Pod górkę czyli czas, gdy niekorzystnym jest coś przedsiębrać



Od zarania scenek na blogu obowiązuje zasada: jedna scenka - jedna sytuacja, opisana konsekwentnie w czasie teraźniejszym. Ceniąc sobie lapidarność stylu i jasność wypowiedzi, odstępuję od tej reguły jedynie w wyjątkowych sytuacjach, wymagających innej konstrukcji tekstu. Tym razem, choć rzecz dotyczy wydarzeń z kategorii kompletna prywata, również pozwalam sobie nagiąć panującą na blogu zasadę.

Przyczyną takiej swawoli jest nieco niejasne, acz nieodparte wrażenie, że opisane sytuacje łączy pewien wspólny mianownik. Wydaje się nim być fraza: "niekorzystnym jest coś przedsiębrać", przewijająca się w opisach wielu heksagramów w I-Cing, chińskiej Księgi Przemian, a oznaczająca, że czas jest teraz taki, że za co się nie weźmiesz, będzie mocno pod górkę. Sami zobaczcie drodzy, czytelnicy. Potrzebuję, aby mnie ktoś pożałował i ojojał. Scenki ojojane bolą mniej.


Sytuacja nr 1 - świadectwo pracy
Ostatniego dnia kwietnia 2020 podejmuję decyzję o zakończeniu współpracy z pracodawcą E., u którego przez półtora roku byłam zatrudniona na umowę o pracę. Zgodnie z przepisami Kodeksu Pracy, obowiązkiem pracodawcy jest wydanie pracownikowi świadectwa pracy. Świadectwo pracy powinno zostać wydane pracownikowi niezwłocznie, maksymalnie do 7 dni od zakończenia stosunku pracy (czyli do 7 maja). Umawiam się na osobisty odbiór dokumentu, poradnia ma się ze mną skontaktować, gdy księgowa go sporządzi. Specjalnie mi się nie spieszy, ale w związku z milczeniem pracodawcy, 19 maja decyduję się o świadectwo upomnieć. Dowiaduję, się, że świadectwa jeszcze nie ma, ale postarają się dowiedzieć, co księgowa raczy w tej sprawie zrobić. Po raz kolejny dzwonię w tej sprawie 15 czerwca i otrzymuję informację, że w sprawie mojego świadectwa pracy nadal nic nie wiadomo, a ponaglenie w tej sprawie szefostwa może wywołać tegoż szefostwa oburzenie. Naprawdę? Może zatem, zamiast rozmawiać o ewentualnym oburzeniu szefostwa wezwaniem do przestrzegania praw pracowniczych, porozmawiamy o poinformowaniu Państwowej Inspekcji Pracy o zaniedbaniu jednego z podstawowych obowiązków pracodawcy wobec pracownika? Wszak otrzymanie świadectwa pracy nie jest fanaberią, prawdaż?

Informuję, że jeśli nie otrzymam świadectwa pracy do tygodnia, będzie to zgłoszone do Państwowej Inspekcji Pracy. W dniu 18 czerwca otrzymuję telefoniczną informację, że świadectwo zostało w końcu wystawione. Po odbiór umawiam się 22 czerwca. Dokument na mnie czeka, co ciekawe, wystawiony z datą 30 kwietnia. Ale nie wystawienie wstecznej daty jest problemem, chociaż coś takiego nie powinno mieć miejsca. Problemem jest błędnie wyliczony wykorzystany urlop. Bardzo błędnie, bo z dokumentu wynika, jakbym wykorzystała niemal 3/4 urlopu za rok bieżący. Kiedy? Swego czasu darowałam już tej księgowej niepoprawnie wpisany adres w umowie o pracę, ale tego nie zamierzam. Dzwonię, proszę o korektę. Wreszcie odbieram poprawne świadectwo pracy w dniu 25 czerwca. Z datą 30 kwietnia, oczywiście...

Sytuacja nr 2 - pożyczona książka
Pół roku temu pożyczyłam książkę pacjentce N. uczęszczającej przed pandemią na terapię do mojego gabinetu. Zdarza się, że pożyczam moim pacjentom książki, a na korkowej tablicy wisi karteczka co, komu i kiedy pożyczyłam. Obiecuje oddać pożyczony podręcznik za 2-3 tygodnie, bo potrzebuje go do napisania pracy zaliczeniowej na studia. Mijają kolejne tygodnie, ale nie dopominam się, bo pandemia, bo zamknięcie w domu. Rozumiem. Kiedy obostrzenia łagodnieją, 15 czerwca wysyłam sms z prośbą o zwrot książki. Pani obiecuje odnieść ją do portierni. Po tygodniu książki nadal nie ma, więc upominam się ponownie. Pani N, obiecuje, że książkę odda do końca tygodnia. W dniu 1 lipca decyduję, że po raz kolejny zażądać zwrotu książki - sms-em, bo telefonu pani N. nie odbiera. Mamy 6 lipca. Zgadnijcie, czy książka została oddana. Zastanawiam się, co jeszcze mogę zrobić.

Sytuacja nr 3 - koszulka z nadrukiem
Zamawiam w firmie EMP koszulkę z nadrukiem. Idzie lato, mamy globalne ocieolenie, nowe T-shirty się przydadzą. Firmy nie znam, to moje pierwsze zamówienie u  nich, ale znajomi ją chwalą i lubią jej stronę na FB. Zamówiony t-shirt ma oryginalny wzór moro, tyle że zamiast plam widnieją kształty kotów. W sam raz dla takiej kociary, lubiącej styl militarny jak ja. Zamówienie opłacam, paczka przychodzi punktualnie. Po rozpakowaniu następuje jednak wielkie rozczarowanie. Okazuje się, że w kilku miejscach wzór jest odbity krzywo, czy też raczej w ogóle nie odbity, co mocno wpływa na estetykę koszulki . Mówiąc krótko - rażąca niedbałość wykonania. Mogę oczywiście zwrócić zamówienie, ale jestem już zmęczona po dwóch poprzednich sytuacjach. Dlatego koszulkę zostawiam, piszę o firmie opinię na Opineo i postanawiam już u nich nic nie zamawiać. Mieli szanse się wykazać i się nie wykazali.


Sytuacja nr 4 - recepta online
Od kilku lat korzystam z usług internetowej przychodni D. Zamawiałam u leki, gdy nie miałam czasu wybrać się do mojego stałego lekarza  lub, gdy ma on urlop. Przychodnia ma siedzibę w Wielkiej Brytanii, ale zamówione leki przychodzą szybko, a kontakt z obsługą jest bezproblemowy. Tym razem podczas składania zamówienia okazuje się, że nie mogę zamówić leków, tylko samą receptę, którą mam zrealizować w aptece. Kurier przywozi receptę, następnego dnia wybieram się do apteki, aby kupić to, co zamówiłam. Zaczynają się schody. Farmaceutka ma wątpliwości, co do ważności recepty, konsultuje sprawę z kierownikiem apteki. Podsłuchuję rozmowę, i słyszę, że to recepta "krzak", a on tego nie zrealizuje. Farmaceutka wraca i zaleca, abym udała się do polskiego lekarza, który wystawi mi normalną e-receptę.

Wieczorem opisuję sprawę konsultantowi z przychodni D na czacie, a dodatkowo wysyłam wiadomość mailową. Otrzymuję odpowiedź, że w D. wystawiamy recepty transgraniczne, które można realizować we wszystkich aptekach na terenie Unii Europejskiej, w tym oczywiście w Polsce. Czasem zdarza się, że apteka odmawia realizacji recepty, ale w takich wypadkach zawsze pomagamy naszym Pacjentom. W serwisie Opineo i na fan page-u D na Facebooku czytam, że nie tylko ja mam taki problem, skarg na niemożność zrealizowania recepty jest wiele. Odpowiedź o transgranicznych receptach powtarza się jak mantra, jakby pisana metodą kopiuj-wklej, co oczywiście nie rozwiązuje problemu. Kasa na leki została wydana, recepty zrealizować się nie da, a ja nie zamierzam biegać po aptekach w poszukiwaniu takiej, która łaskawie zgodzi się receptę zrealizować.

Szlag trafia mnie dopiero, kiedy zaczynam dostawać maile od przychodni D. Otóż przychodnia internetowa D zapytuje mnie, jak przebiega moja terapia oraz prosi o podzielenie się opinią na swój temat. Skoro tak prosicie, podzielę się chętnie, nie tylko tutaj na blogu, ale także w innych miejscach.

Otrzymuję też wiadomość, że koszty zostały zwrócone na moje konto. Leków nie mam, zwrot kasy jeszcze nie nastąpił. Zobaczymy.

Sytuacja nr 5 - umowy i wypłaty
W kwietniu temu nawiązuję współpracę z sympatyczną firmą N. Realizuję dla nich ciekawe projekty, mam przy tym mnóstwo radochy i satysfakcji. W celu ukonkretnienia satysfakcji mam zawrzeć z firmą N. umowy opiewające na zrealizowane zlecenia. W związku z pandemią, wszystko załatwiamy zdalnie. Ja zdalnie przesyłam dane do umowy, firma N, zdalnie odsyła umowy do zdalnego podpisania. Już, już mam podpisać, kiedy dostrzegam błąd w moim nazwisku. Wrrrr, przecież przesyłałam formatkę z danymi, wystarczyło skopiować.

Proszę o poprawienie nazwiska, po tygodniu wracają do mnie umowy z poprawnymi danymi. W dniu 22 maja odsyłam umowy. Jedna z umów zostaje zapłacona dość szybko, na drugą czekam. I czekam, i czekam i czekam. W umowie było napisane, że wypłaty będą zrealizowane po miesiącu od dostarczenia umowy. Więc 22 czerwca robię mały raban. Okazuje się, że wysłany przeze mnie mail z umową został przegapiony. Przegapiony! Pieniądze mają do mnie trafić "ASAP" (to taka korporacyjna nowomowa). Po tygodniu ich jeszcze nie ma, więc się przypominam. W końcu trafiają do mnie 6 lipca.

Od firmy N. otrzymuję przeprosiny i zapewnienie, że: Zwykle to się tak opornie nie odbywa;) pewnie ciężko w to uwierzyć – najpierw błędnie wprowadzone nazwisko, teraz przegapiona umowa. Mam nadzieję że limit wpadek już wyczerpaliśmy i od teraz będzie tylko lepiej. 

Też mam taką nadzieję. Liczę na to, że skumulowanie przez zaledwie 2 miesiące tych 5 sytuacji (każda, choć nieco inaczej, to jednak pod górkę), oznaczało przesilenie i że jest już po wszystkim. Kosmiczna równowaga wymaga wszak, aby po przesileniu było z górki, prawda? Zobaczymy.


ps. Używam I - Cing w przekładzie Richarda Wilhelma, pod polską redakcją Wojciecha Jóźwiaka. Na co dzień korzystam z monet, ale potrafię również używać tradycyjnej  metody z pięćdziesięcioma łodygami krwawnika.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Będzie miło, jeśli podpiszesz się pod swoim komentarzem.
Różne opcje podpisu wybierzesz z rozwijanej listy pod oknem, gdzie wpisujesz komentarz.
Wystarczy imię lub nick w polu NAZWA.