Pan Józef skończył pracę i już ma wychodzić do domu, ale zatrzymuje się i zamyśla:
- Mieliśmy kiedyś Puszka, to był taki kundelek, mieszaniec szpica. Podczas spaceru nad rzeką rzuciły się raz na niego dwa wilczury, też biegały luzem, ale ich właściciel uratował Puszkowi życie, wpadł pomiędzy te skłębione psy i zasłonił go własnym ciałem. Puszek przeżył, ale po tym wypadku było z nim coraz gorzej, może złamane żebro przebiło płuco... Odszedł tak w półtora roku. Zrobiliśmy mu pogrzeb: ja i dzieci, żona się śmiała, że kto psu pogrzeb robi. Zabraliśmy go do takiego zagajnika, zrobiliśmy mu grób i powiedziałem Michałowi i Marcie, że teraz jest czas, żeby Puszka opłakać. I staliśmy tak nad nim i popłakaliśmy sobie. I już nie musimy płakać. A żona do dziś, jak tylko widzi zdjęcia Puszka, to płacze, chociaż to już tyle lat... Bo bez pożegnania...
(opowiedział pan Józef)
Widać była jednak z tych, co muszą podomykać - nawet jeśli im się wydaje, że nie muszą.
OdpowiedzUsuńWielu ludzi ulega temu złudzeniu. Może po to, by uniknąć cierpienia, które towarzyszy domykaniu? Uciekając od bólu, nie domykają, nie dają sobie szansy, by się pożegnać.
Usuńto pokazuje, czym jest tak naprawdę pogrzeb... jest 'rytuałem przejścia' dla żyjących bliskich... pani Józefowa nie 'przeszła' i ma wciąż niedokończoną sprawę...
OdpowiedzUsuńpozdrawiać :))...
Właśnie tak. To żywi muszą domknąć.
UsuńZa wrażliwa jestem... buziak!
OdpowiedzUsuńBuziak :)
UsuńHistoria taka do zastanowienia się, podumania chwilę. Nad wszystkimi Puszkami.
OdpowiedzUsuńKażdy z nas ma takiego Puszka...
UsuńTo prawda.
UsuńNazywasz to "domykanie". Ładnie. Ja, mówiąc o śmierci i żałobie, nazywam to "przepracowaniem" (przerobieniem) tematu. Trochę szorstko, ale to język wykładowy. U nas w ogrodzie jest cmentarz psi. Wszystkie nasze psiaki tam mają swoje miejsce po śmierci.
OdpowiedzUsuńDomykanie... Tak. Bo to tak, jakby zamknąć drzwi, bo jeśli nie domknie się ich tak, jak trzeba, zostanie szpara, przez którą będzie się chciało wciąż zaglądać. A wtedy ani umarłym nie pozwalamy odejść, ani sobie pójść do przodu.
UsuńChciałabym mieć ogród. Bo nie wiem, co będzie z moimi zwierzętami, gdy umrą... Już dziś szukam w myślach takiego miejsca.
Elu, obok Puszka jest sporo miejsca... Mogiła pod wierzbą, z widokiem na jezioro... A i dla żegnających znajdzie się kawałek przestrzeni, żeby podomykać...jak długo trzeba...
UsuńPiękna scenka! Zatrzymałam się na chwilę, podumałam...stale czerpię z mądrości życiowej Pana Józefa :)
Ja też się wzruszyłam i zadumałam, kiedy pan Józef o tym opowiadał... Jest z czego czerpać.
Usuń"Zawsze trzeba wiedzieć, kiedy kończy się jakiś etap w życiu. Jeśli uparcie chcemy w nim trwać dłużej niż to konieczne, tracimy radość i sens tego, co przed nami. Paulo Coelho " Może to i trudne ale inaczej się nie da dla własnego dobra.
OdpowiedzUsuńTak, dla własnego dobra.
UsuńPan Józef z dziećmi bardzo po ludzku postąpił, bo przyjaciela należy pożegnać tak na prawdę, do końca, z żalem.
OdpowiedzUsuńTeż tak myślę. Po ludzki i mądrze. Pożegnań też musimy się uczyć.
Usuńdokładnie i nie wstydzić się ich...
UsuńBo czegóż się wstydzić? Łez? Smutku? Po pożegnaniu kogoś ważnego?
UsuńMyślę, że tak do końca nigdy się nie domknie. Zostanie pamięć i brak. Ale tak musi być. Pożegnanie i okres żałoby jest czymś bardzo naturalnym i daje nam czas na ochłonięcie i ogarnięcie tego co niezrozumiałe.
OdpowiedzUsuńWczoraj pożegnaliśmy naszego Witka, walczyliśmy o niego tak długo, mieliśmy nadzieję, bo trzeba ją mieć zawsze. Pożegnaliśmy go, opłakaliśmy, ale i tak, ból jest ogromny ;(
Marianko kochana, tak bardzo mi przykro...
UsuńCzasami potrzeba bardzo dużo czasu, żeby pogodzić się, ze stratą. Pamiętam, jak mama po śmierci babci bardzo długo nie chciała na ten temat rozmawiać. Dopiero po jakimś roku chyba zaczęła o niej rozmawiać. Jako nastolatka nie bardzo rozumiałam taki schemat, jednak jako osoba dorosła rozumiem to aż za dobrze..
OdpowiedzUsuńJest wielka mądrość w tradycji czasu żałoby, który wynosi właśnie rok.
UsuńBo opłakiwać i domykać trzeba we właściwym momencie.
OdpowiedzUsuńŻona Pana Józka widocznie nie miała tej mądrości, co on. Dobrze, że tak właśnie nauczył dzieci.
Pozdrowienia, wzruszone
Mnie też opowieść pana Józefa bardzo wzruszyła. Bo jest w niej dużo ciepła i mądrości.
UsuńA ja nie dziwię się żonie pana Józka. Bo czasem takie pożegnanie wydaje się takie ostateczne, że ucieka się od niego jak najdalej.
OdpowiedzUsuńJa także się nie dziwię. Rozumiem, że trudno przyjąć do wiadomości ostateczność, bo sama czasem najchętniej bym udawała, że nie ma ostatecznych zakończeń. Wiem jednak i to aż za dobrze, że udawanie nie uczyni odejścia mniej ostatecznym.
Usuńdomykanie zawsze potrzebne, czasem kilkakrotne, jeśli potrzeba:), nie mniej ważne - cięcie dawnych nitek i łączenie nowych...
OdpowiedzUsuńTak się zastanawiam... Chyba nie da się otworzyć nowych drzwi, jeśli nie zamknie się starych...
Usuńdlatego cięcie pierwej niźli łączenie:)
OdpowiedzUsuń