Szpital opieki długoterminowej. Rozmawiam z panią J. Pani J. ma 83 lata, mnóstwo poważnych schorzeń i pomniejszych dolegliwości, ale jest w tym wszystkim tak radosna i uśmiechnięta, że podczas kolejnej konsultacji nie wytrzymuję i pytam, jak jej się udaje tę pogodę ducha zachować.
- Pani magister... Bo to jest tak. Po co ja się mam na zapas martwić? Przecież, jak się tak będę martwić, a nic złego się nie zdarzy, to mi się zmartwienie zmarnuje.
(Jaworze)
ps. Dziękuję wszystkim, którzy oddali głos na scenki w konkursie Blog Roku 2011. Scenki nie dostały się do finału, ale Wasze głosy się nie zmarnują: dochód uzyskany z smsów zostanie przekazany na turnusy rehabilitacyjne dla osób niepełnosprawnych organizowane przez Fundację TVN "Nie jesteś sam".
scenki sie nie dostały? byłam pewna że wejdziecie do finału bo się gotowałam na kolejne smsy
OdpowiedzUsuńKocham pania J.!!!
OdpowiedzUsuńUwielbiam ludzi, ktorzy mysla logicznie:))
ad dea) Jednak nie :) W przyszłym roku też spróbujemy :)
OdpowiedzUsuńad Stardust) Mnie pani J. bardzo ujęła. Taka drobniutka staruszka, siwa, z koczkiem, często uśmiechnięta... I dbająca, żeby jej się zmartwienie nie zmarnowało :)
Normalnie mnie zatkało i "uśmiechło mi się".
OdpowiedzUsuńKażdy człowiek przezywa na swój sposób starość i związane z nią często cierpienie, najczęściej nie tylko fizyczne. Myślę, że najmniej w tym ważne jest, czy wydaje się nam to przyjemne w odbiorze, czy budzi na naszym ryjku uśmiech akceptacji.
OdpowiedzUsuńZaczekajmy spokojnie na swoją starość, jeśli się zdarzy, a jeśli zdarzy się i będzie pełna żalu, goryczy i złości, nie będziemy przejmować się tym nic, a nic, bo niby po co? Żeby nie wygląda ładnie?
Można na starość stwarzać pozory, grać do końca, można być zwyczajnie na tyle mało rozumnym, ze niewiele dociera, można być po prostu głupim, albo dotkniętym demencją, można. Tak, czy inaczej starość nigdy nie jest ładna, podobnie jak umieranie, czy śmierć.
nigdy na to nie spojrzałam z takiego punktu widzenia. oczywiście nie zawsze, ale w sumie ja to jestem z tych, co marnują zmartwienia :/
OdpowiedzUsuńChyba będę sobie to powtarzać, kiedy jakieś zmartwienie zacznie się "kluć". Mądrość ludzi wiekowych taka życiowa i trafna, a my często tego nie doceniamy i nie potrafimy wykorzystać.
OdpowiedzUsuńto jest ten wyjątek potwierdzający regułę. Ludzie starsi lubią cierpieć za miliony, a tu proszę... Fantastyczna postawa:)
OdpowiedzUsuńI takie staruszki lubimy, bo nam ułatwiają opiekowanie się nimi.
OdpowiedzUsuńad czarek samuel k.) Mylisz się. To jest ważne. Gdyż jeśli ktoś na starość (i nie tylko na starość) będzie "pełen żalu, goryczy i złości" to zostanie sam. A to ma znaczenie w każdym wieku. I nie chodzi tu o "przyjemność odbioru", jak to ująłeś.
OdpowiedzUsuńad i..) Pewnie :)
Elu, jesteś psychologiem. Czy nie wiesz o tym, że cierpienie i starość są w ich przeżywaniu zawsze samotne, że cała reszta to tylko wypełnianie roli? Zupełnie nieważne opakowanie, z kokardka, albo bez kokardki?
OdpowiedzUsuńTak jest, nawet jeżeli teorie psychologiczne opowiadają inne historie i nawet jeśli ładnie przy tym wyglądają.
ad czarek samuel k.) Kto mówi o kokardach? Kto mówi o opakowaniu? Nie ja. Mnie w kontaktach z ludźmi (osobistych i zawodowych) mało interesuje ich opakowanie, albo teorie. Dla mnie ważniejsze jest to, jak się zachowują wobec siebie samych, mnie i innych ludzi.
OdpowiedzUsuńPsycholog to mój zawód. W życiu spotykam się z ludźmi jako ja - Ela. Może trudno ci to sobie wyobrazić, ale zapewniam cię, że psycholodzy spotykają ludzi również poza pracą i wiedzę o świecie czerpią również z własnych doświadczeń, a nie tylko z teorii. Jak każdy. Stąd wiem, że wobec własnego cierpienia można przyjąć bardzo różne postawy.
Twoim zdaniem to, co powiedziała pani J. to teoria? Albo że jej i mnie o kokardki chodziło?
Elu, nie zaperzaj się :) Moja wyobraźnia jest jak ocean, do tego stopnia, że gotów jestem przyznać Ci rację :)
OdpowiedzUsuńMoże w tej chwili mam skrzywiony obraz wielu spraw, w tym cierpienia ludzi starych. Jestem w szpitalu i ich rozpacz, chorych starych ludzi, samotna rozpacz, szloch nocami itd. zawężają obszar tego, co potrafię dostrzegać. Ale jeszcze pamiętam, że gdzieś jest inny świat, gdzieś jest na pewno.
ad czarek samuel k.) To nie zaperzanie się. Po prostu ani sama nie redukuję ani nie lubię być redukowana do jednego z moich zawodów :)
OdpowiedzUsuńWiem też, że wszyscy (i Ty i ja) miewamy niekiedy tendencję do uogólniania własnych doświadczeń. I bywamy zaskoczeni, kiedy okazuje się, że inni ludzie mają inaczej niż my. A czasem trudno złapać dystans.
Jednak warto. Myślę, że to nas czyni ludźmi. Ta umiejętność wykroczenia poza własną bieżącą sytuację i swoje ograniczenia. Niektórzy umieją to pięknie, tak jak pani J. Chyba warto się od niej uczyć :)
"(...) użycz mi pogody ducha, abym godził się z tym, czego nie mogę zmienić, odwagi, abym zmieniał to, co mogę zmienić, i szczęścia, aby mi się jedno z drugim nie popieprzyło(...)S.King.Myślę,że ta mądra Pani ma wiele szczęścia :)
OdpowiedzUsuńad iwona) Umie je zauważyć i odsiać od codzienności:)
OdpowiedzUsuń:))))) zazdroszczę Pani J.
OdpowiedzUsuńad Zawrócony) Jak sądzę, nie ty jeden ;)
OdpowiedzUsuńMuszę to opowiedzieć mojej mamie, która jest mistrzynią zamartwiania się. Kiedyś - gdy tak znów utyskiwała - zapytałam ją; "Mamo, czy ty byłaś kiedyś tak beztrosko szczęśliwa?". Odpowiedziała mi tonem nagany: "Byłam na to zbyt odpowiedzialna!"
OdpowiedzUsuńCo gorsza, zaczynam u siebie obserwować podobne tendencje...:)
ad bezokularów) Okropna to wizja, że ludzie odpowiedzialni nie mogą być szczęśliwi. Na szczęście mogą, bo to nie są sprzeczności :)
OdpowiedzUsuńElu, zgadzam się w najważniejszych obszarach rozpoznajemy rzeczywistość przez swoje doświadczenia, co przecież nie odbiera nam racji do spekulacji teoretycznych, tworzenia mniej lub bardziej zgrabnych teorii itd.
OdpowiedzUsuńW każdej naszej osobnej codzienności, w mierzeniu się z nią, doświadczenie jest najważniejsze, bo wynika głównie z błędnych wyborów i decyzji, z tego, co sprawdziliśmy własnym życiem.
Nie znam pani J. i pewnie nigdy nie poznam, stad jakakolwiek moja ocena dotycząca jej życia i niej samej jest nie na miejscu. Jednak jakoś intuicyjnie, podskórnie, wyczuwam w jej zachowaniu pozór. Tak po prostu jest.
ad czarek samuel k.) Dlaczego? Dlaczego pogoda ducha i pewien stoicyzm wobec własnego cierpienia to pozór? Dlaczego miałabym jej nie wierzyć? Bo to takie niecodzienne?
OdpowiedzUsuńTym bardziej cenne.
Pani J. nie była teorią psychologiczną z komentarza 11. Pani J. to fakt :)
Z powodu doświadczenia własnie. Chyba umiem odmienić "cierpienie" przez wiele doświadczeń związanych z chorobą. Nie znaczy to, że jestem ponurakiem wsłuchanym w siebie i swój organizm, umiem się do ludzi uśmiechać, żartować, cieszyć się z nimi ich sukcesami, ich szczęściem. Nie chce ich zawieźć, bo są przyzwyczajeni do mnie takiego, a nie innego.
OdpowiedzUsuńInną jest rzeczą, że nie ma w tym cienia szczerości, a uśmiech jest spoza zaciśniętych zębów. Tyle, że tego nie widać, bo tak chcę. Pogoda ducha jest od tego jak stąd na Antarktydę.
ad czarek samuel k.) Własnie to miałam na myśli, kiedy w komentarzu 14 pisałam o uogólnianiu. Twoje doświadczanie i przeżywanie cierpienia nie jest jedynym możliwym w takich sytuacjach. Są i inne. O tym mówi i teoria i doświadczenie.
OdpowiedzUsuńTo dotyczy też wszystkich innych rodzajów przeżyć. O ile pewne sytuacje są powszechne, w sensie dane wielu ludziom (na przykład choroba, na przykład samotność) to sposoby radzenia sobie z nimi, bycia w nich - są różne. Bo ludzie są różni.
Mówiliśmy o doświadczeniu. Elu, jak już pisałem, wierzę, że gdzieś jest inny świat, chcę w to wierzyć. Przez pół wieku na taki nie trafiłem, nie znam nikogo jak pani J.
OdpowiedzUsuńDotąd, dopóki organizm funkcjonuje jako tako starość bywa świetlista. Choroba, która sprowadza do codzienności dotknięcie śmierci, zmienia wszystko. Zbyt wielu ludzi widziałem w sytuacjach, kiedy zdawało sie im, że nikt ich nie widzi - zastygłych, wpatrzonych wielkimi oczami w pustkę, w której nie ma nadziei.
Kiedy los odbiera nadzieję, każdy dzień niczego nie dodaje, a tylko odbiera.
Ech, dość o tym.
Udanej dobrej niedzieli Tobie :)
ad czarek samuel k.) Myślę, że pani J., będąc po udarze, z endoprotezą do wymiany i spodziewając się wózka inwalidzkiego (jak się kolejna operacja związana z endoprotezą nie powiedzie) i kręgosłupem, który groził złamaniem w każdej chwili sporo wiedziała o cierpieniu. A jednak nie chciała, aby jedynie ono ją określało. Dlatego nie uogólniajmy swoich doświadczeń. Jej jest takie. I to jak ona wobec swojego cierpienia się opowiedziała - mnie ujęło.
OdpowiedzUsuńCzego i wszystkim życzę :)