Będąc w remoncie



Przygoda remontowa nr 1

Remont nie polega na pomalowaniu ścian, przestawieniu zlewu, położeniu płytek w kuchni ani nawet na wymianie parapetów. Remont jest niezwykle złożonym stanem dotykającym wszystkich sfer funkcjonowania człowieka: jego fizyczności, emocjonalności wraz z intelektem oraz duchowości, a także życia społecznego i nawyków żywieniowych. Nie jest więc właściwym stwierdzenie, iż ma się w domu remont. W remoncie się jest, tak jak można być w depresji, w ciąży i w żałobie. Od miesiąca jestem w remoncie. Dokładnie od miesiąca, bo 4 września miał się w moim mieszkaniu rozpocząć pierwszy etap remontu, czyli pomalowanie sypialni, pokoju gościnnego, łazienki, ubikacji i przedpokoju. Etap drugi to wyprucie kuchni do gołych ścian, zaś etap trzeci: pomalowanie salonu. Całość musi się zakończyć do 1 października, bo od tego dnia wynajęłam tzw. pokój gościnny.

Przeżycie remontu bez uszczerbku na zdrowiu własnym oraz cudzym wymaga podejścia szczególnego. Mieści się w nim otwartość na nowe doświadczenia życiowe oraz poznawanie wielu nowych ludzi, zwanych zbiorowo fachowcami, z których część trzeba będzie z mieszkania wyrzucić. Przeżycie remontu wymaga zatem również asertywności. A także cierpliwości, gotowości na monotonne jedzenie (gdyż w mieszkaniu pozbawionym kuchni można jedynie ugotować wodę w czajniku elektrycznym i zamówić pizzę), kreatywności, siły i umiejętności długotrwałego znoszenia bałaganu.

Gdybym remontu nie traktowała jak przygody, zwariowałabym.

Przygoda remontowa nr 1
Chcę, żeby chałupa była pomalowana dobrze lecz niedrogo, więc zanim wpuszczę fachowców do domu, zamawiam wycenę. Miła szefowa przyjeżdża na miejsce i wycenia etap pierwszy na 1500 zł plus materiały. Szacowałam całość na około 1000 zł, więc mówię, że oddzwonię. Przypominam sobie, że kilka miesięcy wcześniej spotkałam na ulicy W., który jest fachowcem od wszelkich robót budowlanych, a na dodatek byłym mężem byłej koleżanki. Już wtedy mając w głowie wizję remontu, na wszelki wypadek wzięłam od W. numer telefonu. Liczę na to, że W. po starej znajomości okaże się tańszy niż firma. W. ma jedną wadę, a mianowicie pije, ale dopóki będzie się wywiązywać terminowo, nic mi do tego. Na umówionym pierwszym spotkaniu pojawia się punktualnie i wycenia robociznę na 600 zł. Umawiamy się, że malowanie rozpocznie 4 września, bo ma do dokończenia jeszcze jedno zlecenie. Przez weekend przygotowuję pomieszczenia: odsuwam meble od ścian, zdejmuję obrazki i wynoszę drobiazgi z półek do salonu, który na razie remontowany nie będzie.

We wtorek 4 września W. dzwoni, że nie może przyjść, bo mu się tamto zlecenie przeciąga i czy możemy umówić się na czwartek. Na czwartek nie, bo mam dyżur w pracy. Staje na piątku. W piątek W. dzwoni, że sobie oparzył rękę i musi ją przez weekend wykurować. Sprawa wydaje mi się podejrzana, ale umawiamy się na poniedziałek 10 września na godz. 8.00. O godz. 8.15 W. dzwoni, że będzie o 11.00, bo musi jeszcze pozbierać narzędzia pozostawione w poprzedniej robocie. Od niemal tygodnia żyję w mieszkaniu przygotowanym do remontu, co skutkuje wzrostem zasadniczości. Mówię zatem W., że mi się to nie podoba i że jeśli nie będzie go o 11.00 to rezygnuję z jego usług. W. więcej się nie odzywa.

Na szczęście nie dałam W. zaliczki. Do pierwszej firmy wstyd mi dzwonić, umawiam zatem innego fachowca. Pan Darek również wycenia na 1500 zł i szacuje, że zajmie to 4 dni. Widać tyle to teraz kosztuje, trudno. Pan Darek jest punktualny, rzetelny i da się z nim pogadać, a z malowaniem uwija się w 2 dni. Dzięki temu na pierwszym etapie remontu łapię opóźnienie zaledwie tygodnia. Numer do pana Darka zachowałam i mogę udostępniać.


Wnioski:

1. Podczas remontu nie należy kierować się chciwością i wierzyć w nieprawdopodobnie korzystne oferty, bo skutki są podobne jak w przypadku Amber Gold. Czy powinnam kierować swoje pretensje do premiera Tuska?

2. Niektórzy fachowcy są otworzyć cudzysłów fachowcami zamknąć cudzysłów. Techniczne umiejętności nie wsparte punktualnością i solidnością nie pozwalają zdjąć cudzysłowu. Ostrożność należy zachować zwłaszcza wobec otworzyć cudzysłów fachowców zamknąć cudzysłów ze skłonnościami do alkoholu.

32 komentarze:

  1. Nienawidzę być w remoncie, mam serce za słabe i nerwy zszargane, ostatni remont niemal życiem przypłaciłam. A gdy rozdarłam się asertywnie na panów "fachowców" to mnie jeszcze gardło rozbolało.
    Życzę dużo zdrowia - będzie potrzebne.

    OdpowiedzUsuń
  2. ja obecnie przebywam w remoncie, od kilku miesięcy :-)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Tak, remont jest również pewnym szczególnym miejscem w czasoprzestrzeni. Można w nim nie tylko być, ale i przebywać. Oś czasu jest w przypadku remontu niezwykle ważna.

      Usuń
  3. Jak nie dostanę zastrzyku większej gotówki to będę w remoncie jeszcze kilka lat;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. No właśnie... Jak się na początku liczy, za ile wyjdzie, to wcale nie wychodzi tyle, ile w końcu wychodzi...

      Usuń
  4. Przerabialiśmy to samo, są fachowcy i fochowcy. Na remoncie nie można za dużo oszczędzać bo to prędzej czy później na człowieku się zemści. Zdrówka i cierpliwości życzę....

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Mam i zdrówko i cierpliwość, zaś stanowczość wobec fochowców wzrosła pięknie ;)

      Usuń
  5. Hahaha no cóż, z niecierpliwością czekam na opis kolejnych przygód

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Zapewniam, że są. Acz wszystkie nadają się do tego samego worka ;)

      Usuń
  6. Dzisiaj jest 4 października - na pewno wynajęłaś ten gościnny od 1? Może lokator zagubił się gdzieś wśród puszek z farbą?

    My byliśmy w remoncie przez 2 miesiące, stosunkowo bezboleśnie, bo na ten czas wyprowadziliśmy się do znajomych :-) Ale ja chyba to lubię. Tzn. nie być w remoncie. Lubię zmiany, jakie to wprowadza. Dlatego 4 lata po zakończeniu robót planuję następne...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Też lubię zmiany i własnie dlatego ten remont... Mam go na wielu frontach życiowych ;)

      Remont trwa. I jeszcze trochę potrwa, ale lokator się wprowadził mimo braku kuchni.

      Usuń
  7. Co wydaje sie "tanie" to okazuje sie w 'praniu', ze jest "drogie" (w sensie kosztow a nie uczuc :).
    Ale ile jest radosci z remontu? Ile przezyc, wspomnien, scen i scenek, doswiadczen, wiary (i nie-wiary) w drugiego czlowieka/fachowca :)
    Remonty to stan przejsciowy.... choc czasem trwaja ... chwile... dluzsza.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Tak, takie właśnie refleksje towarzysza mi od miesiąca :)

      Usuń
  8. a co powiesz na bycie w budowie? potem na bycie w pracach wykończeniowych? ja już drugi rok tak żyje, aż się w końcu przyzwyczaiłam, że szafa na ubrania jest podłoga a w miejscu żyrandola najczęściej jest kabel/żarówka. nie wiem, co to wykończone mieszkanie:-)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Myślę, że rozumiem, bo to chyba dość podobny stan, chociaż dwa lata chyba przerosłyby moją wydolność psycho-fizyczną.

      Usuń
  9. Celne podsumowanie stanu - ja też jestem w remoncie... W tym roku od początku kwietnia!
    I nadal żyję :)
    Powinnam się już zgłosić do księgi rekordów Guinessa?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Spróbowałabym, chociaż słyszałam, że niektórzy żyją w tym latami ;)

      Usuń
  10. Nienawidzę remontów i dlatego się nie wypowiem zatroskany o swój i tak wątpliwy "spokój wewnętrzny".
    I tak za wszystkie remonty obojga światów winna jest opozycja na czele z Kaczyńskim, jednym i drugim, martwym i żywym. I jakiś gdzieś biskup. O!
    Z wyrazami współczucia, kłaniam się nisko.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję za współczucie, gratulacje za przetrwanie będę przyjmować potem :)

      ps. Winni remontu poniosą konsekwencje!!! ;)

      Usuń
  11. Remont - jak najbardziej, pod warunkiem, że fachowcem jestem ja sama :P. Sporo o swoim remoncie pisałam na swoim blogu w marcu.
    Z relacji znajomych, zauważam pewną prawidłowość. Otóż fachowiec bierze zlecenie, wyznacza termin, bierze zaliczkę, nieraz wstępnie rozwali część remontowanego pomieszczenia, po czym znika na tydzień bądź dwa pod pretekstem. wykończeń przy poprzednim zleceniu, które ma poślizg czasowy. W ten sposób uzależnia od siebie zleceniodawcę, który nie od razu odsyła fachowca do diabła, lecz cierpliwie czeka. I czeka. I CZEKA! Aż dostaje szału :/

    Podpisuję się pod Twoimi wnioskami, punkt pierwszy rozszerzyłabym o "Jeśli "fachowiec" ci sugeruje by załatwić sprawę nieoficjalnie a wtedy usługa będzie tańsza o VAT - nie iść na to! Bez solidnej umowy, usługa będzie cię kosztować kilka razy tyle, co znacznie przewyższa VAT"

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Z takimi, co to bez faktury i niekoniecznie na firmę o trzy stówy taniej zrobią też się spotkałam. Pogoniłam.

      Usuń
  12. trochę zbyt dosłownie wziąłem tytuł i pomyślałem sobie, że zachorowałaś i sama jesteś w remoncie...
    na szczęście okazało się, że nie...
    o fachurkach można bez końca, to temat rzeka... "będzie pan zadowolony, a farby rzeczywiście wystarczyło na trzy mieszkania" i takie tam inne...
    mój sąsiad jest w każdym razie winien mojej Kocie kawał czyściutkiej wołowiny /może być też koń, lub struś/ za remontowe łomoty za ścianą z użyciem kanga, gumówki, tudzież prozaicznej pucy... został mu jeszcze parkan do zrobienia /także odcinek graniczący ze mną/, ale jego fachurka złamał nogę i też jest w remoncie... z przyrodzonej dyskrecji nie mrugałem porozumiewawczo okiem słysząc tą wiadomość i nie powtarzałem w ironiczno - pobłażliwym tonie "ahaa, nogę złamał, powiadasz pan?", bo być może fachurka jest niepijący...
    notabene mój exszwagier /niestety RIP/ był ostro pijący, ale jak się brał do roboty /którą wykonywał naprawdę porządnie/, przerywał uprawianie swojego hobby do czasu, aż skończył zlecenie... i to też jest element bycia fachowcem bez cudzysłowu...
    pozdrawiać :))...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Kocie Twojej współczuję, moje znoszą stan remontu w miarę spokojnie.

      A fachowców to ja tu am cały przegląd, bo na kolejne usługi castingi sobie urządzam. I wciąż wyciągam nowe wnioski. Bardzo pouczające doświadczenie :)

      Usuń
  13. Pan W. musiał chyba być tym, który u mnie też "robił" remonty :D :D :D...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Prawdopodobnie jest ich cała banda.

      A moje życie towarzyskie też cierpi w związku z remontem, czego przykład miałaś we wtorek...

      Usuń
  14. Fachowcy? Jak w starym skeczu..."wężykiem...":)

    OdpowiedzUsuń
  15. Nie zazdroszczę. Przeszedłem kilka remontów i za każdym razem była to mała trauma, tym większa, że większość rzeczy robiłem sam a przy reszcie asystowałem.
    Dla mnie przygodą było na przykład wybieranie farb z żoną. Nie wiedziałem co odpowiadać na te wszystkie pytania... Nie widziałem różnicy między białą farbą a inną białą farbą, choć różnica podobno była, nie tylko w nazwie, ale i w odcieniu. Słoneczne blaski wyglądały dla mnie tak samo, jak pustynne piaski (swoją drogą - kto wymyśla te nazwy?) i to stało się w pewnym momencie aż krępujące...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dlatego kolory trzeba wybierać samemu/samej.

      ps. To mój pierwszy generalny remont. Nie wiem, czy ostatni, ale chyba tak, bo nie wiem, czy będzie mnie na to emocjonalnie stać raz jeszcze...

      Usuń
  16. Ciekawie napisane. Co do fachowców też się naszukałam, aż okazało się, że w myśl starej zasady "zrobimy to sami". Efekty naszej pracy na http://tytuurzadzisz.blogspot.com/. Zapraszam do poczytania.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. O, z wykorzystaniem w taki sposób scenek jeszcze się nie spotkałam. Ile zarabia na pisaniu takich postów?

      Usuń

data:blogCommentMessage