Do restauracji wchodzi osiem osób - siedem pań typu „moher” plus ksiądz. Od początku bardzo pochłonięci rozmowami o sprawach okołoreligijnych (kwestia ważności ślubu kościelnego wobec tego, że matrimonium było non consumatum).
Każda osoba wybiera danie główne - a jakże, rybne (cztery pstrągi, łosoś i trzy sole ze szpinakiem, każde danie uzupełnione dodatkami ziemniaczanymi i sałatkowymi), panie wypijają po kilka piw, jedna zamiast piwa - kilka kieliszków martini. Ksiądz zamawia kawę.
Widząc, że wszyscy szamają, aż im się uszy trzęsą, Piotrek proponuje desery. Każdą pozycję z listy słodkości smakowicie i obszernie opisuje, do momentu, kiedy jedna z pań oburzona przerywa kelnerskie starania:
- Jest Wielki Post, proszę pana! My w poście nie jemy słodyczy!
(Bielsko-Biała, obserwował Piotrek - kelner)
A ja tam znam osoby, które też nie jedzą różnych rzeczy przy różnych okazjach, ale zawsze chętnie przyjmują informację, że może się oto pojawia okazja do udzielenia sobie dyspensy. Oczywiście wyrzeczenia ograniczają się również do mięsa i słodyczy, bo alkoholu i imprez ogólnie pojmowanych różne posty nie obejmują.
OdpowiedzUsuńMoże odkrywamy jakaś ogólną tendencję?
Byłaby ona tendencją do...?
OdpowiedzUsuńTak to ten typ co nabożnie w niedziele biegnie do kościoła a w poniedziałek , albo nawet już w niedzielę wieczorem zaczyna wbijac ludziom w plecy noże. znam takich co bieają systematycznie na msze, są oburzeni że ja nie biegam, ale nie potrafia powtórzyc kazania, za to wymienią który sąsiad był, którego zabrakło i że sąsiadka ma nowe buty tudzież kapelusz
OdpowiedzUsuńŁatwiej odmówić sobie słodyczy niż alkohol - takie to moherowe :)
OdpowiedzUsuńad dea) To ma swoją nazwę ;)
OdpowiedzUsuńBo przecież zasady najważniejsze ;/ Piter to ma jednak fajna pracę :)
OdpowiedzUsuńA ja ostatnio znów zaliczyłam Dulską, tak mnie wzięło. Cóż czasy się zmieniają, taborety są zawsze.
OdpowiedzUsuńKomiczne, to jest własnie takie wybiórcze zastosowanie wiary, lecz nic mi do tego, bo ja niewierna jestem;)
OdpowiedzUsuńad aga_xy) Czasy się zmieniają, mentalność Dulskiej jest wieczna.
OdpowiedzUsuńad Iva) Mnie też nic do tego, jak przedstawiciele jakiegoś wyznania przestrzegają swoich reguł i zwyczajów. Dopóki owi przedstawiciele nie próbują mi wmówić, że mam żyć według zasad, które oni sami lekce sobie ważą.
(Piszę w pierwszej osobie liczby pojedynczej, bo w takich momentach mam tak, jak Yossarian z "Paragrafu 22", który był przekonany, że oni chcą go zabić. Jego. Yossariana. Nieważne, że rzecz się dzieje na wojnie i chcą zabić wszystkich. Bo Yossariana obchodzi życie Yossariana.)
Znałem emerytkę, która każdego sierpnia utrzymywała abstynencję (Sierpień - Miesiąc Trzeźwości, taka inicjatywa kościoła kat.). 31 sierpnia dokonywała zakupów alkoholowych:
OdpowiedzUsuń"Żeby było na rano, od jutra już można".
Ad 2 - tendencja do poszczenia na pokaz i w sytuacjach wygodnych, takiego, nazwijmy to 'faryzejskiego' (Jezus zdaje się stawia taki zarzut w którejś z Ewangelii). Tendencja bardzo polskokatolicka, choć jak widać - z innej tradycji się wywodząca; u nas się łatwo przyjęła...
OdpowiedzUsuńMarek - są trzy okresy w roku, w których ludzie często odpoczywają od alkoholu i dają wtedy najbliższym wytchnienie od alkoholowych ekscesów, "udowadniając" tym samym, że nie są uzależnieni: adwent, własnie wielki post i sierpień wspomniany przez Ciebie. Ostatniego dnia "trzeźwości" najczęściej własnie dokonywane są zapasy...
OdpowiedzUsuńChyba bardziej pasowałoby określenie "Bardzo Wielkie Żarcie" :)))
OdpowiedzUsuńHipokryzja wylewająca się uszami!
A spostrzeżenie świetne!
ad Desperate Househusband i iw) Hipokryzja nieodłącznie jest związana z pokazowością: post na pokaz, religijność na pokaz, moralność na pokaz. Byle było widać. To tak jak z pomnikiem Chrystusa w Świebodzinie.
OdpowiedzUsuńA mnie urzekła, oprócz wymienionych w komentarzach rzeczy, ta oszczędność i umiar przy zamawianiu potraw i napitków;) Jakże to wielkopostne:)
OdpowiedzUsuńCo się czepiasz? Słodyczy się wyrzekli! ;)
OdpowiedzUsuńEla: a czepiam się;) A co! Wierzą? Wierzą. Mają różne takie przykazanie i inne spisane? Mają. To niech przestrzegają, a nie sobie wybierają co im wygodnie. Owoce morza pewnie też są postne.
OdpowiedzUsuńAga_xy jestem właśnie w trakcie szukania nowej pracy...:)
OdpowiedzUsuńad Rude de Wredne) I tu upatruję wdzięcznego tematu na akcję medialną: plakaty, spoty, wywiady itd. Tytuł: "Czym nas gorszą (demoralizują, urażają nasze poczucie przyzwoitości itp.) katolicy?"
OdpowiedzUsuńSłodka scenka ;)
OdpowiedzUsuńIwona, żadnych słodyczy! Wielki Post jest! ;)
OdpowiedzUsuńApetyczna scenka!:D
OdpowiedzUsuńNa miejscu Pana Piotra, jako danie główne poleciłabym rybkę. Darwina.
A jako deserek - jej nóżki. Niekoniecznie w galarecie, ewentualnie w czekoladzie i koniecznie z diabelskim uśmiechem.
No co, wielkopostnie! >:-)
The world is beautiful... after a few beers or martini ;D
OdpowiedzUsuńNieelegancko, kolega kelner musi się nauczyć etykiety katolików , no bo jak to tak można podstawowych zasad nie znać...
No jak można było proponować! A jak to jeszcze był nie daj panie bobrze chudy piątek, to już w ogóle przekichane;)
OdpowiedzUsuńad Nivejka) To nie tylko piątek! Nawet ten Wielki. To jest całe 40 dni takiego poszczenia. Wyobrażasz sobie, jaka to męka? ;)
OdpowiedzUsuń"- Jest Wielki Post, proszę pana! My w poście nie jemy słodyczy!"
OdpowiedzUsuńpo tym tekście pewnie pozostale 7 osób pomyślalo ; 'Co ta kobieta wyprawia , ja chce deser!'
Polecam książkę kucharską Lucyny Ćwierczakiewiczowej "365 obiadów". Układ zgodny z rokiem liturgicznym. W Wiekim Poście np. raki (które nota bene "lubią być wrzucane na gorącą wodę"- czy raka pytano, nie wiem) i ryby których nigdy na oczy (na talerzu) nie ujrzę. Mógłbym tak przez cały rok (boży rok, a jakże).
OdpowiedzUsuńad Anonimowy) Bardzo prawdopodobne, a po takim tekście nie wypadało już o ten deser poprosić, bo licytacja na pobożność to sprawa priorytetowa ;)
OdpowiedzUsuńps. Dlaczego anonimowy? Można imieniem podpisać chociaż. Bo będę po IP do tablicy wywoływać!
No tak, proszenie o deser w takiej sytuacji byłoby conajmniej niewskazane, a już napewno byłoby to niepoprawne religijnie.
OdpowiedzUsuńW sprawie anonimowości:
Co to za różnica , podając swoje imię (prawdziwe lub też nie)nadal będę anonimowa więc to czy pod, a raczej nad komentarzem będzie widniało 'Anonimowy' czy 'Anna Kowalska' to tak naprawdę jedno i to samo.
Ad Anonimowy o numerze IP 95.49.20.249) Nie, to nie jest jedno i to samo. Dlatego o to proszę nad formularzem komentarzy. Wystarczy imię lub nick.
OdpowiedzUsuńKomputer, z którego aktualnie korzystam jest ogólno dostępny, tzn. nie należy do mnie.
OdpowiedzUsuńJeżeli podpis jest naprawdę taki ważny to ok, bez konieczności podawania IP jestem w stanie to uszanować i się podpisać.
Dziękuję :)
OdpowiedzUsuńA co do tematu dyskusji, masz rację, niepoprawność religijna wydaje się w oczach tych państwa największym grzechem. Nieprzestrzeganie przykazań (nawet własnego wyznania) to pikuś w porównaniu z tym, co się strasznego podzieje, gdy ktoś to zobaczy. Po cichu można ;)
Kobiety...
OdpowiedzUsuńJa powiem tak jestem praktykująca katoliczką ale wierzę bo chcę i zaznaczam, że wierzę w Boga , coraz mniej w instytucję Kościoła, szczególnie po obejrzeniu na youtube bodajże czegoś w rodzaju kazania mówionego przez jednego z księzy katolickich (dalabym link, ale jak już wcześniej wspomniałam nie jestem na swoim komputerze). Mimo iż chodzę do Kościoła co niedziela, noszę medalik od ósmego roku życia, modlę się i naprawde wierzę (choć to szalenie się kłoci z moim racjonalizmem) to i tak jestem wielką grzeszniczką , bo mam tatuaże, nosze ciemne ubrania, raczyłam przeczytać Harrego Potera , obejrzec film, w którym występuje wątek magii czy okultyzmu (..)- tak więc sprawa z przykazaniami wcale nie jest taka prosta, bo jak widać mogę nie zabijac, nie cudzołożyć, nie kraść itd. to i tak grzeszę, choć o tych 'grzechach' Bóg nigdy nawet nie wspomniał, dlatego też nie za bardzo obchodzi mnie to, co jakiś znający mnie pseudo katolik pomyśli gdy zobaczy mnie jedzacą deser w post czy czytająca Harrego Potera.
Ela 19: Ciekawe, kto by na taką akcję wyłożył pieniądze? I kto by to opublikował? Zawiesił etc.
OdpowiedzUsuńA poza tym byłby to kolejny dowód na prześladowanie katolików.
I szczerze, czytając o tym co powinno być, a nie powinni być dozwolone w imię wiary katolickiej, przestaje mi być do śmiechu. I paszport mi się w kieszeni otwiera.
ad Rude de Wredne) Ludzie dobrej woli by się tym zajęli ;)
OdpowiedzUsuńA ja po raz pierwszy zaczęłam fantazjować o azylu religijnym w czasach, gdy AWS było u władzy...
ad nadal podpisana) Wiara zawsze się kłóci z racjonalizmem, ale jeśli ktoś jest wierzący, nie musi szukać racjonalnych, logicznych dowodów na istnienie Boga, są mu one niepotrzebne. Nie tylko dlatego, że Bóg nie jest hipotezą empiryczną, czyli udowodnić na gruncie nauki i logiki się go nie da, ale właśnie dlatego, że wierzącemu obiektywnych dowodów nie trzeba.
OdpowiedzUsuńWiara wielu ludzi coraz bardziej uniezależnia się od przynależności do instytucji, czy utożsamiania się z instytucją, "prywatyzuje się", stając się osobistym przeżyciem a przestając być religią (czyli zinsytucjonalizowaną formą wiary).
Racjonalizm rzeczywiście nie jest potrzebny jeżeli jest się wierzącym i odrzuca sie instytucję kościoła, ale jeżeli tam chodzisz i sluchasz (niejednokrotnie!) jak ksiądz mówi o czymś, o czym nie ma pojęcia lub teoretycznie nie powinien mieć pojęcia to jednak czasami warto użyć rozumu i gdy kończy sie tamat wiary, a zaczyna 'polityka kościoła' powiedzieć sobie stop i grzecznie opuścić, nadal pozostając takim samym katolikiem, kościól.
OdpowiedzUsuńad wciąż podpisana ;)
OdpowiedzUsuńZgodzę się, że tak jest nie tylko zgodnie z rozumem, ale i po prostu uczciwie. Tylko, że opuszczając Kościół (z dużej, bo mam na myśli całą strukturę, a nie budynek) przestaje się być katolikiem.
Można pozostać człowiekiem wierzącym, ale już nie katolikiem, gdyż katolik to ktoś, kto tradycję i naukę Kościoła Katolickiego uznaje. Jeśli nie uznaje - katolikiem nie jest. Jeśli twierdzi, że jest, to tak jakby ktoś mówił: jestem wegetarianką, ale jem mięso.
Słowa mają swoje znaczenie.
Ela: "Lecz ludzi dobrej woli jest więcej i mocno wierzę w to, że ten świat nie zginie nigdy dzięki nim." Jeśli tak jeszcze jest to byłoby to możliwe:)
OdpowiedzUsuńJa za czasów AWS-u wierzyłam w to co powyżej, więc nie myślałam o azylu.
wczoraj był wielki piątek, w restauracji ruch był umiarkowany. nagle do restauracji wparowała kobieta, zdyszana, z dzikością w oczach uprzejmym ale mimo wszystko o pół tonu zbyt głośnym tonem powiedziała do mnie zamiast dzień dobry "tatar jest?" - "jest" - odparłem, - "to poproszę"...
OdpowiedzUsuńad Piotrek) Wołanie o tatara jako demonstracja światopoglądowa? ;)
OdpowiedzUsuńta pani miała dzikość w oczach, była wygłodniała tego tatara, a jak zjadła ja zapytałem oczywiście, czy smakowało, na co pani odparła, że tego właśnie było jej trzeba, zapłaciła zostawiając słuszny napiwek. Po tej wizycie zapytałem szefa, czy aby może nie napisać na tablicy przed restauracją, ze "u nas dziś najesz się mięsa do syta bez wyrzutów sumienia". Pomysł nie przeszedł. Nie wiem, czy była to demonstracja światopoglądowa, ale pani z pewnością miała na tatara ochotę, a ja sobie wyobrażam, że jej zadyszka na wstępie wynikała stąd, że powodowana głodem tego tatara była w kilku restauracjach, które wielkopiątkowo nastawione były na "świeże ryby i owoce morza"
OdpowiedzUsuńalbo inne hasło "u nas napościsz się do syta"
OdpowiedzUsuńTak, jak stosując przepisy z książki kucharskiej autorstwa Lucyny Ćwierczakiewiczowej "365 obiadów", o której wspomniał Marek w komentarzu 27 ;) Ach, jak oni kiedyś potrafili pościć!
OdpowiedzUsuńOstatnia wigilia u cioci Reni,zaraz po przkroczeniu progu przedpokoju przez trzyosobową grupę "kolędników", czyli nas :
OdpowiedzUsuńCiocia R.: To może podaj Synku od razu buteleczkę, jest w lodówce jak zwykle.
Ja (żartobliwie): Przed opłatkiem to chyba nie wypada.
Ciocia R.(przytomnie): Ale przeciez to nie tłuste...
Ciocia Renia to wyluzowana starsza Pani.Choć obyczaje, tradycja i pozytywiści nie są jej obcy.
Z tego co pamiętam to w WP szło o wyrzekanie się tego co najbardziej lubimy... Więc może panie preferują słodycze a nie alkohol? Myślę że można by to było sosunkowo łatwo określić na podstawie tuszy...
OdpowiedzUsuńSuper artykuł. Pozdrawiam serdecznie.
OdpowiedzUsuń