UPC czyli ta ostatnia niedziela - część pierwsza



(4 czerwca)

- UPC radzi jak w ekspresowym tempie stracić wieloletniego klienta


Żeby było jasne. Nadal nie mamy stacjonarnego internetu (i TV). Ja od ubiegłego poniedziałku (bo przewiozłam komputer do nowego mieszkania w poniedziałek ), a Rafał od czwartku (bo przewiózł swój komputer do nowego mieszkania we czwartek). Przez kilka dni, aby zajrzeć na mail jeździłam do kafejki na Dworcu Centralnym, ale tam wolałabym nie sprawdzać salda rachunku czy dokonywać przelewów), a od wczoraj korzystamy z rafałowego modemu od Play.


Miałam nadzieję, że cała operacja zajmie nie więcej niż 3-4 dni. Monter z UPC, gdzie mamy wykupiony abonament, miał się zjawić we czwartek i przenieść nasz domowy internet pod nowy adres. Na wszelki wypadek na swoim prywatnym profilu, ale przede wszystkim na fanpejdżu prowadzonego przeze mnie gabinetu psychologicznego, a także na jego stronie www zamieściłam informację o tym, że jestem internetowo niedostępna, więc nie mogę odpowiadać na maile, komentarze, umawiać i odwoływać wizyt itp. Jeśli któraś z osób korzystających z terapii czy konsultacji chce porozmawiać, proszę o kontakt telefoniczny lub smsowy.

Tutaj kilka słów wyjaśnienia. Nie mam internetu w telefonie. To znaczy pewnie mam, ale ma on ekran tak mały, że i tak nic nie widać. Mój telefon służy do dzwonienia i wysyłania wiadomości sms. Nie mam też laptopa z internetem mobilnym. Mam komputer stacjonarny połączony z internetem za pomocą kabla. Tenże stacjonarny internet służy mi nie tylko do rozrywki, ale przede wszystkim do pracy. Przez internet aktualizuję treści na stronie gabinetu, publikuję aktualne terminarze wizyt, wrzucam posty na psychologicznego bloga oraz prowadzę zawodowy fanpejdż na FB. Odpowiadam na wiadomości od moich pacjentów, umawiam terminy wizyt, udzielam porad online, między innymi przez Skype. A poza tym, że jestem psychologiem, pracuję również jako copywriter - piszę teksty na zlecenie. Dostęp do internetu jest więc dla mnie środkiem utrzymania. Zarabiam przez internet.

Co oznacza, że te kilka dni od poniedziałku do czwartku oznaczały realne utrudnienie w pracy, a być może również realne straty. No, ale nic, damy radę. Są wszak kafejki, do których mam co prawda ograniczone zaufanie, ale jakby co, to wiadomość odbiorę. Zwłaszcza, że w UPC zapewniano nas, że z przeniesieniem internetu nie będzie najmniejszego problemu.

Przed wynajęciem mieszkania upewniliśmy się kilkakrotnie, czy UPC świadczy usługi w tej lokalizacji. Nie zamierzaliśmy zmieniać operatora, a jedynie adres świadczonych usług, bo jak dotąd byliśmy ze współpracy zadowoleni - i z tego, jak te usługi sprawują się na co dzień i z tego, jak są załatwiane ewentualne awarie (bardzo rzadkie zresztą). Dowiedzieliśmy się, że świadczy, co zresztą było jednym z argumentów za tym właśnie lokalem. A w skrzynce na listy znaleźliśmy nawet ulotki od UPC, zachęcające do skorzystania z ich usług. No i super.

Rafał umówił montera na czwartek, 1 czerwca. Jak wspomniałam, swój komputer przewiozłam do nowego mieszkania już w poniedziałek. Bardzo ładnie byłoby odzyskać swobodny dostęp do internetu po 3 dniach i to akurat w Dzień Dziecka. Prawda? Zwłaszcza, że następnego dnia, w piątek miałam mieć zasadniczo wolne i mogłabym zrobić te rzeczy, których przez brak dostępu robić nie mogłam, na przykład wrzucić nowy post na stronę gabinetu, poszukać materiału na zasłony i krawcowej, która je uszyje, a także odpowiedzieć osobom, które chciały się ze mną skontaktować w celu skorzystania z porady online, że lada moment będziemy mogli ustalić termin.

We czwartek skończyłam pracę w gabinecie o 21.00 i czym prędzej pojechałam do domu. Dowiedziałam się, że monter przyjechał i...

(ciąg dalszy nastąpi...)
Zapraszam do lektury i udostępniania :)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Będzie miło, jeśli podpiszesz się pod swoim komentarzem.
Różne opcje podpisu wybierzesz z rozwijanej listy pod oknem, gdzie wpisujesz komentarz.
Wystarczy imię lub nick w polu NAZWA.