W odwiedzinach u Gosi z majnkuną New. Majnkuna w stresie, ale daje się głaskać, a jako przedstawicielka najłagodniejszej rasy na świecie jest gwarancją bezpieczeństwa dzieciaków Gosi. Nie zasyczy, nie ugryzie, nie podrapie. Miłosz, 6-letni syn Gosi, jest wyraźnie poruszony informacją, że poza New mam jeszcze trzy koty:
- A może by nam pani dała jednego?
- Raczej nie, Miłosz.
- Ale dlaczego? Przecież to by było w dobre ręce.
- Ja wiem, ale one mieszkają już u mnie wiele lat, bardzo je kocham, one też są do mnie przywiązane. Nie powinno się oddawać takiego oswojonego zwierzątka. Pewnie by tęskniły i byłoby im smutno. I mnie też byłoby smutno.
- Dlaczego byłoby pani smutno?
- Bo są dla mnie ważne i by mi ich brakowało.
W rozmowę wtrąca się przysłuchująca się dotąd Gosia:
- Popatrz, Miłoszku, a ty byś oddał komuś naszą Hogatę*?
- Hogatę?... - Miłosz długo myśli. - Hogaty nie. Bo ona już długo u nas jest. Ale jakbym dał ogłoszenie do gazety i by się ktoś zgłosił, i by się okazało, że to w dobre ręce, to Nicole** bym oddał. Ale najpierw bym dokładnie sprawdził, czy to w dobre ręce.
- No widzisz, a te kotki już długo mieszkają u pani Eli.
Miłosz musi przetrawić informację: to głaszcze majnkunę, to popatruje na Gosię, to na mnie. Próbuję go zniechęcić:
- Poza tym, wiesz, te moje koty wcale nie są takie fajne. Taka na przykład Reszka jest bardzo agresywna, drapie, warczy, nie lubi obcych. Nie polecałabym jej nikomu. Tylko ja z nią potrafię wytrzymać.
- No to w takim razie, którą by mi pani poleciła?
ps. Skutki odwiedzin: udało mi się zachować wszystkie koty. Gosia sprowadziła do domu kociaka.
* świnka morska
** papuga
Ela twardo walczyła o swoje koty ;)
OdpowiedzUsuńKasia
Jak pierwsy raz w życiu zobaczyłem Maine Coona, to odpadłem. I podobnie większość ludzi, jakim się pokazuje tego zwierza. :D
OdpowiedzUsuńGdybym miał brać zwierzaka (i miał miejsce) to pewnie takiego stwora bym wybrał.
I na dodatek przy tych imponujących rozmiarach (największe kocury do 15 kg i tak ponad metr długości) i wspaniałym futrze są wcieleniem łagodności. Taki koci golden retriever. Mam koty (dachowce) od kilkunastu lat, ale nie wiedziałam, że mogą mieć tak cudowny charakter, dopóki nie zamieszkała z nami New.
OdpowiedzUsuńW życiu nie miałam kota(chyba,że na punkcie czegoś)ale miałam chomiki i papużki,i wiem jak bardzo można je kochać-dlatego rozumiem twoją determinację Elu :) ale dzieciak też rezolutny :D
OdpowiedzUsuńFajny Miłosz.
OdpowiedzUsuńCiekawe kim zostanie w przyszłości :)
Dziwne, u mnie same dachowce a większość dość spokojna i przytulna...
OdpowiedzUsuńIvanko, u mnie WIĘKSZOŚĆ też. Za nieobliczalną agresorkę robi u nas jedynie Reszka :)
OdpowiedzUsuńNiezły jest! I osiągnął to co chciał. Ma kociaka :D
OdpowiedzUsuńA czy Miłosz ma braciszka? Wymieniłby braciszka na kota ;)
OdpowiedzUsuńMam taką książeczkę "Listy dzieci do Pana Boga". Jeden z nich brzmiał tak: "Kochany Panie Boże. Dziękuję Ci za braciszka, chociaż prosiłem Cię o psa".
Dzieci są fajne, o ile mają odpowiedzialnych rodziców. Mam nadzieję, że taka jest Gosia. Mam nadzieję, że nauczy swoje dziecko odpowiedzialności i szacunku do zwierząt.
Miłosz ma starszą siostrę. I raczej by jej nie wymienił ;)
OdpowiedzUsuńEvik, znasz mój stosunek do dzieci. Nie lubię i nie chcę. Ale te od Gosi są chyba najmądrzejszymi (i najładniejszymi) dziećmi, jakie znam. I już odchowane! Niestety, chyba nie chciałaby ich odstąpić...