Rude de Wredne przyjeżdża po mnie do Siedlec. Postanawiamy po drodze wpaść na wieś moich dziadków, której nie ma na mapie, żeby pies Absik sobie po chaszczach pobiegał. Siedzimy więc z Rudą i Absikiem na Skrudzie w brzozach - samosiejkach, które powoli wyrastają na las, Absik tarza się w jakichś cudownych aromatach, gadamy o pierdołach, a Ruda otrząsa się z kleszczy, które upatrzyły ją sobie na obiekt ataku, mnie omijając zupełnie. Podobno dlatego, że mam ciemne ciuchy, a to ma trochę chronić.
Wieczorem, już w mieszkaniu Rudej i jej żony, podczas rozbierania się do kąpieli ze zgrozą odkrywam, że jednak nie chroni. Jest. Wczepił się. Ale jeszcze nie obżarł. Wiem, że to kleszcz, bo widziałam na obrazkach i u swojego kota, ale nigdy do tej pory żadnego nie miałam. Panika. Panika byłaby może mniejsza, gdyby nie miejsce wczepienia. Otóż on mi się, proszę państwa, wczepił w pierś. Lewą. Nie wiem, co robić, sama sobie przecież nie wyciągnę, nie umiem, boję się, a wyciągnąć trzeba, bo się obeżre, a ja boreliozy dostanę. Ruda na pewno umie, Absik niejednego kleszcza zaliczył, ale jak tu się Rudej pokazać, wszak czasami nawet flirtujemy, no ale są jakieś granice, a wychodzenie z łazienki z cyckami na wierzchu chyba jest już poza nimi. No trudno, życie ważniejsze, owijam się więc przykrótkim ręcznikiem i wychodzę z tej łazienki. Ruda akurat stoi w przedpokoju i patrzy zdziwiona, jak odchylam rąbek ręcznika:
- Gosiu... Ja strasznie przepraszam, że cię narażam na takie emocje, ale mogłabyś coś z tym zrobić?
(Skruda i Warszawa)
Kleszcz został fachowo usunięty specjalnym urządzeniem do usuwania kleszczy. Po powrocie do domu poleciałam natychmiast do pani doktor. Skończyło się na antybiotykach (na wszelki wypadek) i zastrzyku przeciwtężcowym (też na wszelki wypadek). Tak, wiem, to prawdopodobnie niepotrzebna histeria. Jednak nie chcę czekać aż ewentualna borelioza będzie w pełnym rozkwicie. Może przesadzam. Ale to wszystko dlatego, że to był mój pierwszy raz. Z kleszczem. A pierwszy raz, wiadomo: trochę niepewnie i trochę nerwowo. Że trzeba uważać? Unikać na urlopie przypadkowych kontaktów, bo nie wiadomo, co się do domu przywlecze? Zabezpieczać się? A niby jak się miałam zabezpieczyć? Obrożę przeciwkleszczową założyć? Jak na pierwszy raz, to byłaby zbyt duża perwersja.
* "one i one" też
Lepiej zapobiegać niż leczyć-postąpiłaś słusznie.Natomiast pozostaje kwestia porównania kleszcza do pierwszego razu...pięknie! Uśmiałam się,napisałaś tak,że z przyjemnością czytałam o twojej niemiłej przygodzie ;)
OdpowiedzUsuńZ tego też założenia wychodząc, pognałam do pani doktor (a i gnana paniką). Moja koleżanka łaziła z nierozpoznaną boreliozą długo, aż zaczęło być bardzo nieprzyjemnie. Więc wolę na wszelki wypadek...
UsuńPrimo, nie ogarniam, po co w tym kraju daje się zastrzyki przeciwtężcowe przy byle okazji. Ty dostałaś po ukąszeniu przez kleszcza (kleszcze przecież nie roznoszą tężca, chyba że coś się zmieniło od czasu, kiedy byłam w podstawówce), koleżanka kiedy skaleczyła się przy myciu naczyń. (Że naczynia nie roznoszą tężca, to 100% pewności, bo to choroba odzwierzęca.) Antybiotyków profilaktycznie też nie rozumiem - dostałaś coś na boreliozę nie będąc chora na boreliozę? Czy po prostu jakiś antybiotyk, żebyś się psychicznie lepiej poczuła? Poza tym nie tylko borelioza...
OdpowiedzUsuńSecundo, mimo wszystko choroby odkleszczowe zdarzają się niezwykle rzadko, zwłaszcza jeśli usunięto kleszcza w ciągu pierwszej doby po ukąszeniu. Moją mamę kleszcze "lubią", miała ich kilkanaście i nic się nie stało.
Tertio, śmiej się - możesz nosić odpowiednik obroży przeciwpchelnej. Są środki odstraszające kleszcze, naprawdę skuteczne.
Z panią doktor dyskutować nie będę, zaproponowała zastrzyki przeciwtężcowe, odporność 5-letnią obiecała, z przyjemnością dam się pokłuć w tym celu 3 razy.
UsuńAntybiotyki profilaktycznie w tym wypadku to, moim zdaniem, lepsze rozwiązanie niż czekanie na pełny rozkwit choróbska. Zwłaszcza, że nie ma specjalnie jak tego tak wcześnie zdiagnozować. Taki test Elisa daje np. 50 procent wyników fałszywie dodatnich.
Następny raz pewnie przyjmę spokojniej ;)
Też słyszałam, że z tymi antybiotykami to ściema, chyba, że brałaś je co najmniej przez 8 tygodni... W innym przypadku, to jednak działanie psychologiczne i sposób na podłapanie innych infekcji. Ale i tak każdy lekarz mówi co innego ;P. Najlepiej antybiotyki odpuścić i zrobić najpierw test. Wyjdzie taniej niż antybiotyk.
UsuńJak na razie mam przepisane na 4 tygodnie, potem mam się zgłosić. A osłony to moja pani doktor dba, bo wie, jak reaguję na kuracje antybiotykowe. Co do testu, jak wyżej - mało miarodajne. A wychodzi drożej :)
UsuńPytanie 1- po co anatoksyna przeciwtężcowa po ukąszeniu kleszcza? Pytanie 2 - sądzisz że borelioza jest groźniejsza od kleszczowego zapalenia mózgu? Pytanie 3 (a raczej twierdzenie) - lubię tego typu "negatywne" emocje :)
OdpowiedzUsuńad 1) Anatoksyna przeciwtężcowa to nie całkiem po kleszczu. Pani doktor stwierdziła, że niektórzy w takich momentach dają, niektórzy nie, zapytała, czy kiedykolwiek miałam zastrzyk przeciwtężcowy. Nie miałam. A czy chciałabym dostać, daje odporność na około 5 lat. Tak, chciałabym.
Usuńad 2) Nie sądzę. Nie przyszło mi wtedy do głowy. Panika odmóżdża.
ad 3) Także, jeśli wywołałby je w tobie twój przyjaciel?
Hm, człek jestem zurbanizowany i przez to nie miewam kleszczy, tzn, dotąd nie miałem, znam tylko ze zdjęć. Brzydkie bydlę.
OdpowiedzUsuńTwoja opowieść uświadomiła coś ważnego, oto to, że mam szczęście. Mój pierwszy raz zdarzył się na terytorium kleszczy (parkowym), a nie zaatakowały. Nie wierzę w zrozumienie kleszcza dla moich ówczesnych uniesień, po prostu, ja to mam szczęście :)
No widzisz, ja natomiast mieszkam w okolicy, w której nawet po drodze do pracy kleszcza mogę spotkać. A tyle lat nie spotkałam, dopiero teraz na urlopie.
UsuńW takim razie, nie rozwodząc się nad tym niepotrzebnie, zdaje mi się, że możesz śmiało uznać, że i Ty masz szczęście. Może nie jakieś hura, ale jednak.
UsuńMam. Użarł mnie w towarzystwie osoby, dla której to nie był pierwszy raz ;)
UsuńTo miałaś spotkanie trzeciego stopnia!
OdpowiedzUsuńW dodatku w takie miejsce Cię udziabał drań jeden. Jakby złośliwiec wiedział, w jakim towarzystwie jesteś i jakie emocje może wzbudzić jego wypięcie się na was odwłokiem.
Miałam parę razy w życiu kleszcze, ostatniego strząsnęłam ze spodni i nie wrócił. Ale to zawsze było bardzo nieprzyjemne wydarzenie.
Współczuję i gratuluję udanej akcji ratowniczej.
Pozdrowienia :)
No, wybrał sobie miejsce i czas...
Usuńwychodzę z założenie, że lepiej na zimne dmuchać, dobrze zrobiłaś, bo czasem nadgorliwość popłaca, gdy ma miano przezorności:)
OdpowiedzUsuńKierowała mną panika, ale też doszłam do wniosku, że lepiej zapobiegać (nawet na wyrost) niż potem leczyć w pełnym rozkwicie.
UsuńZnalazłam kleszcza u mojej córki w środku brodawki, miała wtedy 6 lat, mimo usunięcia, do dzisiaj z tą brodawką coś jest nie halo :(
OdpowiedzUsuńdobrze, że miałaś pierwszą pomoc w zasięgu ręki :*
Mój kleszcz aż tak perfidny nie był. A ręka, owszem, okazała się bardzo pomocna ;)
UsuńJa mam co sezon średnio 3-4ry kleszcze. Zawsze sam je sobie usuwam - od dziecka. A miejsca jakie sobie te niemiłe stworzenia wybierają na wszczepienie się potrafią być baaaaaardzo różnorodne. Kilka kleszczy w życiu wyciągnąłem z takich, że nigdy, przenigdy nie poprosiłbym kogoś o wyręczenie mnie. I tu nasuwa mi się rada: po wycieczce do lasu należy oglądać się WSZĘDZIE. Są takie miejsca na naszym ciele, gdzie nasz wzrok nie sięga ;) zmierzam do tego, ze trzeba również okrakiem nad lusterkiem... Wiem to z doświadczenia... ;) nawet będąc w kombinezonie płetwonurka kleszcze potrafi (jak? zagadka...) przedostać się do bardzo intymnych miejsc...
OdpowiedzUsuńGdybym miała tyle doświadczeń z kleszczami, to pewnie bym tak nie panikowała. Ale, że po raz pierwszy mi się to zdarzyło, to i emocje były duże.
Usuńale ja doskonale rozumiem Twoją panikę i wcale się nie dziwię decyzji o antybiotykach i zastrzyku w końcu nie zapodałaś tego sobie sama tylko po konsultacji z lekarzem, który wie lepiej
UsuńNa pewno lepiej niż ja ;)
UsuńŻe też "urządzenie" Wam było potrzebne...;) Pięknie.
OdpowiedzUsuńTo było takie specjalne urządzenie. Specjalnie do tych rzeczy ;)
Usuńkleszcze "nie idą" do czarnego wyłącznie z tego względu, że na czarnym mniej je widać ;D swoją drogą współczuję zarówno kleszcza jak i lokalizacji. co do farmakologicznych środków profilaktycznych, dobrze zrobiłaś, że się nie wzbraniałaś. mam dwoje znajomych chorych na boreliozę i wiem, że w tej kwestii nie warto bawić się w loterię. swoją drogą borelioza i odkleszczowe zapalenie opon mózgowych to nie są jedyne choroby przenoszone przez kleszcze. nigdy nie wiesz gdzie twój kleszcz wcześniej się stołował.
OdpowiedzUsuńNo, ponakręcaj mnie jeszcze. Mam w torbie jeszcze skierowanie do poradni specjalistycznej, które postanowiłam sobie odpuścić, ale jak się naczytam, to ho, ho! ;)
Usuńnie no jak dostałaś antybiotyk w kierunku boreliozy, to jest spora szansa, że podziała na ewentualnych dodatkowych pasażerów, także spoko luz. lekarze często pytają o rumień, pewnie słusznie, ale dość często zdarza się, że rumienia nie ma a borelioza jest, także diagnostycznie ta choroba jest wbrew pozorom bardzo ciężka.
Usuńmnie zdarzyło się gościć kleszcza kilka razy i choć przechwyciłam go przed posiłkiem, to miałam przez kolejnych kilka miesięcy pamiątkę w postaci swędzącego zgrubienia, wnioskuję więc, że czyściochy to to nie są ;)
Ja tez taka mam nadzieję, że mi wytłucze wszelkie dziadostwa ;)
Usuńps. Mi się też takie zgrubienie robi...
Jak pisałem wcześniej - miałem już dziesiątki kleszczy w swoim życiu, po wyjęciu już następnego dnia nie było żadnego śladu na ciele...
UsuńPrawie co dzień walczę z kleszczami u moich psiaków - doskonale się sprawują krople antykleszczowe w ilości dobieranej do wagi ciała - np aventix, preventic etc trzeba je sobie wetrzeć w grzbiet - skuteczność przez dni 30, a przed dni 90 skuteczne są przeciw pchłom.. Gdybyś sobie je zaaplikowała na dwa dni przed spacerem leśnym, byłoby bezpiecznie.
OdpowiedzUsuń;-)
Niegdyś pewniej młódce kleszcz się wszczepił w pachwinę i ja jedyny w zasiegu wzroku - facet uporałem się z nim ot tak, po prostu wyrywając jednym stanowczym skrętem - zatem może być jeszcze bardziej płciowo niż u Ciebie. Pozdrawiam
Widzisz... Ja bym je sobie musiała aplikować non-stop, bo nawet do pracy mam przez las. Ale, co ciekawe, chociaż przywlekłam raz kleszcza w taki sposób do domu, to zainteresował go mój kot i jego wybrał na stołówkę. Ja po swojego musiałam aż na Mazowsze pojechać.
Usuńtylko co miesiąc te aplikacje ;-)
UsuńNo jest to jakieś wyjście...
UsuńWybrał kota bo cieplejszy :D.
UsuńI łatwiej się w futrze ukryć :)
UsuńPierś to relatywnie bezproblemowe miejsce. Na KK jakaś nieszczęnica pisała, że kleszcz upodobał sobie jej... łechtaczkę. To dopiero byłoby "przekraczanie granic" :D
OdpowiedzUsuńA nick? Nick gdzie? Ładnie to tak anonimowo o łechtaczkach pisać? ;)
UsuńZaraz tam o łechtaczkach. O jednej tylko napisałam ;)
UsuńEwa L.
Ale za to jak potraktowanej ;)
Usuń*nieszczęśnica
OdpowiedzUsuńDziękuję za zrozumienie :)
Usuńps. Ale braku nicka i tak się będę czepiać!
Hmmmmmmmmm... ale czepiają się te kleszcze:( Koneser,turystkę z innego regionu sobie wybrał. No i jazdę miał niezłą... i ubaw :)
OdpowiedzUsuńKoneser - samobójca. Okazałam się dla niego femme fatale ;)
UsuńFakt. Emocje były. Absikowi jak wyciągam kleszcze to go głaszczę, a w tym wypadku było by to chyba przekroczenie granic;) Chociaż mogłam usprawiedliwić się co poniektórym znanym cytatem "ja tylko niosę pomoc";)
OdpowiedzUsuńA w takich razach pierś, ręka, noga - bez różnicy, byleby pozbyć się potwora.
Wdzięczność ma jest wielka :)
Usuńps. Absika to głaszczesz, a przyjaciółki nie ;)
Mój przyjaciel, Czarny ma obrożę przeciwkleszczową i też o niej zamyślam. Na rękę? Na nogę? No, nie wiem, ale wiem,że kleszcz musi dopaść prawie każdego, bo dopada, niestety.Zatem trzeba się jako uzbroić...Serdeczności.
OdpowiedzUsuńMoje koty przed wyjściem na spacer (np. do lasu) zabezpieczam, dostają na kark specjalne krople. A i tak jedna dostała, bo chociaż sama nie wychodziła na zewnątrz, to przyniosłam bydlaka na ubraniu).
UsuńNo niech to szlag! Całe życie biegałam sobie beztrosko po łąkach, wylegiwałam na trawie i takie tam, a teraz we własnym ogródku boję się buta zdjąć. Ech, życie!
OdpowiedzUsuńNie znasz dnia ani godziny... ;)
UsuńTo musiał być kleszcz Henio który jest znany z tego ze jest cięty na ładne damskie piersi - będzie sobie mógł dokonać kolejnego wpisu na swoim perwersyjnym blogu - Farciarz :)
OdpowiedzUsuńCieszę się, że nie wujek Heniek - mistrz ciętej riposty ze starego dowcipu ;)
UsuńJednego nie zrozumiałem: przez kogo został ten kleszcz fachowo usunięty - przez Gosię, czy przez panią doktor? Stawiam na ten drugi wariant ze względu na specjalistyczny sprzęt, ale poproszę o potwierdzenie...
OdpowiedzUsuńPotwierdzam. Kleszcza wyciągnęła Gosia, która posiada specjalistyczny sprzęt, w związku z posiadaniem psa.
UsuńPanicznie boję się pająków i kleszczy, więc Twoja przygoda mrozi krew w żyłach. Rodzice moi mieszkają na wsi, bardzo blisko lasu. O ile ćwierkające ptaszki i drące dzioby koguty o poranku są miłym akcentem, to tej drugiej-leśnej odsłony nie znoszę. Wszędzie pajęczyny, nie da się bezpiecznie przejść między drzewami. Jak sobie pomyślę, że tam jeszcze czają się kleszcze, których fizjonomia podobnie mnie przeraża, to mm ochotę nie wychodzić poza taras i przydomowy ogródek... Ale cóż... Wszystkie grządki są usytuowane "na granicy" światów...
OdpowiedzUsuńZ lęków, które wymieniłaś, najbliżej mi do pajęczyn Pajęczyny wywołują we mnie lęk paniczny. Podkreślam: pajęczyny. Nie pająki.
Usuń:)
W tym wypadku pajęczyny są dla mnie tożsame z pająkami :) Inne "robactwo" (i ich wytwory) toleruję :)
UsuńO, dla mnie to jest zasadnicza różnica. Pająka to ja spokojnie w rękę wezmę, do pajęczyn staram się nawet nie zbliżać, a przy kontakcie kwiczę ;)
Usuń