- Jak jeszcze mieszkaliśmy na 3 Maja, to nad nami taka staruszka mieszkała. To znaczy ona wtedy była już staruszka, to pewnie teraz już nie żyje. Jak ona się nazywała? No popatrz, nie pamiętam... Chodziłam tam do niej ją odwiedzać, bo córka to tylko tak raz za czas wpadała, a ona była już trochę niedołężna, chodzić nie mogła bez pomocy. Tak, żeby zagadać, żeby sama nie siedziała. Ona mi opowiadała o takiej swojej wielkiej miłości i do tej pory miała listy od tego pana. Pochowane w szafie miała. I strasznie się bała, co się z tymi listami stanie, jak ona umrze, że ktoś przeczyta. Chciała dać do spalenia, ale komu? Córce nie chciała, bo się bała, że zajrzy i przeczyta. No i mnie poprosiła, że mi da te listy, żebym ja u nas w piecu spaliła, bo u niej pieca nie było. Ale pomyślałam, że to przecież jej te listy, to co ja będę je palić, obca. No i któregoś dnia sprowadziłam ją po tych schodach, pomalutku, pomalutku, siadła sobie u nas w mieszkaniu pod piecem, a te listy to miała popakowane w takie równe kupki w pudełeczkach. I tak sobie siedziała na stołeczku i przez cały dzień tak je sobie po kolei do pieca po jednym wkładała. Aż do wieczora. Jaka ona była szczęśliwa, że je może spalić... Sama...
(opowiedziała Michasia - moja teściowa)
Szkoda, że dziś nie pisze się listów...
OdpowiedzUsuńMam nadzieję, że wciąż się pisze...
UsuńAch, kolekcjonowałabym takie skarby, a nie paliła ;)
OdpowiedzUsuńKolekcjonowała je. Przez całe życie.
UsuńAz gesiej skorki dostalam czytajac...
OdpowiedzUsuńTez mam takie listy, pamiatka po Owczesnym. Jest ich blisko 200 sztuk, niektore maja po 30 stron pisanych drobnym pismem. Bez wzgledu na rezultat tamtej milosci, te listy sa piekne... zawsze byly piekne.
I wiem, ze tez kiedys bede musiala je spalic.
Ot, takie jest zycie...
Może to tak jest, że każda prawdziwa miłość kończy się w płomieniach...
UsuńNie wiem, wiem, ze sie ciesze, ze ta milosc skonczyla sie pokojowo:)) Moglo byc duzo gorzej, ale z tego powodu nie pozbede sie wspomnien.
UsuńCo do prawdziwosci? Hmmm kazda z moich milosci byla/jest prawdziwa, kazda inna, ale kazda w swojej innosci prawdziwa.
Czy ze mna jest cos nie tak? :)))
Wszystko jest w porządku :) Tylko niektórzy/niektóre uważają, że prawdziwa jest tylko ta ostatnia i w związku z tym trzeba zakwestionować prawdziwość innych, które się przeżyło. A przecież to, że coś przeminęło nie oznacza, że nie było prawdziwe.
Usuńps. Pisząc o końcu w płomieniach - miałam na myśli listy. Nie awantury ;)
Piękna historia. Też mam takie listy, ale ja je rezerwuję do skrzyni ze wspomnieniami. Tzn. zrobię taką skrzynkę i zakopię, może po wielu latach, ktoś ją znajdzie i przeczyta??
OdpowiedzUsuńŻeby kiedyś, ci przyszli ludzie, którzy będą po nas, wiedzieli, że dawniej też ludzie się kochali :)
UsuńUwielbiam moje stare listy,tyle wspomnień...mam dostęp do nich i czytam je kiedy chcę-niezależnie od zasięgu czy braku prądu jak to z elektronicznymi bywa.Pamiętam jeszcze,że pisząc listy prowadziłam cały rytuał(każdy pewnie miał),a potem z niecierpliwością czekałam na odpowiedz.Uwielbiam stare listy.Rozumiem starszą panią.Wzruszająca historia.
OdpowiedzUsuńJa również bardzo lubię czytać dawne listy. Wracają wspomnienia, zdarzają się zaskoczenia...
UsuńCzęsto wzruszenie...
Ostatnio nawet spotkałam autora listów do mnie (tych,które tak z namaszczeniem przechowuję)i dowiedziałam się,że on również ma moje listy! Ależ byłam zaskoczona-nie widzieliśmy się ponad 20 lat.To było miłe.Nie spalę tych listów nigdy,a jeśli już,to sama-tak jak starsza Pani.
UsuńWiem, jak niesamowite mogą być takie spotkania. I poruszające. Kiedy myślisz/myślę: on wie, jaka byłam, co było dla mnie ważne, jak wyglądałam, kiedy miałam 20 lat! Jest częścią mojej historii, jest częścią mnie... :)
Usuńwzruszyłam się ...
OdpowiedzUsuńja też kiedyś spaliłam takie listy, niestety nie w piecu tylko w zlewie, który oczywiście pękł pod wpływem temperatury:-)
Na styku codzienności i magii (a takie palenie listów to wszak magia) dzieją się groteskowe rzeczy :)
UsuńMichasia, wspaniała kobieta ze swoim rozumieniem potrzeb ludzkich. Swoje listy spaliłam wszystkie. Dokładnie. Nikt nie lubi uświadamiać sobie, ze był oszukiwany, a każde słowo z listów tchnie fałszem:(
OdpowiedzUsuńO, tak... Michasia jest wspaniała. Ma tyle wrażliwości, wyczucia, a także taktu. Można by jej powierzyć nawet miłosne listy i mieć pewność, że naprawdę nie przeczyta.
UsuńTo był inny ogień...
Wzruszająca historia....
OdpowiedzUsuńJa również lubię wracać do starych listów... Czytać je, uśmiechać się, trochę się popłakać...
Takie listy to jak pamiętnik pisany przez dwie osoby :)
Usuńpożegnała się osobiście ze swoją miłością:)
OdpowiedzUsuńI tak powinno być. Nikt inny nie może tego zrobić za nas.
UsuńDobra decyzja, może i ja powinnam już teraz popalić moje notatki z lat młodzieńczych.
OdpowiedzUsuńTo bardzo trudna decyzja. Bo przecież żal?
UsuńWiesz Elu? Od dawna nic mnie tak nie wzruszyło, komentarz jakby jest nie na miejscu.
OdpowiedzUsuńCała kruchość...
UsuńNiebywale symboliczny gest.
OdpowiedzUsuńJest w nim też taka zgoda: wiem, że umrę i wiem, że niedługo...
UsuńBardzo poruszające...
OdpowiedzUsuńP.S. Można też kreatywnie odpoczywać ;D
I o tym własnie pisałam u Ciebie ;)
UsuńZ drugiej strony żal jest tych spalonych listów.
OdpowiedzUsuńOdczytać takie listy po 100-200 latach...
Swoich listów na razie nie spaliłam.
Evik
Żal. Ale tak zdecydowała, chociaż pewnie i ona czuła żal, kiedy się żegnała...
UsuńTeż sobie pomyślałam, że trochę żal tych listów. No ale taka była jej wola.
OdpowiedzUsuńMyślę, że to jest jakoś ważne, że odeszła spokojna, że historia tej miłości zostanie tylko jej i tego mężczyzny historią, że nikt inny jej nie przeczyta.
Usuńw moim życiu też nadszedł taki moment, że spaliłam karton listów. I wiesz, jakby spadło ze mnie z pół tony kamieni. Czas chyba nie jest ważny a sam proces tego, co się w nas zmienia...
OdpowiedzUsuńTak. Czas i tak upłynie.
Usuń