- Jak zabierali naszego tatę do Mauthausen, to myśmy wszyscy stali i patrzyli. On już był daleko i się do nas odwrócił, a ja mu ręką pomigałam*. Może jakby się nie odwrócił wtedy, to by do nas wrócił, bo się oglądać nie wolno? Albo jak ja bym mu nie migała, bo to tak, jakby się żegnać?
(opowiedziała Michasia, lat 83)
* pomachałam
Nie wiem, Michasiu. Myślę, że Twoje marzenie? wiara? nadzieja? że można było cokolwiek zrobić, to przejaw najgłębszej ludzkiej bezradności wobec nieprzewidywalności świata i wspólnej dla nas wszystkich niezgody na to, że mniej poddaje się on naszemu wpływowi, niż byśmy chcieli. To, że znacznie więcej wydarzeń w życiu, niż próbują przekonywać amerykańskie poradniki pozytywnego myślenia, nie poddaje się kontroli i nie mamy na nie najmniejszego wpływu, jest bardzo trudne do zniesienia. Trudno pogodzić się z tym, że istnieje nieprzekraczalna granica naszego wpływu, za którą nie da się zrobić nic. Wolimy wierzyć, że ten wpływ mamy albo chociaż że moglibyśmy go mieć, gdybyśmy tylko wiedzieli, co można było zrobić lub czego nie powinniśmy byli robić. To złudzenie jest łatwiejsze do zaakceptowania niż goła, jaskrawa świadomość granicy.
Zawsze znieść łatwiej, jak ma się jakieś złudzenia.
OdpowiedzUsuńTak. Zawsze jednak zastanawiam się, czy warto.
UsuńTo chyba zależy od ciężaru gatunkowego problemu, sytuacji, od nastroju, od zwykłego przeliczenia za i przeciw czyli jaka szansa. Nawet, kiedy mówimy, ze nie mamy złudzeń, to chyba gdzieś tam na dnie jednak to malutkie jest.
UsuńA czy to się nie wiąże z optymizmem?
Nie wiem, myślę, że wielokrotnie to złudzenie jest emocjonalnie bardziej opłacalne, chociaż pozostaje jedynie złudzeniem. Nie wiem też, czy chodzi tu o akurat optymizm, bo chodzi tu o sytuacje, na które wpływu się nie ma, nawet, gdyby się bardzo pozytywnie myślało.
Usuńps. Przy czym chodzi mi o złudzenie dotyczące własnego wpływu na sytuację, że JA mogę/mogłam coś zrobić, a nie złudzenie, że wszystko jednak się dobrze skończy.
UsuńNo właśnie, jak wpuściłam wpis, to dotarło do mnie, że bardziej tu chodzi o mój wpływ.
UsuńI o to, czy wolisz mieć przekonanie, choćby iluzoryczne, że go masz (nawet za cenę poczucia winy) niż pogodzić się z niemożnością jakiegokolwiek działania.
Usuńtata się odwrócił, by wysłać komunikat "kocham was" /być może jeszcze jakiś inny/... Michasia pomigała, by wysłać komunikat "kocham/y/ cię" /być może jeszcze jakiś inny/... to takie proste... ale po co tworzyć sobie w umyśle "kwadratowe jajka" z niczego i dręczyć się nimi do końca życia?...
OdpowiedzUsuń...
pozdrawiać :D...
Prawda? Ale najwyraźniej to przekonanie było do czegoś bardzo potrzebne. Nie byłoby w innym wypadku tak trwałe.
UsuńZ taką miłością piszesz o Michasi,że,aż dech zapiera...każdy ma swoje" niewiadome" w życiu,a czy watro je rozpamiętywać?...każdy sam wie najlepiej,co dla siebie dobre.
OdpowiedzUsuńps.Uwielbiam scenki z Michasią :)
Michasia jest niezwykła. Także wtedy, gdy zastanawia się, co byłoby inaczej, gdyby...
UsuńTo nieodłączne "gdyby".
OdpowiedzUsuńLubimy je, chociaż nie ma znaczenia.
UsuńNiestety... Przyznanie się do własnej bezradności, niemocy jest trudne... A niektóre sprawy po prostu się dzieją. Niektóre rzeczy po prostu są... Wydaje mi się pychą sądzić, że na wszystko możemy mieć wpływ, z drugiej strony łatwo mi zrozumieć Michasię...
OdpowiedzUsuńGdybam, gdybam wieczorami:) Staram się jednak gdybać pozytywnie. Czasem gdybam żeby się nastraszyć. Michasia gdyba z powodu tęsknoty, mnie też się to zdarza.
OdpowiedzUsuńA mnie się podoba słowo 'pomigała' - ręka jako narzędzie niemej wymiany myśli/uczuć - znak migowy. 'Pomachanie' z kolei bliskie jest machnięciu: no to idź sobie... :)
OdpowiedzUsuńKto nie lubi gdybać? Gdybanie jest pozytywne przed faktem, po fakcie gdybanie jest wyrażeniem tylko wyrzutu.
Jest wiele spraw, na które nie mamy wpływu bo nie uświadamiamy sobie tego 'gdyby', nawet wtedy gdy to jest możliwe a co tu mówić o innych przypadkach...
Michasia nie może się pogodzić z tym, że nie umiała gdybać gdy czas gdybania był na czasie.
Takie momenty ma każdy z nas.
OdpowiedzUsuńGdybym wtedy coś powiedziała, zrobiła, pomyślała, stanęła po drugiej stronie, to może by to coś się nie stało, albo ....
Świadomość gołej granicy bezradności - ale chyba jednak wolę żyć bardziej marzeniami i wierzyć, że może jednak to mnie się uda!...
Takie złudzenia są po to, by tuszować własną bezradność. Chcemy wierzyć, że na wszystko mamy wpływ, choćbyśmy się mieli obwiniać za to, że zrobiliśmy źle. Bezradność nas przeraża bardziej, niż cierpienie z powodu wyimaginowanego poczucia winy.
OdpowiedzUsuńPS: Czemu tu ostatnio tak mało się dzieje ?
Ubolewam, bo lubię tu zaglądać :)