Miejsce akcji: sklepik wszystkobranżowy w Wapienicy, pora barbarzyńska (przed 6 rano). W sklepiku o tej godzinie zaopatrują się pracownicy okolicznych zakładów i fabryk. Andrzej kupuje śniadanie do pracy. Na koniec prosi o „Wyborczą”.
Na te słowa pani robi szybki półobrót i bez patrzenia wyćwiczonym ruchem sięga po Wyborową. Po chwili dochodzi do niej sens słowa, z uśmiechem odkłada butelkę na półkę i podaje gazetę.
I już wiadomo, co najczęściej przed pracą kupują robotnicy.
(Bielsko-Biała, Wapienica, zaobserwował Andrzej)
wystawa tego sklepiku była również inspiracją scenki Magic Man Pontifical
Bardzo podobną sytuację napotkałem kilka dni temu w sklepiku w małej gminie nieopodal Sochaczewa. Kupowałem prowiant na kilka dni, na koniec przypomniało mi się, iż mamy w planie ognisko z pieczeniem kiełbasek, więc poprosiłem o trzy czwarte zwyczajnej. Pani ekspedientka natychmiast postawiła na ladzie flachę jakiejś gorzały. Odruch warunkowy.
OdpowiedzUsuńGdyby podał pełną nazwę,łącznie z nazwiskiem naczelnego,to pewnie obyłoby się bez zamieszania :)A tak na poważnie-wyszło,że Andrzej jest odmieńcem wśród grona porannych klientów.
OdpowiedzUsuńdla mnie bomba... poranna wyborowa nie jest zła w połączeniu z wyborczą dojdzie do strajków :)
OdpowiedzUsuńHihi, no przyzwyczajenie drugą naturą :)
OdpowiedzUsuńGrunt to skojarzenia:))
OdpowiedzUsuńsystemy polityczne się zmieniają ,ale duch w narodzie nie ginie!Druga sprawa że coraz trudniej czytać "Wyborczą" na sucho ;-)
OdpowiedzUsuńUrocze :) I takie nasze, swojskie..
OdpowiedzUsuńA to Polska właśnie - bez zbędnych słów :)
OdpowiedzUsuńPozdrawiam
A mnie już dawno przestało to śmieszyć- prolstwo-fizolstwo chleje na potęgę, nawet w pracy, i jakby nikomu to nie przeszkadzało.
OdpowiedzUsuńCiekawe jak to wyglądało za peerelu,bo ponoć jeszcze gorzej....
ad Andrzej) Mnie też nie śmieszy, zwłaszcza od czasu, kiedy moje pacjentki opowiadały, jak ich synowie, mężowie, bracia, pijani zjeżdżają na dół kopalni przy milczącym przyzwoleniu kolegów. I wcale mnie potem nie wzruszały telewizyjne newsy o kopalnianych katastrofach, raczej mnie szlag trafiał, bo zastanawiałam się, ile z tych wypadków jest spowodowanych właśnie czymś takim...
OdpowiedzUsuńByło nie było w to głupie ryło w ten dziób spragniony!Kiedyś za PRL-u czytało siem "książki", czasem jedna ,czasem dwie a jak brakło to ktoś na miskach napisał własną i dalej się czytało ;)))))
OdpowiedzUsuńEdward Sojka.
ad Ela) Już z dwóch źródeł słyszałem, że z wydajnością "trudu górniczego" to tak.... Niedawno jakiś minister stwierdził, że górnik tak realnie to pracuje 6 g. a znajomy z pracy, który kiedyś był górnikiem, ze śmiechem przyznał, że nie więcej niż 3-5 g. zależnie od dnia. Reszta na odpoczynek ranny przed pracą, potem wszelkiego rodzaju przerwy , dochodzenie ślamazarne do tak zwanej ściany. No i koniec dnia tez już koło 13 się zaczyna.
OdpowiedzUsuńPlus oczyw. ten alkohol.
Rozumiem górników, na trzeźwo też bym tam nie wlazł :) Wyborna scenka.
OdpowiedzUsuń