Kasia T. chce kupić samochód. Używany, ale nie bity. Po kilku podejściach zauważa, że najczęstszą techniką sprzedających jest zarzekanie się przez telefon, że wszystko jest w porządku, tylko po to, aby zwabić klienta na miejsce, w nadziei, że zwabiony da się namówić na kupno niezależnie od stanu pojazdu.
Przy kolejnym obiecującym ogłoszeniu, ale z dość odległego miasta, nie chcąc powtarzać poznanego już schematu, dokładnie i kilkakrotnie upewnia się, czy samochód nie był bity. Sprzedający kilkakrotnie zapewnia: Oczywiście, nie był bity, przecież taki kawał drogi na próżno bym pani nie ciągał. Skoro nie był bity, Kasia jedzie dokonać oględzin. Samochód wygląda dobrze, ale nie zaszkodzi sprawdzić go w pobliskiej stacji kontroli pojazdów. Sprzedający nie widzi przeszkód. Mechanik zgadza się sprawdzić za darmo.
Kasia: I jak?
mechanik: Nie był bity...
Kasia: O!
mechanik: Z jednej strony.
(opowiedziała Kasia T.)
Następnym razem do listy pytań zadawanych sprzedającym należy dodać: Czy pan/pani ma zwyczaj kończyć zdania?
Przed Kasią trudny zakup. Jak już kolejnego sprzedawcę zapyta o obie strony, zostaje jeszcze przód, tył, dach...
OdpowiedzUsuńO tak,wiele możliwości jeszcze przed nimi ;)
OdpowiedzUsuńNie dostrzegacie pozytywów:-) Tym sposobem Kaśka się uczy, w końcu kupi i sprzeda z zyskiem.
OdpowiedzUsuńw nadziei, że znajdzie się kupujący, który uwierzy na słowo. Paradoksalnie takich wcale nie jest mało. Dla niektórych oszustwo jest nieodzownym elementem interesu.
OdpowiedzUsuńJa się kilkukrotnie spotkałam z "lansem na babcię" - mam wrażenie, że właścicielką 3/4 samochodów nie-pierwszej-świeżości była starsza kobieta, która "jeździła tylko po wnuczkę do przedszkola" i "raz w tygodniu do kościoła"... Poza tym nie miałam nigdy do czynienia ze sprzedawcą używanych samochodów, który nie byłby cwaniakiem... To chyba jest wpisane w ten zawód...
OdpowiedzUsuńNo i weź i idź kup auto, pozostaje z salon... i święty spokój.
OdpowiedzUsuńha ha ha ha ha ha, dobre:-)
OdpowiedzUsuńO rety, a ja sie obsmialam jak glupia z samego wyrazenia "czy samochod byl bity?" bo sobie wyobrazilam bity pasem, piescia czy moze sztacheta:)))) No w zyciu nie przyszloby mi do glowy takie pytanie, natomiast na pewno zapytalabym czy samochod byl uszkodzony na skutek wypadku.
OdpowiedzUsuńEpilog: Kaśka, w trosce o życie i zdrowie kolejnych sprzedawców, kupiła w końcu nowy samochód, uznając, że będzie z niego korzystać do jego samochodowej śmierci.
OdpowiedzUsuńDodatkowa przesłanka decyzji - uprzednio była trzecią właścicielką malucha. Sprzedała go mile wyglądająca osoba płci żeńskiej, której uczciwie patrzyło z oczu. Osoba zapewniała, że pojazd jest w świetnym stanie i że jeździła nim tylko do pracy. Świetny stan pojazdu powodował, że:
- auto samo decydowało, kiedy ma ochotę zapalić, a kiedy nie,
- pewnego dnia zdecydowało również, że nie chce już mieć nic wspólnego z drążkiem kierownicy - i do dziś radością napełnia mnie fakt, że zdarzenie miało miejsce podczas postoju na światłach, a nie w trakcie jazdy,
- o innych przypadłościach nie będę pisać, bo nudne.
Reasumując - Kaśka nie nadaje się do kupowania używanych aut.
:)
ad Riannon i Iwona) I na pewno o jakimś kawałku się zapomni. Sprzedający tylko na to czyha! :)
OdpowiedzUsuńad czarek samuel k.) O tak, uczy się... To cenna widzą nie tylko o samochodach, ale i o ludziach.
ad Katarzyna) Jak to się nie nadaje? Może JESZCZE się nie nadaje, a ćwiczenie wszak czyni mistrza. Zawsze też może wcielić się w rolę sprzedającego ;)
No to mówił prawdę. W pewnym sensie...;)
OdpowiedzUsuńad Nivejka) W pewnym sensie. Powiedzmy: pół prawdy ;)
OdpowiedzUsuńMmmm...używany samochód to wielka zagadka. Mam taki pierwszy raz w życiu, oczywiście wcześniej jeździł nim staruszek, oczywiście niepalący, i oczywiście wcale nie był bity. (samochód bo co do staruszka sprzedający nie miał pewności)
OdpowiedzUsuńJak to nie miał pewności?! Jak to?!
OdpowiedzUsuńKolega inżynier radził - weź, to wzięłam. Pan był bardzo elokwentny,wygadany ale o poprzednim właścicielu nie wiedział wiele, po za tym, że to schludny, cichy, niemiecki staruszek. A rok później dostałam wezwanie do urzędu, o którego istnieniu nie miałam pojęcia. W pokoju siedziały cztery panie z trwałymi na głowach, w kwasnych sweterkach i fajkami w zebach. (a już wtedy był zakaz!), które poinformowały mnie grzecznie, że wszystko co powiem może zostać uzyte przeciwko mnie, blebleble...a potem mnie grilowano przez 45 minut(pozwolono palic do woli) i uchylono nieco rabka tajemnicy auta i sprzedawcy.:)
OdpowiedzUsuńTo brzmi, jak opis tajnej akcji tajnych służb ;)
OdpowiedzUsuńMonotonne jest życie mechanika. I sprzedawcy bitych/na poły bitych samochodów. Wciąż te same kwestie do powtarzania...
OdpowiedzUsuńad Aurora) Może powinny urozmaicić asortyment, a dzięki temu także repertuar wypowiedzi?
OdpowiedzUsuńcóż. wielu ludzi buduje swój świat na kłamstwie i próbuje to kłamstwo dobrze "sprzedc innym".
OdpowiedzUsuńuważam jednak, że nawet, gdy komuś się to powiedzie, to i tak ono do niego powróci. życie!
Nie podejrzewam sprzedających samochody o budowanie swojego świata na kłamstwie. Oni jedynie zarabiają na kłamstwie. No chyba, że zarabianie pieniędzy jest dla nich całym światem ;)
OdpowiedzUsuńBardzo ciekawy wpis. Pozdrawiam serdecznie.
OdpowiedzUsuńBardzo ciekawie napisane. Jestem pod wielkim wrażaniem.
OdpowiedzUsuń