Bez demontażu



Biuro mechanika samochodowego. Za ladą żona mechanika, doskonale zorientowana w zawiłościach samochodowych, ale lepsza od męża w kontakcie z klientami, dobrze pamięta ich nazwiska, samochody, zawody. Na odbiór samochodów czekają: Marek i pan Janek. Wystrój biura tematyczny: na ladzie stare modele samochodów: syrenka, kilka modeli fiatów itp., co dostarcza oczekującym tematu - wszyscy zaczynają opowiadać o swoich dawnych samochodach. Okazuje się, że wszyscy obecni kiedyś mieli Fiata 126p Bis*, więc rozrzewnieni wspominają trudną specyfikę budowy silnika tego samochodu, która polegała na tym, że nie dało się do niczego dostać, bo Bisy miały silnik jak na malucha nietypowy: chłodzony płynem, większy, ułożony w pozycji leżącej i na dodatek ciasno poupychany pod bagażnikiem, więc każda drobna naprawa była nie lada wyczynem, wymagającym wielkich umiejętności manualnych.

- A ja nawet potrafiłem sam świece wymienić! - chwali się Marek.
- Bez demontażu czegokolwiek? - pan Janek nie dowierza.
- Bez demontażu.

Zapada pełne zdumienia milczenie. Żona mechanika po chwili:
- Ale to dlatego, że pan jest ginekologiem.

(Bielsko-Biała, opowiedział Marek-ginekolog)


* http://pl.wikipedia.org/wiki/Fiat_126

4 komentarze:

  1. Kasia- też miałam Fiata 126 bis :) niezapomniane wrażenia

    OdpowiedzUsuń
  2. najlepszy mechanik, to nie taki, który potrafi się dostać do świecy... ale taki, który naprawiając samochód jednocześnie tak sprytnie go psuje, że może w ciemno zapisać w kalendarzu kiedy się pojawimy znowu...

    Jest taki kawał, że zespół FORMUŁY 1 testował mechaników i Niemcy wymienili opony w 3 s. a polacy w 2 s., ale wybrali Niemców, bo przedstawicielom FORMUŁY nie podobało się, że polacy jednocześnie przebili numery silnika :)

    OdpowiedzUsuń
  3. Znam tę teorię/praktykę z opowieści zaprzyjaźnionego pana "złotej rączki", który jest jej praktykującym wyznawcą, uważa wręcz, że jest ona podstawą wszelkich usług, przepływu pieniędzy i działania wolnego rynku. Działa to tak, że jeśli on zostawi w remontowanym czy naprawianym mieszkaniu jakąś drobną wadę, to po pewnym czasie właściciele ponownie będą potrzebowali "złotej rączki" i biznes będzie się kręcił. Może wezwą jego, może (jeśli stracili zaufanie) jego kolegę - to nie ma znaczenia, bo kolega też w jakimś mieszkaniu zostawił drobną niedoróbkę, więc właściciele po pewnym czasie wezwą "złotą rączkę" i da capo al fine... ;)

    OdpowiedzUsuń
  4. Haha, Co jak co, ale kwalifikacje Marek ma :D

    OdpowiedzUsuń

data:blogCommentMessage