osoby:
mama Stasia, Staś (lat 5,5)
mama Stasia, Staś (lat 5,5)
Staś zaczął się ciekawić literkami. Zna już dużo literek i umie układać z nich wyrazy. Kiedy nie wie, jak jakaś literka wygląda, przychodzi do mamy, żeby mu narysowała (najbardziej lubi, kiedy mama „rysuje” rękami kształt literki w powietrzu) , a potem wymyśla i zapisuje sobie w specjalnym zeszycie słowa, w których jest ta literka.
Tym razem pyta o literkę „n”. Mama rysuje „n” w powietrzu, Staś idzie zadowolony do swojego pokoju, żeby sobie coś zapisać. Po dłuższej chwili mama Stasia postanawia sprawdzić, jaki to wyraz wymagał znajomości „n”. Staś siedzi nad zeszytem dumny ze swojego dzieła. Mama zagląda do zeszytu, a tu mozolnie i bardzo starannie wykaligrafowane: s-k-u-r-w-y-s-y-n.
(opowiedziała Gosia, sąsiadka mamy Stasia)
ps. Staś nie wiedział, że to jest brzydkie słowo. Usłyszał je od drwali, którzy nieopodal jego domu pracowali przy wyrębie lasu. Wszystkie pozostałe literki już znał.
Tak... bez "n" się nie da, nawet po niemiecku. Bez "n" komunikacja z bliźnimi byłaby ułomna, czy wręcz martwa.
OdpowiedzUsuńMały ma dar - żeby tak ze słuchu odtworzyć na piśmie takie słowo, długie jak skurwysyn ;-)
OdpowiedzUsuńad Czarek Samuel K. ) Wszystkie literki wcześniej czy poźniej okazują się niezbędne )
OdpowiedzUsuńad Desperate Househusband) No i dar do zapamiętywania dialogów ;)
A mnie tak jakoś nigdy nie cieszyły przeklinające dzieci, a jeszcze mniej ich mamy zaśmiewające się z tego z koleżankami.
OdpowiedzUsuńad patkowa) Dla mnie zabawne jest zestawienie mocy słowa i Stasiowej niewiedzy.
OdpowiedzUsuńNie jestem w stanie skomentować, płaczę, płaczę ze śmiechu...........
OdpowiedzUsuńLeże i płaczę ze śmiechu.... Już się boję z czym może niedługo przyjść do mnie moja córka (20 miesięcy)...
OdpowiedzUsuńWidać spotkał kogoś kogo chciał nazwać "po imieniu"
OdpowiedzUsuńto mi przypomina jedną z anegdotek opowiadanych przez moją babcię.
OdpowiedzUsuńTo musiały być lata pięćdziesiąte, bo moja mama tego nie pamięta. Moja babcia wraz z mężem i córkami wczasują się nad morzem (polskim, morza obce były jeszcze wówczas bardzo daleko) i umilają sobie czas, konwersując z miłym i kulturalnym państwem na kocyku obok. Mili państwo również mają dzieci i również małe.
Upał doskwiera, brzydsza połowa miłego, kulturalnego państwa zapragnęła ochłody, więc wstaje i przepraszającym głosem mówi: "Pójdę się chyba wykąpać". Na co jego rezolutny syn odpowiada: "Idź kurwa, tylko się nie utop!"
To jest właśnie fajne u dzieci, że są takie spontaniczne, a jeszcze fajniejsze, że stosują w praktyce wiedzę. Nam pozostaje tylko czuwać irozsądnie korygować
OdpowiedzUsuńhahahha, przypomniałaś mi taka sytuację - idzie mój tato z moim synem 3-letnim na spacer. W pewnej chwili z impetem mija ich auto, na co mój syn mówi - dziadku, widziałeś jak zapierdolił? oczywiście tez nie wiedział co tak naprawdę to słowo oznacza:) Opowiedział nam o tym, ale nikt tego tematu nie drążył. Było to jednorazowy zachowanie.
OdpowiedzUsuńWszystkie literki są niezbędne w naszym ojczystym języku, jednakże niektóre z nich jakby ważniejsze wydają się przez częstotliwość używania ich przez rodaków. Mam na myśli literki "k", "h" i "s". Do "s" faktycznie "n" jest niezbędne ;)
OdpowiedzUsuńDzieci powtarzaja takie slowa nie majac zupelnie pojecia co one oznaczaja i jest to moim zdaniem zjawisko nie tylko powszechne ale wrecz normalne. Ale zeby zapisywac, to jeszcze nie slyszalam. No coz postep idzie jak zawsze do przodu.
OdpowiedzUsuńZ drugiej strony to nie tylko dzieci. Moja mama jak nas odwiedzila to po tygodniu przebywania w naszym towarzystwie dumnie zapytala "a co oznacza SHIT?" Dumna byla, ze tak ladnie udalo jej sie jedno slowo powtorzyc:))
Nie wiem czy zapisala;)
ad jakagacia) Nie znasz dnia ani godziny, kiedy dziecko zapyta o literkę "n" ;)
OdpowiedzUsuńad Nivejka) Nie, on tylko podsłuchał wymianę zdań, podczas której jeden drwal drugiego drwala nazwał "po imieniu" ;)
ad dea i Iva) Urocze anegdotki się poprzypominały :)
Autentyk. Mam praktyki w Domu Dziecka - czterolatek do wychowawczyni "Ty k...o je...na".
OdpowiedzUsuńKoleżanka jedzie z mężem i dzieckiem samochodem, wiejska droga, nagle na ulicę wychodzi krowa. Matka "o q..va". Parę godzin później w telewizji pokazują krowy. Dziecko "Mamo. q...va" w telewizji.
Przy dzieciach trzeba uważać na wypowiadane słowa, wbrew pozorom dziecko słyszy i zapamiętuje. Będąc w wizycie u mojego siostrzeńca (ok. 5 lat) miałam okazję wysłuchać z kim żyją jego sąsiedzi, że ciocia Agnieszka jest z wujkiem Klausem (to nic, że już zerwali). Że sąsiadka X mieszka z wujkiem Y, a sąsiadka A mieszka z wujkiem B. Także to, że babcia X mieszka w Częstochowie, a babcia Y w przysłowiowym Honolulu, a babcia Z nie żyje.
A co powiedzieć o sześciolatku, który w hipermarkecie krzyczy "
Tatusiu, jeszcze nie kupiliśmy wódki". To nie była patologiczna rodzina.
Też nie lubię przeklinających dzieci. Ale dziecko w szkole/przedszkolu słyszy różne słowa, niekoniecznie te ładne. Czasem jakiś "kwiatek" przyniesie do domu. Gorzej, jak w domu takie słowa są codziennością.
Nie lubię tez przeklinających dorosłych, tych, co słowa na "q" używają zamiast przecinka, albo od niego rozpoczynają zdanie.
Evik
ad Stardust) Wniosek: trzeba uważać nie tylko przy dzieciach, ale i przy rodzicach.
OdpowiedzUsuńad Jaskółka) Jak zwykle, najtrudniejsza jest kwestia granic.
ad Evik) Postulat pt. " trzeba uważać na wypowiadane słowa, wbrew pozorom dziecko słyszy i zapamiętuje" niemożliwy do wyegzekwowania w domu sąsiadującym z lasem, w którym pracują drwale ;)
Ad.4:
OdpowiedzUsuńPatko, nie wiem, czy to może cieszyć, czy nie, na pewno może rozbawić. Ja przyjumję zasadę, o której śpiewał chyba Dezerter, że 'nie ma brzydkich słów, są tylko brzydkie myśli'. Mojego Tytusa o brzydkie myśli nie podejrzewam, więc mnie bawi, kiedy mruczy pod nosem 'kurde dupa', jak mu coś nie wyjdzie. Złościć się nie mogę, bo przecież podsłuchał u mnie.
'Nie ma brzydkich słów, są tylko brzydkie myśli' - tego się trzymajmy!
ad Desperate Househusband) Myślę, że ważny jest też kontekst, w jakim słowo zostało użyte, intencja i... to, kto go używa ;)
OdpowiedzUsuńU mnie Pawlak otworzył piekarnię. Sklep jest otwarty na halę produkcyjną(chyba nowa moda). Oprócz pięknego zapachu, klientów dobiegają niewybredne dialogi panów piekarzy. A w kolejce jakiś dzieciak czasem się znajdzie. Potem rodzice mają ubaw :)
OdpowiedzUsuńad krzysiek ryznar) Byłby to przyczynek do zmiany znanego określenia, że ktoś klnie jak szewc na klnie jak piekarz ;)
OdpowiedzUsuńU mnie podobnie wyglądała znajomość ze słowem napisanym na słupie elektrycznym - słowo składało się z trzech liter (nieprawidłowa pisownia), a ja z tym poszłam do mamy na początku podstawówki, bo koleżanki tylko się śmiały, że nie wiem, co to jest.... :)
OdpowiedzUsuńMama wytłumaczyła? Że to było źle napisane? ;)
Usuń