucić się tu z dziesiątego pietra.
Ona: Dlaczego za pierwszym razem nie skakałeś, hmmm?
On: Wtedy jeszcze tak wysoko nie mieszkaliśmy.

(podsłuchała markotka)


I tym optymistycznym akcentem kończymy, proszę państwa, lipiec. A sierpień zacznie się na scenkach po dwudziestym, ponieważ w związku z tym, że właśnie nauczyłam się pływać (jak również z innych powodów) jadę na Mazury.

66 komentarzy:

  1. Zatem odpoczywaj i korzystaj ze swoich nowo nabytych umiejętności! A co do scenki...miłość rzadko jest jak wino-im starsza tym lepsza,no,może tylko tyle,że na początku strasznie uderza do głowy ;)

    OdpowiedzUsuń
  2. Nie wypowiem się na temat miłości, bo kocham tylko siebie.
    Elu, chociaż Mazury są gdzieś na jakimś końcu świata, spakuj do torebki laptop, albo jakieś znane urządzenie.

    OdpowiedzUsuń
  3. Troszkę mnie zaciekawia, kto Cie będzie ratował.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Widzisz, odpoczywam na wodzie (żaglówki, kajaki) odkąd skończyłam 12 lat. Nigdy w wodzie nie wylądowałam, bo brak umiejętności pływania skutecznie uczy prawidłowych odruchów. Więc i tym razem pewnie nie wyląduję i ratować mnie nie będzie trzeba :) A jakby co, już umiem pływać :) Od piątku!

      Usuń
    2. No dobrze, czytam o szkawałach jakich na jeziorach. Umiejętność pływania od piątku budzi zastrzeżenia natury zasadniczej. Ogólnie uważam, że ludzie nie toną jeśli pozostawia sie im wolność od paniki. W wodzie.
      Sam nigdy nie utonąłem, jak widać. Preferowałem zawsze spływy w spienionych rzekach, tam do brzegu blisko, jakby nie patrzeć.
      No nic, wiara czyni cuda. Jehoszua nawet chodził po wodzie, ponoć. Uważaj na odmęty.

      Usuń
    3. Będę uważać :)
      ps. Umiem pływać od ubiegłego piątku, więc nie zamierzam szarżować ;)

      Usuń
    4. WOW...jestem pod wrażeniem i gratuluję. Mam nadzieje że umiesz tańczyć i grac w brydża. Te umiejętności są bardzo przydatne...jak leje na urlopie. Udanych wakacji - pozdrawiam
      Adam

      Usuń
    5. Dzięki, Adasiu. Co do brydża: nawet ja nie jestem ideałem ;)

      Usuń
    6. Ja tam wolę pokera.

      Usuń
    7. Chociaż brydż też może być, ale wieczorami w miłym towarzystwie, w pokera gra się bardziej ostro :)

      Usuń
  4. Przyjemnego pływania zatem, z otwartymi oczami - może tam też ktoś komuś będzie robił scenki :)

    OdpowiedzUsuń
  5. Koleżanka moja bardzo marzyła o psie. Takim z gatunku walczących czy jak to tam się nazywa.
    Kiedy mąż spełnił w końcu jej prośbę patrząc na Suzi powiedziała z obawą w głosie.
    - Kochanie, przecież ona może mnie żywcem wpier...ić
    - Wiem Kochanie...

    Miłego wypoczynku :D.

    OdpowiedzUsuń
  6. Blad, ze za pierwszym razem ktos mu kazal sie ozenic. Powinien on 'tego kogos' wyrzucic z tego 10 pietra, albo nawet z jedenastego... Milego mazurowania sie!

    OdpowiedzUsuń
  7. Mazury duże, ale kto wie :D

    OdpowiedzUsuń
  8. okrutne :))...
    to ja w ramach rewanżu:
    - rebe, ja mam problem...
    - a cóż ty, Josel możesz mieć za problem?...
    - rebe, ja mam domniemanie, że moje Salcie chce mnie otruć...
    - a co ja tu, Josel mogę pomóc?...
    - ty rebe jej nie pomagaj, ty z nią tylko pogadaj...
    - git...
    następnego dnia...
    - rebe, ty gadałeś z moje Salcie?...
    - gadałem Josel, gadałem, trzy godziny...
    - i jak jest?...
    - jest tak, że ty może Josel wypij tą truciznę sam?...

    pozdrawiać :))...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Sceny z życia małżeńskiego z natury swojej bywają okrutne :)

      Usuń
    2. ps. Sam przeczytaj motto działu oni i one:

      http://scenki1.blogspot.com/p/oni-i-one_30.html

      Usuń
    3. Znam gorętsze wojny, niż zawieszenie głosu w domu na haczyku w przedpokoju. Małżeństwo idzie przeżyć, dałem rade dwa razy.
      Nie chce się rozgadywać, ale gdybym miał się rzucić w te przepaść trzeci raz, to bym się poradził rebbe, poczytał Talmud, a potem się zastanowił.

      Usuń
    4. ciekawe... ze swoją obecną Małżonką /nieślubną zresztą/ mamy średnią kłótni 0,8 rocznie... zjawisko "ciche dni" jest nam nieznane, niepraktykowane...
      trawestując Billa Clintona - "komunikacja głupcze!"...
      nie przeszkadza to nam jednak /bardzo często/ uprawiać stylu rozmowy a la Rodzina Bundy'ch... czyżby kompensacja?... czyżby odruch powojowania z osobą najmniej do tego przeznaczoną był integralnym elementem ludzkiej natury?...

      Usuń
    5. Takie wojowanie, jakie opisujesz, jest elementem, nazwijmy to, ostrego flirtu. Miła rzecz, dodaje pikanterii ;)

      Usuń
    6. Ostry flirt kojarzy mi się z nieco czym innym, niż z małżeństwem, w odróżnieniu od ostrego seksu :)

      Usuń
    7. Bez ostrego flirtu w długoletnich związkach ani rusz :)

      Usuń
  9. Znajomy często powtarza żonie:
    -Gdybym Cię zabił w dniu ślubu już 8/9/10 lat cieszyłbym się wolnością - a tak, mam dożywocie.
    /w jakimś filmie też to słyszałam ale pamięć zawodzi/
    Wypoczynku życzę :)

    OdpowiedzUsuń
  10. To wszystko jest jakieś dziwne. Obudziłem sie o czwartej, ale nic to.
    Rano dzwoni do mnie była żona. Mówi: Szmo, nasz syn sie zakochał.
    Odchrzaknąłem, bo co, chłopaki tak mają.
    Na to ona: A może on jest w ciąży?
    Gapię się w tel, słucham. Nigdy nie byłem w ciąży, nie miałem nic do powiedzenia. Nie zawsze umiem zmyślać. Rozłączyłem.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. No to może najwyższy czas zacząć być w tej ciąży? :)

      Usuń
    2. ad Czarek Samuel K.) Sen czy jawa? ;)

      ad Jaskółka) Moja babcie powiadała, co daje pewien obraz jej sytuacji, że wolałaby czwarte dziecko urodzić, niż żeby ponownie ją ząb bolał ;)

      Usuń
    3. Po stanowczej rozmowie z synem - jawa.

      Usuń
    4. W życiu różnie bywa, też się kiedyś ożeniłem. Nawet nie z jedna kobietą.

      Usuń
    5. Ale nie naraz z kilkoma chyba? ;)))

      Usuń
    6. Osobno, znaczy nie znają się.

      Usuń
  11. Jeśli można polecieć paralelą, to małżeństwo jest taki, skok w czeluść z niewiadomo czym...
    Czyli facet był blisko ;-)
    A Ty Elu pływaj strzałką, strzałką i ewentualnie pieskiem (żeby była ciągłość z poprzednią scenką)... koniecznie dopieskuj do BB. :-)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Umiem żabką. I nie zamierzam eksperymentować z czymkolwiek innym. Jak wrócę z urlopu zamierzam się jeszcze nauczyć u tego instruktora-cudotwórcy żabki krytej i leżenia na wodzie na plecach.

      Usuń
    2. Leżenie na plecach na wodzie,to już jak dla mnie wyższa szkoła jazdy...albo pływania...albo leżenia ;)cudów ni ma-idę wtedy na dno!

      Usuń
    3. Pan instruktor też powiedział, że to wyższa szkoła jazdy. Mnie się nie spieszy. Nie umiałam w ogóle pływać przez tyle lat, więc zwykła żabka to dla mnie wystarczający powód do dumy. Niemal wciąż nie wierzę :)

      Usuń
    4. Przedkładasz płaza na ssaka? Ot zdrada...

      Usuń
    5. Niczego nie przedkładam. Pływam stylem, którego się nauczyłam. Umiem pływać od ubiegłego piątku.

      Usuń
    6. Początkujący pływają "szczałką" i pieskiem... swoje wiem i jak można porzucić pieska dla jakiegoś żabska(?)
      ;-)

      Usuń
    7. Ja też nie wiem, jak można, ponieważ żadnego stylu nie porzucałam :)

      Usuń
  12. Ach! Jak fajnie :) Gratuluję nowej umiejętności i życzę miłego urlopu... ;).

    OdpowiedzUsuń
  13. Dialogi jak z Barei - za to urlop - piękna perspektywa!
    Pływanie jest super, umiem od dawna, więc wypluskaj się do woli :)!
    pozdrowienia!!!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Wypluskaj... Ja wciąż z niedowierzaniem to robię :)

      Usuń
  14. Mazury - szczęściara! I że już umiesz pływać, to tym bardziej szczęściara, bo ja wciąż mam to jedynie w planach :)))

    A tekst przedni ;)))

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Polecam mojego instruktora. Jeśli był w stanie mnie nauczyć (a należę/należałam? do kategorii ciał tonących na wodzie jak żelazo i ołów), to nauczy każdego.

      Usuń
    2. Ja pływam "na butelkę" - głową na dół, zadem do góry. Albo może nie jak butelka, a jak łabędź? Brzmi ładniej, a też kuprem do góry ;)))

      Ale głęboko wierzę, że kiedyś uda mi się opanować tę sztukę. Na razie przeżyłam tylko amatorskie próby nauczenia mnie pływania. Przeżyłam to słowo klucz :))) Ten instruktor by mi się naprawdę przydał.

      Usuń
    3. Albo jak mnie: instruktor z kwalifikacjami cudotwórcy :)

      Usuń
  15. Super! Udanego urlopu zatem ;)
    PS. Ja mam zamiar nauczyć się pływać w przyszłym roku. Za dwa lata może się nad prawem jazdy zastanowię... nie wiem czego się bardziej boję ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ja nie miałam tego dylematu. Pływać zawsze chciałam się nauczyć (kilkanaście nieudanych prób, dziś już wiem dlaczego nieudanych). Prawo jazdy do niczego nie było mi potrzebne i nie jest.

      Usuń

data:blogCommentMessage