Okazuje się, że pisząc w scence Dama versus pokąsany młodzieniec o młodzieńcu ze „starannie wymodelowaną fryzurą, mającą sugerować korzystanie z usług stylisty włosów (bo przecież nie zwykłego fryzjera)”, dotknęłam zjawiska zmiany (dewaluacji?) znaczeń słów bardziej niż się spodziewałam.
To to samo zjawisko, które sklepy zebrane w jedno miejsce każe nazywać galeriami handlowymi, być może przez skojarzenie z wystawami, których jest tam mnóstwo. Galerie handlowe jakoś już przebolałam, z nieco większym trudem przyjęłam istnienie, a potem likwidację galerii mięsnej (mieściła się w Bielsku-Białej przy ul. Cieszyńskiej i przejeżdżając obok zawsze zastanawiałam się, czy organizowane są tam wernisaże wędlin, mięs i podrobów połączone z degustacją).
Czytelnik natchniony wspominaną wcześniej scenką o damie i młodzieńcu podesłał obrazek z tej samej serii.
Oto szyld skłaniający do poważnej refleksji: czy zamiecenie obciętego obiektu kultu zwykłą miotłą i wyrzucenie go do śmietnika nie zahacza już przypadkiem o obrazę uczuć religijnych?
(Kraków koło rynku Dębnickiego,
podesłał Andrzej)
W tej scence zostały poruszone przynajmniej dwa tematy - kwestia paragrafu 196kk oraz językowa maniera, służąca uwzniośleniu rzeczy, które w życiu codziennym wzniosła nie są. Przykładów można by podawać mnóstwo, ale w związku z kontrowersyjnym charakterem bloga tylko takie przychodzą mi do głowy: nazywanie poległymi tych, którzy zginęli w katastrofie lotniczej, okrzyknięcie pomazańcem bożym prezydenta Dudę, wybranego (przez ludzi) w (demokratycznych) wyborach, a nie wyświęconego w świątyni, czy też mówienie o konieczności obrony milionów zamrożonych dzieci, gdzie faktycznie mowa jest o prawnym uregulowaniu kwestii in vitro. W przypadku świątyni włosa mamy do czynienia z hiperbolą, uroczą hiperbolą wywyższenia usługi fryzjerskiej tak bardzo, że bardziej się już nie da (no, chyba że świątynia byłaby pod wezwaniem JPII, ale on miał włosy raczej liche, przez co marketingowo chwyt ten mógłby zniechęcić potencjalnych "wiernych"), co w zderzeniu z absurdalnym skojarzeniem potencjalnego procederu bezczeszczenia włosów, poprzez chociażby rzeczone zamiatanie ich... daje efekt... nie wiem... komiczny? proroczy? na czasie? Czy za usługi, które są w świątyni przez kapłanów tam świadczone datki są - tak jak w każdym szanującym się bożym przybytku, gdzie hołduje się jedynie wartościom duchowym, "świętym", we wzgardzie mając chęć przyziemnego bogacenia się - co łaska? Jeśli tak, jeśli moje włosy miałyby być "nabożnie" traktowane za wolny datek, to ja bym z usług skorzystał...
OdpowiedzUsuńJak widzę, pojawia się mnóstwo wątpliwości doktrynalnych ;)
UsuńNiewątpliwie kapłanem jest tutaj fryzjer. Bogiem... chyba piękno? Bo żeby sam włos? To zbyt przyziemne.
OdpowiedzUsuń;-)
Zwykły fryzjer może być co najwyżej kościelnym. Kapłanem będzie Jego Przewielebność Stylista.
UsuńAndrzeju, oczywiście, że włos! A także jego poszczególne atrybuty: wykaz można przeczytać na opakowaniu dowolnej odżywki ;)
Usuńad) Kolega Maupa - Świątobliwość Stylista ;)
UsuńSemantyka szaleje ;)
OdpowiedzUsuńNiestety. Słowa tracą znaczenie.
UsuńZdecydowanie, jest to wielki krok do przodu w dziedzinie dbałości o siebie. W Bydgoszczy znajduje się Sanktuarium Paznokci, jest ono na dodatek mobilne. Za dodatkową opłatą Sanktuarium może zawitać w nasze progi:-)
OdpowiedzUsuńTo jeszcze ciagle brakuje Kaplicy Piczego Klaka, gdzie sie woskuje bikini:)
UsuńA są pielgrzymki?
UsuńKaplica jest rewelacyjnym pomysłem. Biznesowo strzał w dziesiątkę :)
UsuńTakim słowem- kluczem jest również słowo"studio". "Studio Afrodyta", "Studio Wenus", "Studio masażu". Mnie śmieszy, a często wkurza silenie się na "oryginalność" nazywania sklepów i innych miejsc użyteczności publicznej. I raczej staram się takie miejsce omijać z daleka, bo odbieram właściciela, jako typa o narcystycznym usposobieniu, skupionego na nachalnym "wabieniu' klienta.
OdpowiedzUsuńNatomiast podobają mi się nazwy typu: " Czarcie kopytko", "Jama rozbójników", "Piekiełko", " Rajski ogród" itp. I nie wiem dlaczego, nie potrafię tego uzasadnić:)
Nazywanie wszystkiego co popadnie studiem prowadzi do sytuacji opisanych w scence:
Usuńhttp://scenki.blogspot.com/2011/09/studia-wyzsze-fryzjerskie.html
ps. Ja też lubię takie nazwy. Są zabawne, bezpretensjonalne, bez tego całego zadęcia.
w szkole podstawowej próbowano mnie skaptować do harcerstwa... postanowiłem spróbować i już na pierwszej zbiórce była dyskusja na temat nazwy nowo formowanego zastępu... padały różne propozycje... "Wikingowie"... "Kosmonauci"... "Apacze"... etc... zaś ja zaproponowałem "Dziecięlinek i Świerzopski"... można uznać, że był to właściwie początek końca mojej arcykrótkiej kariery w harcerstwie...
UsuńMożna uznać, że była to bardzo krótka kariera :) Moja również była krótka... Jedna zbiórka... ;)
Usuńtak szczerze procedując paszczą, to ten szyld bardziej mi się skojarzył ze sklepem z perukami, niźli z balwiernią...
OdpowiedzUsuńzaś religie bywają różne... skoro są ludzie, którzy jadają swoją bozię, to czemu nie mieliby jej zamiatać miotłą i wyrzucać do śmietnika?...
a zresztą, to skąd wiadomo, że to jest taka sobie zwykła miotła i taki sobie zwykły śmietnik?...
ale chwila...
świątynia Włosa... Wołosa... Welesa...
dodajmy do tego "postrzyżyny", jeden z rytuałów przejścia słowiańskiej wiary rodzimej...
wszystko zaczyna do siebie pasować... tylko twórca szyldu był przygłuchy i źle usłyszał, co ma napisać...
...
a galeria mięsna rozsmarowała mnie ze śmiechu suficie... i komu to przeszkadzało, że zlikwidowano?...
stop... już wiem komu mogło przeszkadzać... żywym kompostownikom w ramach walki z żywymi cmentarzami...
UsuńZnam te określenia i bardzo mi się podobają. Ja w ramach postanowienia, aby nie dyskryminować nikogo, zjadam zarówno rośliny, jak i zwierzęta ;)
UsuńŚwiątynia włosa od razu skojarzyła mi się z Imperium Paznokcia w Dąbrowie Górniczej! Niestety nie mam zdjęcia :( Pozdrawiam serdecznie!
OdpowiedzUsuńTak, to ta sama poetyka ;)
UsuńJak dla mnie, lekka przesada, Poza tym trąci zbytnim "zadęciem". :)
OdpowiedzUsuńPrawdaż? ;)
Usuń