Postscriptum do meczu Polska - Czechy albo konflikt o Zaolzie



Co prawda, przegraliśmy z Czechami na boisku, ale za to podstępnie zajęliśmy im część Zaolzia, odnosząc spektakularne zwycięstwo terytorialne w ciągnącym się od lat 20 ubiegłego wieku konflikcie. Porozumienie podpisane po wojnie, w wyniku którego Zaolzie zostało przyznane Czechosłowacji, było jedynie wynikiem chwilowej konieczności dziejowej, ale teraz pomalutku, myk, myk, po kawałeczku, co nam obca przemoc wzięła, GPS-em odbierzemy. W polskich granicach jest na razie tylko Český Těšín, ale kto wie, co będzie po kolejnej aktualizacji mapek?


(Český Těšín,
zrzut mapki GPS udostępnił Marek)



ps. Już sobie wyobrażam skalę międzynarodowej afery, gdyby tak na niemieckich GPS-ach jakiś prawdziwy polski patriota wypatrzył: „Zgorzelec, Niemcy” albo, co gorsza, „Wrocław, Niemcy”. Na szczęście, Czesi chyba nie mają prawdziwych czeskich patriotów w znaczeniu używanym u nas, za to mają zdrowy dystans do siebie.

47 komentarzy:

  1. Polacy mają tendencje, bycia Rzeczpospolitą od morza do morza, Matką Boską Izraela, Obamy i Kennedyiego, zielona wyspą, a przede wszystkim Matką Boską jogurtu od kaca.
    Nic to, inne narody patrzą na to z pobłażliwym uśmiechem i zajmują się najczęściej swoimi sprawami.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nadymanie się to polska specjalność. Brak widowni nikomu z polskich (prawdziwych, rzecz jasna) patriotów nie przeszkadza. Przy takim rozdęciu narodowego ego nawet trudno zauważyć własną śmieszność.

      Usuń
    2. Elu, a tak nieco na marginesie, wszystko przebija pani Natalia Siwiec, mówi, ze mogłaby uwieść Ronaldo, ale nie wie, czy chce :)

      Usuń
    3. Musiałam poszukać w internecie, kto to jest pani Natalia Siwiec ;)

      Usuń
    4. No tak, była w CKM :)

      Usuń
    5. ahaaa... teraz już kojarzę... za 'diabełki' pięć punktów... co do reszty... to są Czarku męskie rozmowy... przy piwie i joincie, nie przy Eli... no, chyba że chce z nami pogadać...
      /szczerze?... nie kręci mnie ta Natalia Siwiec za bardzo/...
      kwestia CKM... znudził mnie od czasu sesji z Jolą "Uciekający Kurczak"... kupuję tylko listopadowy numer /bo kalendarz/, ale te kalendarze są coraz gorsze...
      oczywiście nie uzurpuję sobie prawa do wyłącznej słusznej opinii... ipso facto, kwietniowa dupencja była niezła...
      pozdrawiać :))...

      Usuń
    6. W trakcie takich rozmów byłabym bardzo monotemetyczna. Mnie kręci wyłącznie Angelina Jolie. No, jeszcze może Michelle Pfeiffer :)

      Usuń
    7. kocham Michelle Pfeifer i Umę Thurman... ale numberem ONE zawsze będzie u mnie Jane Fonda...
      kocham też Chucka Schuldinera /RIP/, jednak jest to wybitnie nieseksualna miłość...
      ale On grał...
      ale to jest zupełnie inna historia...
      pozdrawiać :))...

      Usuń
    8. Zupełnie inna. Na inną scenkę :)

      Usuń
    9. Hm, rzeczywiście na inna scenkę.
      I tak zastanawia mnie, jak to jest, że pozo cielesnością dajemy się tak manipulować, my niemetroseksualni.

      Usuń
    10. Manipulować czy zauraczać? Manipulacja zakłada złe intencje.

      Usuń
    11. "złe intencje"?... to w "dobrych" się nie manipuluje?...porąbana jazda... a zauracza się w jakich intencjach?... opowiedz mi Elu coś o tym pls, bo nie do końca to czaję...

      Usuń
    12. Manipulacja jest działaniem skierowanym na oszukanie osoby, która jest obiektem manipulacji. Odbywa się bez jej wiedzy i zgody. Człowiek jest tutaj traktowany jako przedmiot. To jest zła intencja.

      Usuń
  2. konglomerując całokształt sytuacji, łącząc różne wątki, to mnie wychodzi na to, by Cesky Tesin był jednak czeski...
    pozdrawiać :))...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Tu chyba nie chodzi o to czym był, bo to jest rozbieżne w oczach różnym tam, a czym jest w oczach różnych innych :) Pozbawionych podstawowej umiejętności wykonywania swojej pracy.

      Usuń
    2. ad pkanalia) Český Těšín był czeski. Już nie jest :)

      ad Czarek Samuel K.) I w oczach użytkowników GPS ;)

      Usuń
    3. wiesz co?... jakoś mało mnie interesują kwestie historyczne... jak oni tam pracują w Ceskim Tesinie, to ja nie wiem... za daleko mieszkam... zapewne pracują pilnie i efektywnie... jeść trzeba...
      Czechy postrzegam tak /w bardzo syntetycznym skrócie/: fajne dupencje /choć Polki są jeszcze fajniejsze/, zdrowe podejście do Pani Marysi i Kościół /kat./ won na swoje miejsce...
      upraszczam... chyba jest to zrozumiałe...

      Usuń
    4. Upraszczasz. Ale chyba w dobrą stronę.

      Usuń
    5. W każdym razie na racjonalną. Tak, kwietniowa była okay :)

      Usuń
  3. Na razie Polska sięga tylko do lini kolejowej w Czeskim Cieszynie, która jako obiekt strategiczny jest najwyraźniej dobrze broniona. Ale damy radę!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Wystarczy zorganizować kolejne EURO i w czasie, kiedy oczy wszystkich będą skierowane na stadiony, niepostrzeżenie zaanektować choćby ulicę Kopernikovą ;)

      Usuń
  4. GPS to system amerykański, odbiornik i mapa zapewne też nie są polskie - czyli społeczność międzynarodowa znów poświęciła Czechów. Trzeba to wykorzystać i jak najszybciej odzyskać rdzennie polskie ziemie :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Odzyskiwać już nie trzeba, teraz należy je zasiedzieć, a następnie, jeśli się wyda, zaśpiewać: "Czesi, nic się nie stało".

      Usuń
  5. Może nikt nie zauważy i Cieszyn/Tesin zostanie już u nas? Przez zasiedzenie go weźmiem ;)))

    PS. Posłałam Ci kluczyk na adres z o2 :)))

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. O, dziękuję, z kluczyka skorzystam :)

      Procedura przez zasiedzenie może zajść tylko w tzw. dobrej wierze. Tutaj, co prawda, nie mamy do czynienia z wiarą złą, lecz zwykłym niedbalstwem, ale kto wie, jak zinterpretują to międzynarodowe trybunały? ;)

      Usuń
  6. Bardzo lubię Czechów więc nie mam nic przeciwko takiej grabieży ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Gdybym była Czeszką to taka sympatia wcale by mi się nie podobała :)

      Usuń
    2. Słusznie :)Tak, w tej swojej lubości nie wzięłam tego pod uwagę ;)...ale-nic się nie stało (na znaną melodię) :D

      Usuń
    3. Gdyby nam tak zrobili, to byłby raban.

      Usuń
  7. Odpowiedzi
    1. Trzeba się uczyć, żeby się dogadać z nowymi współobywatelami ;)

      Usuń
  8. Te mapki googla w ogóle mają dziwne tendencje do mieszania w rzeczywistości :)
    Miejmy nadzieję, że ten dopisek o dystansie Czechów do siebie jest zgodny z prawdą! :)
    pozdrowienia!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Jeśli moja stereotypowa opinia o Czechach się nie potwierdzi, trzeba się będzie gęsto tłumaczyć.

      Usuń
  9. Hm, okay, ja tam w Český Těšín, jak mnie co tam kiedy zaprowadzi, będę Żyd.

    OdpowiedzUsuń
  10. A ja mam taki globusik z NRD-efenu z lat 80 tych na którym Niemcy ciągną się od Francji aż po ZSRR:)) Jak na razie cisza...

    OdpowiedzUsuń
  11. A ja tym razem nie uśmiechnę się... jestem "stela" i właśnie wróciłam z rajdu, na którym Polka z Zaolzia- historyk opowiadała, jak powolutku Czesi wynarodowili Polaków na Zaolziu :( I wierzę jej, bo jeszcze mam tam rodzinę, która teraz dopiero zaczyna mówić. Nie chodzi mi o Czechów, tylko o podejście Polaków do problemu/ historii Zaolzia.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Każdy naród ma takie kawałki historii, za które powinien się wstydzić. Czesi. Polacy. Każdy.

      Usuń
  12. Od zawsze twierdziłem ,że Szwejk wcale nie był idiotą, miał tylko ogromny dystans i do siebie i do otaczającej go rzeczywistości:)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ogromny dystans i bycie idiotą bynajmniej się nie wykluczają ;)

      Usuń
  13. Czesi zachowują angielski spokój, bo co z tego, ze w Polsce, skoro Cieszyn dalej jest czeski? Gdyby Berlin nazywał się Polskim Berlinem, to mnie by to już wystarczyło, by czuć się pewnie ;)

    A zasiedzieć można też w złej wierze, tylko to dłużej trwa.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Polski Berlin to coś na miarę ambicji prawdziwych polskich patriotów!

      Usuń
    2. Od dawna domagam się powrotu Berlina do macierzy. W końcu jakieś 1000 lat temu był tam słowiański gród Kopanica. Nie będzie Niemiec... itd.

      Usuń
    3. W Oświęcimiu, dawno, dawno temu, w czasach mojego dzieciństwa i młodości funkcjonowały dwa sklepy typu sam, nie wiedzieć czemu nazywane w lokalnym slangu małym i dużym Berlinem. Wszyscy wiedzieli, gdzie się znajdują, a jeden z nich miał tę zaletę, że był sklepem nocnym. Mieszkałam jakiś czas w pobliżu dużego Berlina, a że mieszkałam w mieszkaniu wynajętym wspólnie z ochotnikami Akcji Znaków Pokuty (młodzi Niemcy przyjeżdżający wolontaryjnie pracować do Polski np. w Muzeum Aschwitz), to dbałam też aby wprowadzić ich w lokalny koloryt. Jedno z takich wprowadzeń zakończyło się polsko-niemieckim nieporozumieniem i trzydniową obrazą Stefana, który sądził, że złośliwie i wrogo kpię, gdy na jego pytanie, gdzie kupiłam taki fajny makaron (był w zielone łaty), odpowiedziałam zgodnie z prawdą: w Berlinie.

      Usuń

data:blogCommentMessage