Podczas poszukiwania w internecie krótkiego opisu metody negocjacyjnej „zły policjant – dobry policjant” (teoretyczna część scenki „Dobry i zły kioskarz”), natknęłam się na artykuł, nad którym zatrzymałam się dłużej, ponieważ wzbudził mój podziw i zazdrość.
Dotąd błądziłam w przekonaniu, że cokolwiek by nie mówić o pochodzeniu tej metody od metod stosowanych podczas policyjnych przesłuchań, z pewnością policjanci nie przesłuchują "denata". Nie wykluczam, że istnieją rzadkie przypadki, kiedy w wyniku przesłuchania przesłuchiwany staje się denatem, ale nie jest to sytuacja typowa ani stan, w którym da się go poczęstować papierosem, negocjować z nim lub do czegokolwiek zachęcić. Myliłam się.
Prawdopodobnie dlatego, że jestem tylko zwyczajnym psychologiem po zwyczajnych studiach na zwyczajnym Uniwersytecie Jagiellońskim, nie zaś po specjalnych kursach na którejś z Wyższych Szkół Czegoś Tam i Czegoś Tam Jeszcze, ani też (jak autor artykułu) nie mogę się tytułować Superkupcem. Możliwe, że po prostu podczas studiów opuściłam te akurat zajęcia. Mimo tego, wciąż mam nieodparte wrażenie, że nawet będąc Superkupcem, nie można odnieść sukcesów handlowych negocjując z denatami...
Nie widziałam też, w odróżnieniu od autora artykułu, żadnego filmu policyjnego, w którym policjanci przesłuchują denata, co także może wynikać z moich zaniedbań: TV oglądam niezwykle rzadko, z reguły thrillery i horrory, ale nawet tam nie spotkałam się z podobnym rozwojem akcji. Zazdroszczę zatem autorowi tak brawurowej wyobraźni scenariuszowej i mogę jedynie poprosić o polecenie jakiegoś tytułu, w którym taką scenę mogłabym zobaczyć. Byłam także przekonana, że do przesłuchań denatów nie wzywa się policjantów, ani nawet Superkupców, a najbardziej kompetentną w tej ezoterycznej dziedzinie osobą jest medium.
Ps 1) Nie mogąc przejść obojętnie nad tak wyrafinowaną, jak opisana w artykule, techniką negocjacji, nie omieszkałam pozostawić komentarza na blogu autora („Prawdopodobnie jedyny taki blog o sprzedawaniu”, written by Superkupiec\ tags: negocjacje)*, zrobić zrzutu tegoż bloga oraz strony, na której autor chwalił się znajomością referowanej metody** („Publikując praktyczne rozwiązania w swoich artykułach - jesteś postrzegany jako znawca tematu, ekspert”) oraz umieścić jednego ze zrzutów na scenkach.
* sam zachęcił: http://www.praca-handel.pl/index.php/taktyka-dobrego-i-zlego-policjanta/
** http://artelis.pl/artykuly/9259/technika-negocjacyjna-dobry-i-zly-policjant
Ps 2) Na wszelki wypadek: śpieszmy się obejrzeć artykuły, tak szybko je edytują...
Ps 3) Nie szkolono mnie w technikach negocjacji handlowych z denatami, jestem jednak psychologiem z biegłą znajomością języka polskiego, dlatego śmiem podejrzewać, iż mogło chodzić o „delikwenta”.
Ps 4) Gramatyka: tę taktykę. Nie „tą” taktykę.
Nie zgodzę się, że nie można odnieść sukcesów handlowych negocjując z denatami, co niniejszym łacno udowodnię ku uciesze gawiedzi.
OdpowiedzUsuńŚmiem bowiem twierdzić, że właśnie denat jest najlepszym partnerem do negocjacji, bowiem typowemu danatowi, w jego stanie jest już zupełnie wszystko jedno. Raczej nie będzie się kłócić i łatwo przekonamy go do swojego zdania. Zaś nawet w przypadku, gdyby denat się z nami nie zgadzał, przyrodzony jego stan raczej utrudni mu werbalizację oporu i urzeczywistnienie ewentualnej obstrukcji.
C.B.D.O. };>
Z drugiej strony można się obawiać, że klient będący denatem, usztywni swoje stanowisko ;)
OdpowiedzUsuńŻywo zareaguję(bo jeszcze mogę)na opisany cud i stwierdzam z całą mocą,że czasem marzą mi się tacy klienci...jakże handel byłby przyjemniejszy! :)
OdpowiedzUsuńCóż, w mojej dawnej uczelni nauczał facet, który nie żył wtedy od pół roku. Nauczał teoretycznie, bo na zajęciach się nie pokazywał (z przyczyn wszak niezależnych od niego). Problem w tym, że do podpisania umowy doszło "po" śmierci delikwenta. Ale ja miałam bardzo ciekawą uczelnię ^^
OdpowiedzUsuńPrzy okazji, może mu się po prostu słówka pomyliły? Albo nie wie co oznacza słowo "denat"? :)
Jako komentarz niech posłuży dowcip.
OdpowiedzUsuńW Egipcie odkryto mumię faraona i nawet wielcy eksperci nie potrafili określić wieku mumii. Wreszcie ktoś wymyślił, aby zwrócić się z tą sprawą do KGB. Ludzie z KGB spędzili z mumią pięć minut i poinformowali:
„Ma 5463 lata”.
„Skąd jesteście tacy pewni?”
„Sam się przyznał”.
Oczywiście, w świetle tego dowcipu można przesłuchiwać denata. Jestem tylko ciekawa, jakich technik użyli ;)
OdpowiedzUsuńPewnie użyli piórka :D tego by nikt nie zniósł.
OdpowiedzUsuńGłupota ludzka nie przestanie mnie nigdy dziwić. Kiedyś mówiło się "papier wszystko przyjmie". Teraz internet przyjmuje wszystko bez zastrzeżeń. Nawet gadającego denata. Posłużę się cytatem z Lema - "Dopóki nie zacząłem używać internetu, nie wiedziałem że na świecie jest tylu idiotów.
OdpowiedzUsuńMówił też'Głupota nigdy nie przekracza granic; gdzie stąpnie, tam jej terytorium'.
OdpowiedzUsuńCo odpowiedział Superkupiec na swoim blogu:
OdpowiedzUsuńsierpień 21st, 2010 at 06:28
Dziękuję za czujność językową :) Jest Pani jedną z 17 000 osób, które przeczytały ten artykuł.
Zadziwiające, że tylko Pani zauważyła ten błąd. Jest mi niezmiernie miło.
Nie mam zamiaru poprawiać tego błędu w artykule. Niech będzie on źródłem ogromnej radości dla czytelników. Niech pobudza wyobraźnię.
Niech zwiększa poczucie własnej wartości czytelnika, który nigdy by takiego błędu nie uczynił. Niech bawi i jednocześnie uczy.
Artykuł ten niech będzie inspiracją dla przyszłych Polaków. Niech będzie nauczką dla przyszłych policjantów negocjatorów - szkoda czasu - denat nie przyzna się do winy.
Zapomnijmy o denatach, bo nie ma sensu z nimi negocjować :)
Dla wszystkich czytelników chciałbym przekazać informację że słowo denat użyte w artykule jest błędem językowym. Proszę zastąpić go słowem delikwent.
Co odpowiedziałam Superkupcowi:
OdpowiedzUsuńDziękuję za docenienie mojej czujności językowej, chciałabym jednak zauważyć, że zauważenie denata w kontekście negocjacji czy przesłuchań nie wymaga wyjątkowych umiejętności; wystarczy znajomość znaczenia słów w języku, w którym artykuł jest napisany oraz odrobina chęci, by nie przechodzić nad takimi błędami do porządku dziennego. Bowiem, cytując klasyka, ważne jest, aby język giętki wypowiedział wszystko, co pomyśli głowa.
Podejrzewam, że artykuł nie będzie ani nauczką dla policjantów negocjatorów: ci bowiem prawdopodobnie wiedzieli już wcześniej, że denat nie przyzna się do winy, ani też nie zwiększy poczucia wartości czytelników posługujących się językiem polskim, gdyż dla nich wyłapanie takiego błędu nie będzie niczym trudnym.
Zadziwia mnie jedno: jak to możliwe, że 17 000 osób nie zwróciło uwagi na ten błąd? Może po prostu zabrakło im uważności, może nie przeczytali tekstu ze zrozumieniem, może jest im obojętne, czy użyją słowa denat czy klient... Może, ich zdaniem, tych słów można używać zamiennie? Hipotezy można by mnożyć. Gdyby zastosować do interpretacji tego faktu zasadę dowodu społecznej słuszności, zyskujemy informację, że 17 000 czytelników przeszło nad znaczeniem artykułu obojętnie, a także potwierdzenie wyników badań wskazujących, iż ogromny procent (70!) dorosłych Polaków jest wtórnymi funkcjonalnymi analfabetami.
ps. Nie tylko ja zauważyłam ten błąd. Podobny, acz nie tak rozbudowany, komentarz znalazł się pod kopią artykułu na portalu artelis.pl:
Ania (gość) wtorek, 29 czerwiec 2010 - 14:54
Wszystko fajnie, tylko że denata przesłuchać się już nie da ;-)
http://artelis.pl/artykuly/9259/technika-negocjacyjna-dobry-i-zly-policjant
Spieszę donieść, że istnieje technika (choć nie jestem pewna, czy negocjacyjna), mająca zastosowanie przy przesłuchiwaniu denata/ów. Źródło(że o praźródłach nie wspomnę): cykl "Nekroskop", autor: Brian Lumley, efektywność techniki: wysoka. Ale mam pewne podejrzenia, że autorowi artykułu, o którym Elu piszesz, nie o tę technikę jednak chodziło...
OdpowiedzUsuńAneto, jestem żądna szczegółow!
OdpowiedzUsuńNie wypada mylić "błędu językowego" z błędem znaczeniowym...,że się tak niekulturalnie upomnę.
OdpowiedzUsuńTreść artykułu wyjątkowo wnikliwa, bardzo wyjątkowo...,że błędem językowym się posłużę.
Tak. Gdyby pominąć owego częstowanego papierosem nieszczęsnego denata, który tak bardzo odczuwa różnicę w samopoczuciu, że jest skłonny do współpracy, tekst byłby w porządku. Aż tak bardzo wnikliwy ten artykuł nie jest, ale trudno tego wymagać przy popularnym przedstawieniu metody, toteż nie zgłaszałam zastrzeżeń co do opisu samej techniki. Niestety, taka pomyłka (niedbałość? nieznajomość znaczenia słowa?) jest śmieszna i niepoważna, zwłaszcza jeśli autor chce być postrzegany jako fachowiec. Czy od handlowców nie można wymagać staranności?
OdpowiedzUsuńps. Superkupiec (mimo dwukrotnego przesłania) mojej odpowiedzi na jego odpowiedź nie zamieścił.
17 tyś. na wjazd robi wrażenie...
OdpowiedzUsuńMiało robić wrażenie i zaprzeć dech w piersiach. Pisząc to, Superkupiec odwołał się do tzw. społecznego dowodu słuszności. Wszak 17 000 ludzi nie może się mylić ;) Wiele osób łapie się na ten rodzaj manipulacji. Tylko, że cóż warte jest 17 000 czytelników, którzy czytają bez zwracania uwagi na słowa?
OdpowiedzUsuń"Gdzie wszyscy myślą tak samo, nikt nie myśli zbyt wiele" (Walter Lippman)
Metoda przekonywania pt.: Już 5 milionów osób ma ten telewizor, kupiło ten dezodorant, samochód itp.
OdpowiedzUsuńMiałem napisać o tych muchach (bez subtelności) ,ale już bez tego porównania moja wypowiedź wydała mi się zbyt uszczypliwa.
OdpowiedzUsuńZgadzam się oczywiście. Im więcej, im bardziej w głowie się nie mieści, tym lepiej.
Urażony? Jeszcze nie :) Asceta? Kuszące, ale tylko
OdpowiedzUsuńw jednym ze znaczeń.
To była odpowiedź na Twoje pytanie: Czy istnieje ktoś kto nie chciałby mieć (posiadając realną możliwość) prawdziwego, cielesnego piękna pod sobą, nad sobą czy w sobie, względnie "na boku"?
OdpowiedzUsuńTaki mógłby nie chcieć ;)
Można się pośmiać. Ale to jest już żałosne i przerażające! Mam dość już bełkotu w necie i innych publikatorach! Nie wiem jak to wygląda w TV ale pewnie podobnie!
OdpowiedzUsuńA ludziska czytają, czytają i małolaty, które potem piszą tak jak piszą a nie potrafią się wypowiadać. Nie mówię już o czytaniu ze zrozumieniem, o mówieniu na TEMAT!
W ustach (pisz Pan fachowca) pomylenie znaczenia słowa "denat" z "delikwentem" to już nie jest pomyłka a blamaż!
Tak rzekłam ja - marianka ;)
Aj. Taki tak :)
OdpowiedzUsuńdanger_mouse: się blogi poplątały? :)
OdpowiedzUsuńTutaj jest dużo przyjemniej :) Ten zmanipulowany denat...:D Poza tym, tam mam jakiegoś tajemniczego, złośliwego, humorzastego "errora", który nie pozwala mi m.in. zamieszczać komentarzy.
OdpowiedzUsuńWśród raportów policyjnych można znaleźć prawdziwe perełki. Aż zacytuję:
OdpowiedzUsuń"Wiesław K. będąc w stanie głębokiego upojenia alkoholowego dostał ataku białej gorączki, gdyż pociął się po rękach nożem rzeźnickim i wygrażał wszystkim domownikom. Poza tym nie był agresywny."
"Za odstąpienie od czynności służbowych podejrzana o nielegalny wyrób spirytusu Kazimiera W. zaproponowała mi do wyboru: wiadro wysokoprocentowego bimbru albo stosunek z jej osobą, przy czym ja w tym dniu na stosunek z jej osobą nie miałem większej ochoty..."
"Podejrzany Zygmunt D. dokonał czynu lubieżnego w ten sposób, że podczas imienin będąc pod wpływem alkoholu uchwycił Krystynę Z. za jej przyrządy płciowe. Pokrzywdzona nie będzie składać wniosku o ściganie."
"Na miejscu wypadku ustaliłem, że ofiarą potrącenia przez samochód jest Wioletta K. córka Zbigniewa, lat 9 zamieszkała w Lutczy, panna bez zawodu i przynależności partyjnej. Sprawcy wypadku, oraz ofierze - Wioletcie K., lat 9 pobrano krew do badań na obecność alkoholu."
Źródło - Angora nr 35/2010 (29 sierpnia 2010), s. 38.
Evik, dziękuję za porcję humoru :)
OdpowiedzUsuńSuperkupiec:
OdpowiedzUsuńWitam serdecznie. Pozwoliłem sobie zamieścić Pani odpowiedź na swoim blogu.
Wszystkich chętnych do dyskusji zapraszam.
Pozdrawiam i dziękuję za umieszczenie odpowiedzi.
OdpowiedzUsuńPozwalam sobie skopiować odpowiedź Superkupca zamieszczoną na jego blogu:
OdpowiedzUsuń"Witam serdecznie
Chciałbym przeprosić czytelników za swój błąd oraz za to ze nie mam zamiaru go naprawić.
Niech będzie on nauczką dla wszystkich czytelników, którzy podobnie jak ja czasami popełniają błędy.
Może mój błąd obudzi zaspanych czytelników, którzy zamiast czepiać się słów, szukają odpowiedzi na nurtujące ich pytania i zachęci do piętnowania błędów znaczeniowych popełnianych przez “fachowców”, którzy nie dbają należycie o poprawność tego co piszą. Nigdy nie uważałem się za mistrza w tym co robię, ponieważ popełniam błędy (także ortograficzne, językowe i znaczeniowe). Znam się jednak na tym, co robię - czyli sprzedaży.
Od siebie dodam, że pomimo wstydu , czuję się trochę rozbawiony tą sytuacją :) Pozostaje mi tylko mieć nadzieję, że duża grupa czytelników zrozumiała sens mojego artykułu i nie będzie tracić czasu na negocjacje z denatem :) Niech ten wpis zainicjuje ruch obrońców języka polskiego do wyjścia z podziemia i walki o lepszą polszczyznę :)"
Sztuką w dzisiejszych czasach rzadką, a przez to cenną, jest umiejętność przyznania się do błędu i potraktowanie zwróconej uwagi z należnym dystansem. Tym bardziej pozdrawiam :)
I bardzo ładnie :)
OdpowiedzUsuńEvik7 pisze...
OdpowiedzUsuńPorcji humoru/raportów policyjnych ciąg dalszy:
"Decyzją prokuratora zwłoki konia wydano rodzinie."
"Poszkodowany został odwieziony do szpitala celem umieszczenia w tamtejszym zakładzie pogrzebowym."
"Na miejscu spotkania spotkałem trzech denatów, z których dwoje dawało oznaki w postaci przekleństw, a trzeci był całkowicie nieżywy."
"Około dwóch tygodni temu, denat Eustachy K. pobił się w restauracji "Wierchy" kategorii III z Marianem Z., po czym zbiegł. Przez następne kilka dni widziany był na melinie u Genowefy M, aż w dniu wczorajszym denat zmarł, gdyż zatruł się śmiertelnie denaturatem."
Źródło - Angora nr 36/2010 (5 września 2010), s. 38.
Umarłam ze śmiechu :)
OdpowiedzUsuńMożna mnie przesłuchać:)
aga_xy, trzeba koniecznie powiadomić o tym Superkupca, on zna policjantów, którzy się tym zajmują ;)
OdpowiedzUsuń