Pani sztygar...



...albo o krótkotrwałym i ulotnym oddziaływaniu presji społecznej

"(...) taka historia o oddziaływaniu mojego karcącego wzroku i o tym, że ludzie bywają obrzydliwi, na przykład taka pani, która jechała dziś pociągiem kolei mazowieckich do stolicy. Paznokcie pani, wymalowane na perłę, fedrowały w nosie, po czym okrężnymi ruchami opuszków palców urobek strzepywany był na czarnego polara (na szczęście nie był celowany we współtowarzyszy podróży), bądź wycierany we włosy. Postanowiłam nie udawać, że nie widzę i gapiłam się na panią tak, że w końcu spostrzegła, że nie jest niewidzialna i że równie dostrzegalna jest jej wytężona praca. Skarciłam ją wzrokiem, co pani skwitowała lekkim uśmieszkiem do siebie samej, po czym wróciłam do swojej lektury. W międzyczasie inna pani, która siedziała naprzeciw pani sztygar, przemieściła się naprzeciw mnie, bo ją też chyba praca pani sztygar estetycznie uraziła. Po pół strony lektury, postanowiłam sprawdzić, jak długotrwałe jest oddziaływanie mojego karcącego wzroku. Oddziaływanie mojego karcącego wzroku jest krótsze niż pół strony formatu B5."

(na własne oczy widziała
i udostępniła scenkom Ania)


Zaobserwowana w pociągu scenka stawia pod niemałym znakiem zapytania doniesienia psychologii społecznej, według których presja społeczna (albo przynajmniej wrażenie, że jest się pod jej obstrzałem) wpływa na hm... przyzwoitość? estetykę? wielu ludzkich zachowań. Eksperymenty wykazywały, co prawda, że nawet zwykłe lustro zawieszone w firmowym pokoju socjalnym nad automatem do kawy zmniejsza ilość kradzieży pojemniczków z granulkami (bo człowiek czuje się obserwowany), a codzienne doświadczenie udowadnia, że - owszem - sprzątamy mieszkanie przed wizytą gości. Jednak przykład pani sztygar skarconej wzrokiem przez Anię oraz przykłady wielu osób wierzących, które wszak ponoć sądzą, że są obserwowane nieustannie przez niewidzialnego Obserwatora, a wcale się od tego lepiej nie zachowują, wskazują, że przyzwoitość wywiedziona z obawy przed oceną lub karą ma dość ulotną trwałość.

32 komentarze:

  1. Najwyraźniej teoria faktycznie stoi w sprzeczności z praktyką :)
    Według mnie stan w społeczeństwie pod tym względem ciągle się pogarsza... :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Zależy, jak na to spojrzeć. Bo o tym, że ciągle się pogarsza (ba! chyli ku upadkowi) to już od paru tysięcy lat rozmaitej maści filozofowie krzyczą ;) Wszak powiedzenia, że "za naszych czasów..." nie ukuto dziś. Ale z drugiej strony uniezależnienie się od "zewnętrznego nadzorcy" może mieć skutki dwojakiego rodzaju:
      - albo zdziczenie zachowań i obyczajów oraz opowiedzenie się po ciemnej stronie mocy w przypadku tych, którzy bez kontroli z zewnątrz nie są w stanie funkcjonować w społecznie akceptowalny sposób;
      - albo uwewnętrznienie norm (społecznych czy moralnych czy jakichkolwiek innych, np. dotyczących savoir vivre' u) w przypadku jednostek dojrzałych.

      :)

      Usuń
  2. Ja przez chwilę pomyślałam, że może to jakaś nerwica, ale zbił mnie z tropu jej uśmiech. Czasami dzieci miewają podobny "chytry uśmieszek", jak zostaną przyłapane np. na zabronionym podjadaniu słodyczy przed obiadem. Wiedzą, że postąpiły niezgodnie z zasadami, ale zupełnie tego nie żałują w świetle rozchodzącego się w buzi smaku czekolady. Poza tym zaskoczył mnie i szczerze zaniepokoił kompletny brak zawstydzenia z jej strony, który w połączeniu z uśmiechem, sprawiał wrażenie, jakby miała na celu to, żebym to ja poczuła się niestosownie. Gdyby to była nerwica przypuszczam, że Pani Sztygar przynajmniej zmieszałaby się i zaprzestała fedrowania, świadoma swojego natręctwa. Przez chwilkę miałam nawet ochotę pójść dalej - ostentacyjnie podać jej chusteczkę. Nie zrobiłam tego, ponieważ paradoksalnie to ja czułabym się zakłopotana, chociaż może publiczne, realne zawstydzenie odniosłoby pożądany skutek.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Pani Sztygar czuła się najwyraźniej sobą z tym fedrowaniem. Bardzo sobą. Bardzo naturalnie ;)

      Usuń
    2. @Ania A nie mogłaś powiedzieć tej "pani", że jej zachowanie jest karygodne?

      Usuń
    3. Karygodne, jak karygodne. Nieestetyczne wielce.

      Usuń
    4. @GHZ, mogłam, ale paradoksalnie to ja czułabym się zakłopotana

      Usuń
  3. aha... skoro panienka ma fajnie umalowane paznokcie, to niech ma za karę babę w nosie?... to się czysta zawiść nazywa :D...

    OdpowiedzUsuń
  4. Żesz:/ Co dwa tygodnie latam podniebnym pekaesem, nadwyrężyłam sobie gałki oczne od karcącego spojrzenia. Moim zdaniem działa tylko bicie po łapach.

    OdpowiedzUsuń
  5. Może ona ,nie pani "sztygar" a bardziej "górnik-wiertacz" ??

    OdpowiedzUsuń
  6. Jak zwykle doskonały tekst :) Oby pani sztygar nie napisała na scenkach ,że jakaś osoba dziwnie się jej przyglądała ;) Ona na pewno nie ma sobie nic do zarzucenia:)

    OdpowiedzUsuń
  7. Ania mogła zagaić panią :
    "- Chusteczkę?"
    Zakładam, że Ania miała chusteczki higieniczne ;).
    Evik

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Pani sztygar pewnie by odmówiła jako zwolenniczka naturalnych metod dłubania ;)

      Usuń
  8. Gdy byłem mały, to funkcjonowało powiedzenie: "palec nie górnik, nos nie kopalnia" :) Kiedyś rolę presji społecznej pełnili koledzy z podwórka. Nikt nie chciał być obiektem żartu.
    A wracając do tej pani z pociągu - najwyraźniej miała Cię 'w nosie' :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ta pani miała w nosie duuużo więcej ;)

      Usuń
    2. Elu, dlatego dłubała sobie głęboko, długo i ... z uśmiechem pod nosem.
      Mnie dziwi bezczelne gapienie się na drugiego i wywieranie wzrokowej presji :). Dłubanie w nosie to nie kradzież czy coś zakazanego :) majestatem prawa. Uśmieszek, ten nie był na miejscu. Zamiast karcącego "paczenia" skuteczniejszy byłby rechot, może inni by się dołączyli i popatrzyli z politowaniem a nie karcąco, jak to dorosły na dorosłego ...

      Usuń
    3. A jeśli pani sztygar po prostu dołączyłaby do rechotu? ;)

      Usuń
    4. Wesołość chyba nie przeszkadza dłubaniu, zęby miała chyba w porządku?

      Usuń
    5. Tylko, że nie chodziło o jej rozweselanie ;)

      Usuń
    6. Kinder sztuby nawet ani wesołość, ani wyśmianie nie nadrobi, ale satysfakcja wyśmiania zastygnie w uśmiechu warg w kolorze lakieru paznokci :) i u reszty rozładuje napięcie fedrowania ...

      Usuń
    7. Jedyna, choć jakże ulotna korzyść :)

      Usuń
  9. Proboszcz pewnej parafii, która również podlega pod Koleje Mazowieckie, w trakcie kazania na pasterce również fedrował, a następnie - utoczywszy kulkę - delikatnie "pstrykał" nią w wiernych. Jeden urobek opuścił akurat nos i został rzucony w lud przy cytacie: "...a słowo ciałem się stało i zamieszkało między nami". Bóg mi świadkiem, że tak powiem, na własne oczy widziałam.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Coś w tym jest. Pomijając kwestie estetyczne, to jednak trzeba przyznać proboszczowi: do głębi naturalny był. Żadnych chusteczek, wszak to dzieło z naturą niezgodne.

      Usuń
  10. Ale ona tych kóz nie zjadała, prawda?
    Więc o co afera?
    ;-)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Fakt, scenariusz mógłby być wtedy jeszcze bardziej dramatyczny ;)

      Usuń
  11. Szkoda, że w przedziale nie było jakiegoś rezolutnego dziecięcia, który skrytykowałby na głos panią sztygar.
    Evik

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Rezolutne dziecię nie miałoby żadnych oporów i wcale nie czułoby się skrępowane.

      Usuń

data:blogCommentMessage