Od południa piszemy z Teresą konspekt zajęć terapeutycznych. Jest wieczór, obie jesteśmy już trochę zmęczone, Teresa zachęca do poczęstowania się zupą. Jestem u niej zadomowiona, więc sama idę do kuchni. Na kuchence stoją dwa garnki, w obu zupa: kolorowe warzywa, kawałki mięsa, kasza. W garnku z prawej rzadsza. Ponieważ wolę gęstą, wybieram garnek po lewej. Pyszności, ale bez soli, domyślam się, że ma to związek z dietą Teresy. Dosalam i pochłaniam wielką porcję.
Wracam do pokoju. Mówię Teresie, że zupa była pyszna, tylko mało słona, ale rozumiem, że dieta. Teresa patrzy długo i pyta, z którego garnka sobie wzięłam.
- Po lewej.
- I smakowało?
- Bardzo, Tereniu, świetnie gotujesz.
Teresa wybucha śmiechem, woła córkę, żeby też posłuchała, jak mi smakowała zupa. Córka również zaczyna się śmiać. Czuję, że coś zrobiłam nie tak. Wzięłam sobie za dużo? W tym domu nie wypada solić? Zjadłam porcję przygotowaną dla kogoś?
- Bo wiesz… Ja się bardzo cieszę, że ci smakowało, ale w tym garnku była zupa dla Antka i Cimby*. Im nie solę.
* Antek i Cimba - psy Teresy rasy skye terrier
Kasia:
OdpowiedzUsuńSmacznego ;)
Ależ mnie rozbawiła ta opowiastka o zupie... to były czasy!
OdpowiedzUsuńSpoko, mój Tata jak był mały wraz z kuzynami też zjadł taką zupę dla psa. Tamta była z głów królików. A Twoja z czego??
OdpowiedzUsuńZupa Teresy składała się głównie z kaszy, warzyw oraz mięsa. Jej skład był taki sam, jak tej w garnku po prawej, ale była gęstsza :)
OdpowiedzUsuńps. A od kogo ten komentarz?
Elu, ważne że to nie był fast food dla zwierząt, typu pedigrepal :D
OdpowiedzUsuńPivo
Chyba odróżniłabym to od zupy? ;)
OdpowiedzUsuńNie dziwię się. Mój szwagier ze dwadzieścia lat temu pojechał za chlebem do Kanady. Zanim opanował język i zanim zaczął uważać co kupuje jakiś czas zajadał puszki dla kotów. Sama przyznaję, że otwarta puszka ma bardzo apetyczny zapach.
OdpowiedzUsuńA zupa? Zupa jak zupa zdrowa na mięsku.
Krysia.
Dziękuję za zrozumienie, Krysiu :)
OdpowiedzUsuńWażne, że smakowało! I co ważniejsze nasza Ela żyje i ma się doskonale, czyli nie zaszkodziło :D
OdpowiedzUsuńGdybym jadła mięso i rybki, jadłabym pewnie wspólnie z moimi kotami z jednych misek :D
(Nie no, żartuję)
Nie jestem pewna, marianko, czy tak do końca żartujesz ;)
OdpowiedzUsuńMarianka na pewno nie żartuje, ona nigdy nie żartuje :D
OdpowiedzUsuńhihi, ja też nie jestem :D
OdpowiedzUsuńPodobno nawet najtańsze kocie żarcie odpowiednio przyprawione przebija smakiem kupne pasztety w puszce (nie pytajcie...)
OdpowiedzUsuńhi hi, a zapytam: skąd wiesz? ;)
OdpowiedzUsuńNajpierw był test na człowieku kociego żarcia dla uczulonego kota przeprowadzony przez kotofila, w rezultacie tego testu i jego wyników część braci studenckiej stwierdziła, że kocie żarcie jest bardziej opłacalne... Podobno nawet kładą tam mniej chemikaliów niż do ludzkiego...
OdpowiedzUsuńW dawnych czasach testerów żywności miewali królowie :)
OdpowiedzUsuń