Przygody remontowe nr 5, 6 i 7
Miało być o lapidarności pana Marcina, określanej błędnie jako mrukliwość, ale chcąc zachować w przygodach remontowych chronologię, kilka słów muszę poświęcić Castoramie, która okazała się miejscem wcale nie tak przyjaznym, jak dotąd sądziłam. Stop. Jeszcze raz.
Castorama nadal jest jednym z czterech (poza Leroy Merlin jest jeszcze Jysk i Piotr i Paweł) hipermarketów, które nie tylko toleruję, ale i w nich bywam. Resztę (wszelkie Tesca, Auchany, Biedronki, Reale, Carrefoury, Alberty itp.) omijam szerokim łukiem, a ich nazw nie opanowałam, wrzucając je do jednego worka z napisem „straszne miejsca”. Boję się tam wchodzić, przeżywam stres i zagubienie, ludzie biegający z wybałuszonymi oczami od półki do półki, bo a nuż promocja, przerażają mnie i drażnią.
Castorama zatem nadal jest jednym z czterech miejsc, gdzie pewnie będę bywać. Przyjazność mają na dobrym poziomie, a i klienci jacyś bardziej zrównoważeni. Chodzi o kompetencję zatrudnionych tam: sprzedawców, doradców, konsultantów, czy jak ich tam zwą. Mam na myśli tych ludzi w niebiesko-żółtych drelichach, których trzeba upolować z zasadzki między półkami. Są mili. W telefonicznym dziale obsługi Castoramy też są mili. Kierowcy dowożący towar do domu także. Ale do fachowości temu daleko. A i zaopatrzenie pozostawia wiele do życzenia. Przykładów mam wiele, wybiorę trzy.
Przykład 1 (ok. 18 września)
Pan Marcin przystępuje do wypruwania kuchni w celu przesunięcia zlewu, bo od tego trzeba zacząć. Okazuje się, że kształt ściany to naprawdę pokryty wzgórzami trapez, a kucie, żeby ukryć rury, potrwałoby długo. Najlepszym wyjściem będzie obłożenie tego płytami gipsowymi. Pan Marcin wysyła mnie po zakupy z dokładną instrukcją: mam nabyć 3 płyty gipsowe 120x260 (koniecznie zielone), klej montażowy (zwykły do pistoletu), siatkę do łączenia płyt oraz kantówki drewniane 40x40 sztuk sześć (koniecznie PROSTE, mówi pan Marcin drukowanymi literami). Uzbrojona w notatki z jego wykładu jadę do Castoramy. Wszystko jest poza kantówkami. W całej Castoramie nie ma sześciu prostych kantówek. Są cztery. Pozostałe są wygięte w różne łuki, z dziurami w różnych miejscach, pęknięte. Prostych nie ma. Dzwonię do pana Marcina, żeby zapytać, czy dwie brakujące mogą być 40x50. Mogą. Razem z przemiłym sprzedawcą znajdujemy dwie 40x50 w miarę proste.
Komentarz sprzedawcy (przemiłego): Wybrałem pani najmniej krzywe.
Przykład 2 (23 września)
Zlew przeniesiony, parapet zamontowany (będzie osobna scenka), czas na malowanie i płytki. Dostaję od Marcina (po drodze zdążyliśmy przejść na ty) równie dokładną, jak za pierwszym razem, listę. Jadę do Castoramy z kumplem, który ma pomóc w transporcie, ale okazuje się, że zakupy są tak ciężkie, że jego samochód na pewno nie wyrobi. Na szczęście przekraczają 1000 złotych, więc jest transport z Castoramy za darmo. Przy kasie pani bierze ode mnie numer telefonu i mówi, że kierowca przywiezie wszystko do godziny. OK. Zostawiamy zakupy i jedziemy do domu czekać na kierowcę. Mija półtorej godziny. Kierowcy nie ma. W Castoramie nikt nie odbiera. Mijają 2 godziny. W Castoramie nikt nie odbiera. W końcu dodzwaniam się do działu łazienek.
Przepraszam, że dzwonię akurat tam, ale „jest pan jedyną osobą w całym sklepie, która odbiera telefon”. Referuję sprawę. Przełączają. Tak, pamiętają moje płytki, ale nie ma kierowcy. Trzeba znaleźć. Znajdują. Kierowca mówi, że do mnie dzwonił, ale nie odbierałam. Jeżę się, bo waruję przy aparacie od dwóch godzin. Kierowca mówi, że może pani w kasie źle zanotowała. Jeżę się jeszcze bardziej i zaczynam mówić cicho (patrz postscriptum do scenki Utrudnienia komunikacyjne ->). Dobrze zanotowała, bo sprawdzałam. Więc niech mi pan tu nie opowiada bzdur, tylko powie, o której będzie. Będzie do godziny. Dobra. Przyjeżdża i zaczyna jeszcze raz tłumaczenia. Puszczają mi nerwy.
kierowca: Ale co panią ta godzina zbawi? Dzisiaj akurat takie zamieszanie trochę mieliśmy.
ja (bardzo cicho): Proszę pana. Podczas tego remontu spotkałam już kilku takich, dla których godzina i dzień nie miały znaczenia. Wszyscy mieli jakieś zamieszanie akurat dzisiaj. W związku z czym remont ma już tydzień poślizgu. Gdyby wszyscy panowie fachowcy po drodze byli punktualni i nie tłumaczyli się zamieszaniem, to by się tak nie stało. Czekam na pana już trzecią godzinę. Więc niech mi pan tu nie ściemnia, tylko te płytki wyładuje.
kierowca: Ale co pani taka nerwowa?
ja: Remont mam.
Przykład 3 (22 października)
Końcówka remontu – malowanie salonu. Malowanie ścian się opóźnia, bo sufit wciąż jest nierównomiernie biały i przebija. To już trzecia warstwa farby. Fachowiec z Castoramy polecał bardzo, nowa marka, klienci chwalą. Widać. Jest to najbardziej kiepska farba, jaką w życiu widziałam.
Marcin: Następnym razem kup coś ze znaną nazwą, a nie jakieś eksperymenty. Chcieli po prostu komuś wcisnąć.
ja: OK. Następnym razem, jak mi coś będą w Castoramie polecać, to będę wiedzieć, żeby brać coś innego. To malowanie traktujemy jako wersję ostateczną, nawet, jak będzie trochę nierówno.
Marcin: Zobaczymy. Badziewia nie zostawię.
ja: Rany, to może ja dam na mszę, żeby było równo?
Marcin: Lepiej daj na farbę.
ps. 1. Nie są kompetentni, punktualni i dobrze zaopatrzeni. Są mili.
pani z kasy: Niech pani jeszcze weźmie sobie wrzosy, mamy dziś dla wszystkich klientów taki prezent.
pan od wrzosów: Proszę bardzo, rozdajemy dziś klientom wrzosy. Chce pani?
ja: Chcę. A ile mogę?
pan od wrzosów (patrzy do mojego koszyka z zakupami i wycenia): Dwa.
ps. 2. A ja lubię wrzosy.
Było miło i kwiaty dostałaś,nie ma się co czepiać ;)
OdpowiedzUsuńDlatego czepiam się tylko troszkę ;)
UsuńOd remontów, głodu, ognia i wojny - zachowaj nas panie!
OdpowiedzUsuńGdybym wiedziała, na co się decyduję, to najprawdopodobniej bym się nie zdecydowała ;)
UsuńP.S. Tydzień poślizgu, to jest minimum, które trzeba założyć przy okazji tak dużej rozpierduchy. Następnym razem dodasz 7 do 10 dni do tego, co Ci obiecują fachowcy i będziesz miała mniej nerwów, kiedy remont wejdzie w fazę poślizgową ;-)
OdpowiedzUsuńNie będzie następnego razu ;)
UsuńPoślizg jest rzeczą nieuniknioną w przypadku przedsięwzięć wysoce skomplikowanych, jakim są remonty.
OdpowiedzUsuńPrzechodzenie na "ty" z fachowcem w trakcie remontu jest ryzykowne. Marcin może uznać, że się już na tyle zakumplował, że starać się nie musi, bo kumpela przecież zrozumie, wybaczy, czepiać się nie będzie. Jest naszą tradycją, że dla kumpli jest się miłym, ale oni mogą poczekać. Czego nie życzę :)
Owszem, spoufalanie się z usługodawcami to spore ryzyko. Tym razem jednak było po prostu wygodniej.
Usuńps. Od kumpli też oczekuję rzetelności. Inaczej ryzykują nie tylko utratę zlecenia, ale i kumpelstwa.
...pięknie, zawsze tak jest... jak masz na kogo liczyć, to licz na siebie... powodzenia... :))
OdpowiedzUsuńZ moich doświadczeń wynika coś zupełnie przeciwnego :)
UsuńTakich scenek przeżyłam dziesiątki i setki, podobnie jak Ty teraz. W Castoramie akurat nie kupuję, bo to najbardziej oddalony market ode mnie.
OdpowiedzUsuńAle w Leroy Merlin wywiązują się z godzin przyjazdu, a kiedy się mają spóźnić, to dzwonią.
Właściwie nigdy nie miałam z nimi kłopotu.
Czasowo też mieli transport powyżej 1000 zł za darmo, później nie. Mówią, że dają takie promocje, kiedy inne markety je oferują.
Ogólnie zawsze kupuję farbę jednej znanej firmy, te nowości nie ma co - raz kupiłam i był taki badziew, że wymieniłam.
Gratluję pana Marcina - dobry fachowiec nie gada, tylko robi. A notatki robi podobne, jak mój pan Wiesław :)
powodzenia, trzymaj się!!!
Trzymam się w czym działalność pana Marcina bardzo pomogła :)
Usuńps. Jest mistrzem świata w lapidarności :)
A propos przechodzenia na ty z wyknawcami mam niezbyt miłe doświadczenia, zawsze potem okazywało się, ze wychodziło z tego jakieś "G".
OdpowiedzUsuńTata mojej koleżanki na ten temat zwykł mówić, że forma na pan jest o tyle lepsza, że zawsze łatwiej powiedzieć Ty chuju niż panie chuju :)
Zazwyczaj trzymam się form oficjalnych. Ale w tym wypadku było i wygodniej i się sprawdziło :)
UsuńElu, to "wybrałem najmniej krzywe" kiedy klient chce kupić proste, to przebój roku! To, kurcze, jest piękne!
OdpowiedzUsuńNigdy nie byłem w Castoramie i pewnie nie będę, i pewnie nie doprowadzi mnie to do zapaści poznawczej :)
Takich tekstów było po drodze więcej. Ale ten mnie zatrzymał na dłużej... ;)
UsuńPo 15 minutach przebywania w jakimkolwiek supermarkecie dostaję qrwicy:)
OdpowiedzUsuńO, to ty żyjesz :)
UsuńTo nie jest qrwica. To jest pełnokrwista kurwica ;)
Po zdaniu "Badziewia nie zostawię." jakoś polubiłam tego pana fachowca :D
OdpowiedzUsuńZ farb zawsze używam śnieżki - nigdy się nie przejechałam na tej marce a i smrodu nie ma :)
Marketów nienawidzę, zaczęłam akceptować tylko Lidla z sąsiedztwa i tylko dlatego że wiem gdzie co jest i szybko trafiam na to co potrzebuję...i wieję ;)
A ja dałam się zwieść namowom "fachowców" z Castoramy. Błąd, błąd, błąd. Wybierać coś innego niż polecają wydaje się czasami rozsądną strategią.
Usuńpo pierwsze - dobry fachowiec sam robi zakupy a nie wysyła kobietę z karteczką ...
OdpowiedzUsuńpo drugie - sprzedawca nie struga w domu kantówek które później sprzedaje tylko ma to co ma i musi to sprzedać
po trzecie - jest mnóstwo fachowców którzy mówią "co pani za farbę kupiła" a naprawdę farba jest oka tylko zły wałek dobrali do farby i męczą się z malowaniem.
Rada nie ufaj fachowcom dobrzy już dawno są w Anglii :) a sprzedawcy w marketach budowlanych próbują uratować to co zepsuli :)
Historia tego remontu jest na scenkach dość dokładnie opisana :) Pan Marcin nie pojechał sam po materiały, między innymi dlatego, że czas mieliśmy bardzo ograniczony, więc zadania, które mogłam wykonać ja - wykonywałam ja. On w tym czasie wypruwał kuchnię, więc się nie mógł rozdwoić. Nie oczekuję też od sprzedawcy, że mi kantówki wystruga. Oczekuję, że duży market będzie miał kilka prostych na stanie. Farba była zła. Niezależnie od wałków i pędzli.
Usuńps. Pana Marcina polecam :)