On: Wiesz co? Gdyby ktoś mi się kazał z tobą jeszcze raz ożenić, wolałbym rzucić się tu z dziesiątego pietra.
Ona: Dlaczego za pierwszym razem nie skakałeś, hmmm?
On: Wtedy jeszcze tak wysoko nie mieszkaliśmy.
(podsłuchała markotka)
I tym optymistycznym akcentem kończymy, proszę państwa, lipiec. A sierpień zacznie się na scenkach po dwudziestym, ponieważ w związku z tym, że właśnie nauczyłam się pływać (jak również z innych powodów) jadę na Mazury.
Zatem odpoczywaj i korzystaj ze swoich nowo nabytych umiejętności! A co do scenki...miłość rzadko jest jak wino-im starsza tym lepsza,no,może tylko tyle,że na początku strasznie uderza do głowy ;)
OdpowiedzUsuńZamierzam korzystać, chociaż bez brawury :)
UsuńNie wypowiem się na temat miłości, bo kocham tylko siebie.
OdpowiedzUsuńElu, chociaż Mazury są gdzieś na jakimś końcu świata, spakuj do torebki laptop, albo jakieś znane urządzenie.
Nie mam :)
UsuńTo sobie kup :)
UsuńNa razie jeszcze nie jest to dla mnie artykuł pierwszej potrzeby. Poza tym: jak urlop - to urlop!
UsuńTroszkę mnie zaciekawia, kto Cie będzie ratował.
OdpowiedzUsuńWidzisz, odpoczywam na wodzie (żaglówki, kajaki) odkąd skończyłam 12 lat. Nigdy w wodzie nie wylądowałam, bo brak umiejętności pływania skutecznie uczy prawidłowych odruchów. Więc i tym razem pewnie nie wyląduję i ratować mnie nie będzie trzeba :) A jakby co, już umiem pływać :) Od piątku!
UsuńNo dobrze, czytam o szkawałach jakich na jeziorach. Umiejętność pływania od piątku budzi zastrzeżenia natury zasadniczej. Ogólnie uważam, że ludzie nie toną jeśli pozostawia sie im wolność od paniki. W wodzie.
UsuńSam nigdy nie utonąłem, jak widać. Preferowałem zawsze spływy w spienionych rzekach, tam do brzegu blisko, jakby nie patrzeć.
No nic, wiara czyni cuda. Jehoszua nawet chodził po wodzie, ponoć. Uważaj na odmęty.
Będę uważać :)
Usuńps. Umiem pływać od ubiegłego piątku, więc nie zamierzam szarżować ;)
WOW...jestem pod wrażeniem i gratuluję. Mam nadzieje że umiesz tańczyć i grac w brydża. Te umiejętności są bardzo przydatne...jak leje na urlopie. Udanych wakacji - pozdrawiam
UsuńAdam
Dzięki, Adasiu. Co do brydża: nawet ja nie jestem ideałem ;)
UsuńJa tam wolę pokera.
UsuńChociaż brydż też może być, ale wieczorami w miłym towarzystwie, w pokera gra się bardziej ostro :)
UsuńI bardziej indywidualnie.
UsuńPrzyjemnego pływania zatem, z otwartymi oczami - może tam też ktoś komuś będzie robił scenki :)
OdpowiedzUsuńBędę notować ;)
UsuńKoleżanka moja bardzo marzyła o psie. Takim z gatunku walczących czy jak to tam się nazywa.
OdpowiedzUsuńKiedy mąż spełnił w końcu jej prośbę patrząc na Suzi powiedziała z obawą w głosie.
- Kochanie, przecież ona może mnie żywcem wpier...ić
- Wiem Kochanie...
Miłego wypoczynku :D.
Ryzykowne posunięcie ;)
UsuńBlad, ze za pierwszym razem ktos mu kazal sie ozenic. Powinien on 'tego kogos' wyrzucic z tego 10 pietra, albo nawet z jedenastego... Milego mazurowania sie!
OdpowiedzUsuńPiętro jest ważne :)
UsuńMazury duże, ale kto wie :D
OdpowiedzUsuńTeż się wybierasz?
UsuńMiłego odpoczynku :)
OdpowiedzUsuńNależy mi się :)
Usuńokrutne :))...
OdpowiedzUsuńto ja w ramach rewanżu:
- rebe, ja mam problem...
- a cóż ty, Josel możesz mieć za problem?...
- rebe, ja mam domniemanie, że moje Salcie chce mnie otruć...
- a co ja tu, Josel mogę pomóc?...
- ty rebe jej nie pomagaj, ty z nią tylko pogadaj...
- git...
następnego dnia...
- rebe, ty gadałeś z moje Salcie?...
- gadałem Josel, gadałem, trzy godziny...
- i jak jest?...
- jest tak, że ty może Josel wypij tą truciznę sam?...
pozdrawiać :))...
Sceny z życia małżeńskiego z natury swojej bywają okrutne :)
Usuńps. Sam przeczytaj motto działu oni i one:
Usuńhttp://scenki1.blogspot.com/p/oni-i-one_30.html
Znam gorętsze wojny, niż zawieszenie głosu w domu na haczyku w przedpokoju. Małżeństwo idzie przeżyć, dałem rade dwa razy.
UsuńNie chce się rozgadywać, ale gdybym miał się rzucić w te przepaść trzeci raz, to bym się poradził rebbe, poczytał Talmud, a potem się zastanowił.
ciekawe... ze swoją obecną Małżonką /nieślubną zresztą/ mamy średnią kłótni 0,8 rocznie... zjawisko "ciche dni" jest nam nieznane, niepraktykowane...
Usuńtrawestując Billa Clintona - "komunikacja głupcze!"...
nie przeszkadza to nam jednak /bardzo często/ uprawiać stylu rozmowy a la Rodzina Bundy'ch... czyżby kompensacja?... czyżby odruch powojowania z osobą najmniej do tego przeznaczoną był integralnym elementem ludzkiej natury?...
Takie wojowanie, jakie opisujesz, jest elementem, nazwijmy to, ostrego flirtu. Miła rzecz, dodaje pikanterii ;)
UsuńOstry flirt kojarzy mi się z nieco czym innym, niż z małżeństwem, w odróżnieniu od ostrego seksu :)
UsuńBez ostrego flirtu w długoletnich związkach ani rusz :)
UsuńZnajomy często powtarza żonie:
OdpowiedzUsuń-Gdybym Cię zabił w dniu ślubu już 8/9/10 lat cieszyłbym się wolnością - a tak, mam dożywocie.
/w jakimś filmie też to słyszałam ale pamięć zawodzi/
Wypoczynku życzę :)
O, to stary dobry kawał :)
UsuńTo wszystko jest jakieś dziwne. Obudziłem sie o czwartej, ale nic to.
OdpowiedzUsuńRano dzwoni do mnie była żona. Mówi: Szmo, nasz syn sie zakochał.
Odchrzaknąłem, bo co, chłopaki tak mają.
Na to ona: A może on jest w ciąży?
Gapię się w tel, słucham. Nigdy nie byłem w ciąży, nie miałem nic do powiedzenia. Nie zawsze umiem zmyślać. Rozłączyłem.
No to może najwyższy czas zacząć być w tej ciąży? :)
Usuńad Czarek Samuel K.) Sen czy jawa? ;)
Usuńad Jaskółka) Moja babcie powiadała, co daje pewien obraz jej sytuacji, że wolałaby czwarte dziecko urodzić, niż żeby ponownie ją ząb bolał ;)
Po stanowczej rozmowie z synem - jawa.
UsuńW życiu różnie bywa, też się kiedyś ożeniłem. Nawet nie z jedna kobietą.
UsuńAle nie naraz z kilkoma chyba? ;)))
UsuńOsobno, znaczy nie znają się.
UsuńJeśli można polecieć paralelą, to małżeństwo jest taki, skok w czeluść z niewiadomo czym...
OdpowiedzUsuńCzyli facet był blisko ;-)
A Ty Elu pływaj strzałką, strzałką i ewentualnie pieskiem (żeby była ciągłość z poprzednią scenką)... koniecznie dopieskuj do BB. :-)
Umiem żabką. I nie zamierzam eksperymentować z czymkolwiek innym. Jak wrócę z urlopu zamierzam się jeszcze nauczyć u tego instruktora-cudotwórcy żabki krytej i leżenia na wodzie na plecach.
UsuńLeżenie na plecach na wodzie,to już jak dla mnie wyższa szkoła jazdy...albo pływania...albo leżenia ;)cudów ni ma-idę wtedy na dno!
UsuńPan instruktor też powiedział, że to wyższa szkoła jazdy. Mnie się nie spieszy. Nie umiałam w ogóle pływać przez tyle lat, więc zwykła żabka to dla mnie wystarczający powód do dumy. Niemal wciąż nie wierzę :)
UsuńPrzedkładasz płaza na ssaka? Ot zdrada...
UsuńNiczego nie przedkładam. Pływam stylem, którego się nauczyłam. Umiem pływać od ubiegłego piątku.
UsuńPoczątkujący pływają "szczałką" i pieskiem... swoje wiem i jak można porzucić pieska dla jakiegoś żabska(?)
Usuń;-)
Ja też nie wiem, jak można, ponieważ żadnego stylu nie porzucałam :)
UsuńPrzyjemnego pobytu :)
OdpowiedzUsuńA dziękuję :) Ty już w domu?
UsuńAch! Jak fajnie :) Gratuluję nowej umiejętności i życzę miłego urlopu... ;).
OdpowiedzUsuń;)
UsuńNo może jednak się nie utopi, ale kto wie?
UsuńJak się nie utopiłam nie umiejąc pływać, to teraz tym bardziej ;)
UsuńDialogi jak z Barei - za to urlop - piękna perspektywa!
OdpowiedzUsuńPływanie jest super, umiem od dawna, więc wypluskaj się do woli :)!
pozdrowienia!!!
Wypluskaj... Ja wciąż z niedowierzaniem to robię :)
UsuńMazury - szczęściara! I że już umiesz pływać, to tym bardziej szczęściara, bo ja wciąż mam to jedynie w planach :)))
OdpowiedzUsuńA tekst przedni ;)))
Polecam mojego instruktora. Jeśli był w stanie mnie nauczyć (a należę/należałam? do kategorii ciał tonących na wodzie jak żelazo i ołów), to nauczy każdego.
UsuńJa pływam "na butelkę" - głową na dół, zadem do góry. Albo może nie jak butelka, a jak łabędź? Brzmi ładniej, a też kuprem do góry ;)))
UsuńAle głęboko wierzę, że kiedyś uda mi się opanować tę sztukę. Na razie przeżyłam tylko amatorskie próby nauczenia mnie pływania. Przeżyłam to słowo klucz :))) Ten instruktor by mi się naprawdę przydał.
Albo jak mnie: instruktor z kwalifikacjami cudotwórcy :)
UsuńSuper! Udanego urlopu zatem ;)
OdpowiedzUsuńPS. Ja mam zamiar nauczyć się pływać w przyszłym roku. Za dwa lata może się nad prawem jazdy zastanowię... nie wiem czego się bardziej boję ;)
Ja nie miałam tego dylematu. Pływać zawsze chciałam się nauczyć (kilkanaście nieudanych prób, dziś już wiem dlaczego nieudanych). Prawo jazdy do niczego nie było mi potrzebne i nie jest.
Usuńzatem wypoczywaj:)
OdpowiedzUsuńZatem będę :)
Usuń