Wkrótce w Polsce będziemy mieli do czynienia z kolejnym kompromisem w stosunkach między państwem a Kościołem Katolickim, będącego wyrazem ustępliwości i ugodowości ze strony tego ostatniego. Podczas spotkania Komisji Wspólnej Rządu i Episkopatu, które odbyło się 21 listopada, biskupi jednoznacznie stwierdzili, iż: "W ustroju demokratycznym naturalne jest domaganie się prawa do egzaminu maturalnego z religii. Taki egzamin stanowiłby realizację zasady równoprawnego z innymi przedmiotami traktowania nauki religii".
Pozwoliłoby to nadać właściwą wagę religii w programie nauczania, w którym jak dotąd realizowana jest w haniebnie niskim wymiarze zaledwie 2 godzin tygodniowo, a na dodatek w nowym rozporządzeniu o ramowych planach nauczania znalazła się w grupie przedmiotów nieobowiązkowych, których nauczanie staje się obowiązkowe tylko po wyrażeniu takiej woli przez rodziców ucznia (gdy jest niepełnoletni) lub samego ucznia (gdy jest pełnoletni). Nie można do tego dopuścić, gdyż prowadzi to do wynaturzeń dwojakiego rodzaju.
Po pierwsze: zrównuje status religii z lekcjami etyki, wychowania do życia w rodzinie oraz językami mniejszości narodowych i etnicznych, co jest zupełnie nie do przyjęcia, gdyż umniejsza jej znaczenie w "kształtowaniu w absolwentach szkół ponadgimnazjalnych integralnej wizji świata". Po drugie: w podstępny sposób może doprowadzić do niebezpiecznej sytuacji, w której "za jakiś czas nie będziemy w ogóle mieli podstaw do nauczania religii w szkołach ponadgimnazjalnych, bo pełnoletnia już wówczas młodzież nie będzie chciała uczestniczyć w tych zajęciach", na co słusznie zwraca uwagę biskup Mendyk.
Już dziś w 888 szkołach w Polsce nie ma w ogóle lekcji religii, a wielu innych trzeba łączyć klasy, żeby lekcje w ogóle mogły się odbyć, bo zgodnie z nowym rozporządzeniem MEN, potrzeba przynajmniej 7 uczniów, aby takie zajęcia mogły się odbyć.
W świetle tych danych obawy biskupa Mendyka są całkowicie uzasadnione. Włączenie religii do grupy przedmiotów obowiązkowych w ramowym programie nauczania oraz na maturze pozwoliłoby uniknąć takiej patologii. Dziwić może zatem ugodowa, czy wręcz defensywna postawa Episkopatu. Propozycja Kościoła, aby religia była na maturze przedmiotem do wyboru stanowi wyraz daleko posuniętych ustępstw z jego strony. Wszak biskupi mają wszelkie prawo oczekiwać, aby religia również jako przedmiot maturalny była obowiązkowa, a ocena uzyskana z religii liczona do średniej ocen razy trzy. Jakiekolwiek inne rozumienie tych kwestii jest przykładem porażającego nienawiścią ataku na Kościół Katolicki w Polsce.
Arkusz pytań wraz z właściwymi odpowiedziami opracowywałby Episkopat, bez jakiegokolwiek nadzoru zewnętrznego, co byłoby najlepszym urzeczywistnieniem zasady rozdziału państwa od Kościoła, dotąd tak skrupulatnie realizowanej przez kolejne rządy.
Warto również zaznaczyć, że raz na zawsze rozstrzygnęłoby to ciągnący się od czasów żyjącego w V wieku p. n. e. Protagorasa, a następnie twórczo rozwinięty przez Tomasza z Akwinu spór, czy teologia jest nauką.
__________________________
Prezentujemy propozycje pytań maturalnych z religii wraz z punktacją za odpowiedzi i wskazówkami interpretacyjnymi:
1. Dlaczego Matka Boska jest określana jako „zawsze dziewica”?
a) bo tak głosi dogmat Kościoła Katolickiego - 2 pkt
b) nie wiem, ale jest z pewnością - 1 pkt
c) nie wiem, podobno przecież urodziła co najmniej jedno dziecko - 0 pkt
2. Jakiej narodowości był Jezus Chrystus?
a) był Polakiem, gdyż jego Matka pochodzi z Częstochowy - 2 pkt
b) nie wiem - 1 pkt
c) był Żydem lub postacią legendarną - 0 pkt
3. Skąd wiemy, że wniebowzięcie Najświętszej Marii Panny dokonało się wraz z duszą i ciałem?
a) bo tak mówi dogmat Kościoła Katolickiego - 2 pkt
b) nie wiem, ale słyszałem, że tak było - 1 pkt
c) nie mogło się dokonać z ciałem, bo w wyższych warstwach atmosfery jest mało tlenu i nie mogłaby oddychać - 0 pkt
4. Dlaczego metoda in vitro jest grzechem?
a) bo tak głoszą biskupi - 2 pkt
b) nie wiem, słyszałem/am, że jest - 1 pkt
c) metoda in vitro nie jest grzechem tylko procedurą medyczną - 0 pkt
5. Dlaczego seks przedmałżeński jest grzechem?
a) bo tak uważa Kościół Katolicki - 2 pkt
b) nie wiem, ale słyszałem/am, że jest - 1 pkt
c) jeśli para nie planuje małżeństwa, to seks nie jest przedmałżeński i nie ma grzechu - 5 pkt
Wskazówki interpretacyjne:
odp a) w pytaniach: 1, 3, 4, 5 - nienaganna postawa wobec nauczania Kościoła Katolickiego i doskonały poziom wiedzy, integralna wizja świata świetnie ukształtowana
odp a) a pytaniu 2 - nienaganna postawa wobec polskiej ludowej tradycji katolickiej
odp b) w pytaniach: 1, 3, 4, 5 - nienaganna postawa wobec nauczania Kościoła Katolickiego, wiedza na poziomie wystarczającym, ukształtowanie integralnej wizji świata możliwe do osiagnięcia
odp b) a pytaniu 2 - wiedza wystarczająca do pielęgnowania polskiej ludowej tradycji katolickiej
odp c) w pytaniach: 1, 2, 3, 4 - uczeń myśli zbyt samodzielnie, niepotrzebnie łączy wiedzę z innych dziedzin z religią
odp c) w pytaniu 5 – doskonały materiał na jezuitę
Opracowanie i cytaty (w tekście scenki kursywą i w cudzysłowie) na podstawie następujących źródeł:
1) "Biskupi chcą matury z religii. Ksiądz: Episkopat nie odpuści" ->
2) "Karna religia" ->
3) "Pan Bóg w ostatniej ławce" ->
4) "Szumilas: w sprawie nauczania religii w szkołach nic się nie zmienia" ->
5) "Religia na maturze - tego chce Kościoł. A młodzież?" ->
6) Teologia ->
Dla mnie to rozdzierająco proste. Teologia, czy choćby psychologia to dziedzina wiedzy. Rózne zdania róznych ludzi w tej kestii nic, ale to zupełnie nic nie zmieniają.
OdpowiedzUsuńJeśli religia jest przedmiotem nauczania i jakieś grupy ludzi, społeczności, osoby, uważają że powinna być możliwość zdawania jej na maturze, należy to zapewnić. To, że ktoś kierując sie swoim wyborem zda egzamin maturalny z religii nikomu i nic nie odbiera.
Szkoła jest dla uczniów i basta.
Religia nie jest dziedziną wiedzy ale wiary, a katecheza (bo to jest tak naprawdę w programie nauczania) to nie religioznawstwo, czy psychologia religii, tylko przekazywanie wiary. Wiara należy do innego porządku poznawczego niż wiedza, choćby dlatego, że nie jest intersubiektywnie falsyfikowalna, czego obecnie wymaga się od hipotez naukowych. Co ma badać egzamin maturalny z religii - znajomość dogmatów religijnych jednej określonej religii? Siłę wiary egzaminowanego? Jego znajomość dogmatów określonej religii?
UsuńA dlaczego tylko tej jednej? Ostatnio coraz popularniejszy robi się pastafarianizm - dlaczego nie wprowadzić na maturze pytań z wiary w Latającego Potwora Spaghetti?
A poważnie - zarówno pomysł, by katecheza znajdowała się w programie nauczania, jak i pomysły, by stała się przedmiotem egzaminacyjnym nie są niczym innym, jak próbą zaangażowania państwa, które ma być religijnie neutralne do nawracania i umacniania zasad religii katolickiej, bo kościół katolicki sobie z tym bez takiej pomocy nie umie poradzić.
Szkoła ma uczyć i wychowywać, a nie nawracać i basta.
Omijasz, że mówiłem o teologii, nie o religii. Omijasz, że szkoła średnia służy lokalnej społeczności, to nie uniwersytet.
UsuńPopełniasz w swoim wywodzie tyle błedów, ze nie potrafie podjac dyskusji. Nie jestem Crześcijaninem, wiem jednak, że w tej religii wiara jest łaską, zaś "religia" w wydaniu szkolnym zasobem wiedzy.
Omijasz, że w szkołach religia nie jest przedmiotem obowiazkowym, więc jakim pomysłem postulujesz ograniczenie wolnosci wyboru jakichs ludzi na rzecz wolności twoich przekonań?
Jesli pastafarianie ukaża sie w jakiejś liczbie umożliwiającej zorganizowanie klasy szkolnej, powinni mieć mozliwość uczenia sie zasad religii pastafariańskiej, prawda? A może im też chcesz ograniczyć prawa przekonaniem o słuszności swojego rozumienia świata?
A może nie po dodze Ci z matematykami i zaproponujesz usuniecie z matury matematyki, wszak nie każdy chce być racjonalistą :)
Czarku, religia katolicka jest przedmiotem nauczania w szkołach publicznych pewnej grupy ludzi, bo stała się nim na mocy konkordatu. Ci ludzie maja prawo uczyć się czego im się żywnie podoba, co nie jest równoznaczne z tym, że przedmiot ich "nauczania" jest przedmiotem równym matematyce czy biologii.
UsuńOwszem, gdybyśmy mieli do czynienia z religioznawstwem czy historią religii (w liczbie mnogiej), to można by mówić o nauce. W szkołach mamy natomiast najczęściej do czynienia z katechezą katolicką w fatalnym wydaniu. Co można tu egzaminować? Znajomość modlitw? Częstotliwość uczęszczania na nabożeństwa? Znajomość dogmatów KK? Można. Tyle, że to materiał na egzamin wewnętrzny, który Episkopat powinien zorganizować we własnym zakresie, a nie angażując do tego państwo i środki publiczne. Państwo nie jest od ułatwiania Kościołowi ewangelizacji, która mu nie wychodzi. Gdyby wychodziła, biskup Mendyk nie obawiałby się, że młodzież zrezygnuje z religii jeśli będzie nieobowiązkowa. Kościół wielokrotnie wykorzystywał tchórzliwą postawę parlamentu do przepchnięcia swoich poglądów jako obowiązującego prawa. Do nawracania powinna służyć ambona anie ławka szkolna. Tyle w kwestiach pragmatyczno-politycznych.
W kwestiach metodologicznych zaś warto wprowadzić rozróżnienie: religia nie jest teologią. Teologia to próba uczynienia naukowym czegoś, co z definicji naukowe być nie może. Spróbuj chociażby zdefiniować przedmiot tej "nauki". Wiara nie może być elementem wnioskowania logicznego ani metodologią, a istnienie Boga, będącego jakoby przedmiotem "badań" nie jest falsyfikowalną hipotezą empiryczną. To dość podstawowe kryteria odróżniające naukę od wierzeń. Matematyka, fizyka i generalnie nauki ścisłe lub podstawowe nie są poglądami. Tym różnią się od jakiejkolwiek religii.
Elu, wiesz że nie podzielam Twoich poglądów dotyczących wiary, nie podzielam też poglądów wielu ludzi w wielu sprawach. Mnie to w niczym nie przeszkadza, nie ogranicza mnie.
UsuńRzecz w tym, że moja wolność do... nie jest w sprzeczności z czyjąś wolnością, moja wolność nie jest jakościowo lepsza, nie jest ważniejsza od wolności innej osoby.
Jeśli ktoś ma wolę, żeby jego dzieci uczyły się religii w publicznej szkole, mogły sprawdzić swoja wiedzę na maturze, w szkole na którą partycypuje daninami ma rzecz państwa i społeczności lokalnej, to ma prawo realizować swoja wolę. Mój sprzeciw powstałby dopiero, gdyby tę wolę chciał narzucić innym. O ile wiem, nikt nie zamierza nałożyć na młodzież obowiązku nauki jakiejkolwiek religii. Państwo nie morze racjonować obywatelom wolności, ma stwarzać ramy dla jej realizacji.
Ja zaś przyjmuje do wiadomości, że sporo ludzi w Polsce jest katolikami i chce realizować swoje potrzeby religijne, także w kwestii wychowania swoich dzieci w sposób wolny i nieskrępowany.
Tu nie chodzi o kwestie światopoglądowe, a o zrozumienie, że różnimy się, i że zawsze tak będzie.
Tutaj chodzi dokładnie o kwestie światopoglądowe, przy czym najważniejsza różnica leży nie na linii wiara - niewiara, tylko w związku z tym, że przedmiot tejże wiary nauką nie jest, więc nie da się nawet sprawdzić wiedzy. Bo niby o czym? Jeśli oczywiście określeń wiedza, nauka, metody używamy zgodnie z ich znaczeniem, a nie naciągając do granic niemożliwości, byle tylko religia w ich granicach się znalazła.
UsuńCzarku, założyłem w swoim wcześniejszym komentarzu, że odnosimy się do realnej sytuacji, kiedy w polskich szkołach prowadzona jest katecheza (czyli to co się nazywa formacją religijną, a nie przekazywanie wiedzy na temat religii - proponuję zapoznać się z tą prezentacją: www.powiat-ostrowski.pl/plik/3799). Gdyby w polskich szkołach było nauczane religioznawstwo, to nie miałbym nic przeciwko jego obecności na maturze. Ale lekcje religii polegają na wpajaniu określonej wiary, więc w jaki sposób miałby przebiegać egzamin maturalny z tak prowadzonego przedmiotu?
UsuńArgument, że wprowadzenie religii na maturę jest realizacją wolności polskich katolików jest również moim zdaniem argumentem nietrafionym, bo postuluje to Episkopat, czyli zarząd konkretnej organizacji religijnej, której dochody są uzależnione między innymi od ilości wiernych. Postulat ten pojawia się właśnie dlatego, że spada ilość uczniów, którzy ją wybierają. Przy czym katecheza tej konkretnej religii finansowana jest nie tylko z podatków katolików, ale i osób innych wyznań, a także tych niewierzących. Owszem, teoretycznie inne wyznania również mogą sobie takie katechezy w ramach zajęć szkolnych prowadzić, ale wątpię, by udało się w jakiejś szkole zorganizować na przykład lekcje religii Świadków Jehowy. Czyli ta wolność, którą postulujesz, jest jednak tylko wolnością dla niektórych.
I kolejna rzecz, myślę że w tej dyskusji warto wprowadzić pewne rozróżnienie - na dwa porządki poznania: nauki i wiary, które niesłusznie są sobie przeciwstawiane. Gdyby to przeciwstawienie było prawdziwe, to nikt wierzący nie mógłby uprawiać nauki. Przy czym przekonania, że Bóg lub inna podobna siła sprawcza nie istnieją albo że istnieją mają z punktu widzenia nauki taką samą wartość - nie mieszczą się w jej zakresie, ponieważ przy obecnej metodologii i stanie wiedzy nie da się ich ani potwierdzić ani obalić. Innymi słowy należą do porządku wiary. Uważam, że na egzaminie maturalnym powinny się znaleźć te przedmioty, które przynależą do porządku naukowego, zaś te które przynależą do porządku wiary powinny być nauczane w świątyniach. Nie próbuję tego przekonania nikomu narzucić, ale daję mu wyraz na przykład w tej dyskusji, ponieważ mam do tego prawo. Przy czym zapoznanie się ze zdaniem kogoś, kto się z moimi poglądami nie zgadza jest dla mnie cenne, choćby z tego powodu, że zmusza mnie do ich ponownego przemyślenia.
Pozdrawiam
Rzecz w tym, co wydaje sie niedostrzegalne, że mnie kompletnie nie obchodzi w jaki sposób katolicy realizują edukację religijną swoich dzieci. Nigdy mi przez podświadomość nawet nie przemknęło wysłać dzieci na nauki religii chrześcijańskiej, pewnie jak moim sasiadom swoje do chederu. Ludzie z moich kregów kulturowo - religijnych realizuję nauczanie dzieci zasad wiar po swojemu i nikomu to nie przeszkadza. Mnie podobnie nie przeszkadzaja zachowania w tym obszarze Chrześcijan, Buddystów, czy Muzułmanów.
UsuńNie potrafie zrozumieć, ze w imie swojego swiatopogladu chcecie organizować innym ludziom życie w sprzecznosci z ich potrzebami i prawami. Musicie zrozumieć, że nie ma konieczności, żeby świat był zorganizowanyw zgodzie z Waszymi zapatrywaniami. zaś prawo, które obowiazuje mozna zmienic na swoja miarę, to banalnie proste, wystarczy powołać stronnictwo polityczne i wygrać wybory. A do tego czasu warto żyć (dla własnego komfortu) w zgodzie z prawem stanowionym lub wywołac rewolucję. Ludzie wszak maja prwo obalać republiki, monarchie, dyktatury, prawa, czego dowiedli w praktyce i myśli politycznej :)
Zupełnie nie rozumiesz Czarku. Nikt nie zabrania rodzicom wyznania katolickiego uczyć dzieci swojej religii. Chcą - niech uczą. Ale niech nie przekonują ich, że jest dziedziną nauki. Bo to już jest nadużycie.
UsuńEdukacja publiczna to coś innego niż nauczanie wierzeń. Ma uczyć krytycyzmu, samodzielnego myślenia, logicznego wnioskowania. Nie zaś dogmatów. To odróżnia ja od katechezy czy ewangelizacji.
ps. Polecam komentarz Ove - poniżej. Chyba najlepiej ujął istotę rzeczy.
UsuńElu, to, że jesteś kobietą niewierzącą, nie upowaznia Cię do dyskredytowania zdania ludzi dla których religia jest oczywistą składową rzeczywistosci. Niezaleznie od twojego zdania, dośc powszechnie nauka o zasadach wiary jest dziedziną wiedzy, niezaleznie od samej wiary i religii. Warto pogodzić sie z faktem, że dla bardzo wielu ludzi nauka o zasadach wiary i filozofia religii jest równie ważna jak taniec np. A przeciez nie odmawiasz młodym ludziom prawa do zdawania matury z tańca, prawda? Podobnie jak choćby z chińskiego w dialekcie mandaryńskim.
UsuńSzkoła publiczna powinna realizować zadania edukacyjne wynikające z polityki oswiatowej państwa, ale nie moze pod zadnym pozorem zabraniać zdobywania wiedzy w ramach zajęć nieobowiazkowych zgodnie z potrzebami społeczności lokalnych, bo to jej rozwojowi ma służyc. Szkoła to nie miejsce nauk, to nie miejsce pracy naukowej, uniwersytet. zadaniem szkoły nie jest poszerzanie zastanej wiedzy, a nauczanie istniejacej w stopniu stosownym do rodzaju szkoły.
uważasz, że jeśli przenieść nauczanie zasad religii katolickiej do kosciołów, to tam będzie to za darmo, że nikt za to nie zapłaci? Nie, rodzice zapłaca dwukrotnie, za funkcjonowanie szkoły publicznej i szkoły religijnej. Nie znajduje powodu, by byli tak dyskryminowani, skoro szkołe stać np. na uczenie lepienia garnków w rwmach zajęć z garncarstwa. jaka to miara, że wiedza garncarska jest ważniejsza od wiedzy o religii, która sie wyznaje?
W demokratycznie przegłosowanej (w referendum) konstytucji jest wyraźnie napisane, że Polska jest państwem neutralnym światopoglądowo. Wprowadzenie religii na maturę w oczywisty sposób podważa tę neutralność, kreując wrażenie, że instytucja państwowa prowadzi religijną indoktrynację uczniów w ramach edukacji publicznej. Proponuję, żeby osoby, którym się nie podoba zasada neutralności światopoglądowej, przeforsowały przyjęcie nowej konstytucji, w której będzie zaznaczone, że Polska jest państwem wyznaniowym.
UsuńAntydogmatyk
ad Antydogmatyk) Wtedy mielibyśmy przynajmniej jasna sytuację, a nie festiwal hipokryzji.
Usuńad Czarek Samuel K.) Nie dyskredytuję prawa ludzi do wierzenia w cokolwiek. Dyskredytuję za to przekonanie, że religia jest nauką i że jako nauka powinna być traktowana. Owszem, można jej uczyć, można ją wpajać, ale nauką jej to nie czyni. Podobnie jak tańca, garnarstwa czy zbierania znaczków. To są hobby, a nie dziedziny nauki.
Jak będzie w nauczana religia w kościołach, to już nie moja broszka. To broszka księży i samych zainteresowanych katechezą. Szkoła ma uczyć, a nie ewangelizować - chyba, że jest szkołą religijną. Ale wtedy nazwijmy to wprost. Przywołujesz przykład chederu. Dla katolików powinny to być sale katechetyczne.
Minęło około 200 lat od rozdzielenia kościoła od państwa a ludzie w Polsce nadal nie rozumieją na czy polega byt państwowy i byt kościelny i dlaczego lepiej żeby te dwie formy organizacji winny pozostawiać ze sobą w separacji. Religia nie zapewnia swobody umysłowej - jest zestawem gotowych odpowiedzi, których nie da się zweryfikować naukowo. Państwo demokratyczne powinno dawać swobodę wypowiedzi i myślenia swoim obywatelom dopóki ich wolność nie godzi w drugiego człowieka. Czyli nie wolno zabraniać ludziom wiary w Boga czy Latającego Potwora Spaghetti. Nie wolno uczyć młodzieży w publicznej szkole, że świat z całym swoim majestacie i tajemnicy został stworzony przez tego a tego boga, w taki a takich okolicznościach bo tak zostało zapisane w jakiejś księdze lub wyryte na tablicy.
UsuńPodstawową różnicę między nauką a religią, której zdają się nie dostrzegać zwolennicy zrównania jej statusu z innymi dziedzinami naukowymi, można sprowadzić do różnicy między stwierdzeniami:
Usuń1)Przedstawiciele jednej z religii uważają, że świat został stworzony przez Boga
a
2) Świat został stworzony przez Boga.
Pierwsze jest falsyfikowalne, stanowi informację o świecie i jak najbardziej uczniowie powinni się o tym dowiedzieć w szkole. Wiedzę o tym można sprawdzać na maturze. Drugie jest dogmatem jednej z religii (zresztą nawet kilku!), które nie może być sprawdzone. Bo co sprawdzać? Znajomość dogmatu? Głębokość przekonania, że dogmat jest prawdziwy? W szkole publicznej w państwie neutralnym (ponoć) światopoglądowo?
To chyba najbardziej banalny z możliwych przykładów...
Cała formułę dogmatu można sprowadzić do stwierdzenia: "wierzę w to, bo tak wybrałem" lub prościej "bo tak". Coraz częściej spotykam w rozmowie z ludźmi takie założenia np. w kwestii GMO.
UsuńDogmaty nie są charakterystyczne jedynie dla religii. Towarzyszą również innym rodzajom światopoglądów. Ich najbardziej charakterystyczną cecha jest odporność na jakiekolwiek argumenty.
UsuńJego Matka pochodzi z Częstochowy i poczęła Go metodą in vitro,i dlatego zawsze była dziewicą-zdałam? ;)
OdpowiedzUsuńNie jestem godna, aby odpowiedzieć na to pytanie, ale powiedz tylko słowo, a odpowiedź Twoją dostarczę proboszczowi ;)
UsuńPiękny zestaw pytań i piękne interpretacje. A myślałam, że już mnie nic nie zaskoczy, jeśli chodzi o nauczanie. To jest tak piękne, że należy to jak najbardziej upowszechniać.
OdpowiedzUsuńI od razu skojarzył mi się z tymi pytaniami tekst egzaminacyjny na prawo jazdy.
Czy mogę już pisać "ściągę" dla przyszłych maturzystów?
Sory, to jest tak surrealistyczne, że nie potrafię podejść do problemu ( a jest i to wielki) poważnie
Pisz ściągi. Rozejdą się jak ciepłe bułeczki. A tak serio, mnie też czasami stać jedynie na śmiech pusty nad propozycjami Episkopatu. I zostawiłabym to w kategoriach żartu, gdyby sprawa nie była poważna. A jest poważna z dwóch powodów:
Usuń1) Kiedy z religii próbuje się zrobić wiedzę równorzędną nauce wracamy do czasów grubo przed oświeceniem;
2) Na oczekiwania biskupów katolickich łożymy wszyscy. Również niewierzący i wierzący w coś innego. Łożymy wiele. Około 1,8 miliarda rocznie.
Wprawdzie w nawiasie, ale napisałam, że problem jest i to wielki :( Ale Wy już przeprowadziliście w ciągu dnia dyskusję, więc nie będę powielać różnych argumentów Przeciw, bo argumentów Za nie widzę wcale.
UsuńGdybyś porozmawiała ze swoim proboszczem na pewno przedstawiłby ci cała listę argumentów albo jeden najistotniejszy: bo Kościół Katolickie tak chce.
UsuńCzy nie uważasz, że podważanie historyczności Jezusa jest objawem ignorancji?
OdpowiedzUsuńNie mówię tu o bóstwie Jezusa, ale o tym, że taki człowiek chodził po ziemi i z jakiś powodów od Jego narodzin liczymy początek naszej ery.
Proszę o doprecyzowanie na pytanie 2c, a dokładniej o objaśnienie słów "Jezus był postacią legendarną".
Evik
Doprecyzowuję: nie wszyscy są przekonani o jego historyczności. O ile pamiętam wzmianki poza biblijne są dość wątłe.
UsuńPoczątek naszej ery jest liczony w ten sposób jedynie w naszym kręgu kulturowym. W tradycji hebrajskiej czy muzułmańskiej jest liczony inaczej.
Zresztą, kwestia tego, czy Jezus faktycznie żył, dla treści jego nauki nie ma znaczenia. Mity swoją moc oddziaływania czerpią nie z osadzenia w realiach historycznych tylko z pewnej uniwersalności ludzkich doświadczeń, o których opowiadają.
Pytania są tendencyjne. :P Ale o się dziwić, większość w PL nie odróżnia teologii, od religioznawstwa i od wiary. Nawet biskupi nie wiedzą czego chcą uczyć. Ech, szkoda słów. ...
OdpowiedzUsuńI to jest kwestia kluczowa. Czym innym jest katecheza konkretnego wyznania (tego każdy z kościołów niech uczy we własnym zakresie), czym innym teologia (proszę bardzo, mają prawo kształcić własne kadry, byle nie za publiczne pieniądze), a jeszcze czymś innym religioznawstwo czy filozofia religii, które dawałyby szerokie pojęcie o kulturze, gdyby były w programie.
Usuńkiedyś byłem zdecydowanym przeciwnikiem indoktrynacji /bo nie nauki przecież/ religijnej w szkole publicznej, ale przez lata moje stanowisko uległo pewnej modyfikacji... przypomniałem sobie lata licealne, gdy indoktrynacja peerelowska tylko mnie na nią uodporniła, na zasadzie szczepionki... pomyślałem sobie, że może warto odżałować te /z grubsza/ 40 pln rocznie na pensje dla katechetów, które via podatki refundujemy i zainwestować w rozwój młodzieży?...
OdpowiedzUsuńpozdrawiać :))...
Myśl przewrotna, acz zgodna z refleksja księdza Tischnera, że najwięcej niewierzących stało się ni mi po rozmowie z własnym proboszczem. Najskuteczniejsze byłoby uczynienie jej przedmiotem obowiązkowym ;)
UsuńA to ma być egzamin pisemny, czy raczej - z przeproszeniem - oralny?
OdpowiedzUsuńTaki, jaki sobie zażyczą biskupi. Nikt poza nimi, łącznie z władzami oświatowymi, nie będzie miał w tej sprawie nic do powiedzenia, podobnie jak w przypadku programu lekcji religii.
UsuńWkurza mnie, że taki problem w ogóle istnieje. Dyskusje nad tym, czy religia może być przedmiotem maturalnym wywołują wrażenie, ze może być i tak, i tak, że jest nad czym się zastanawiać. To dramat. W następnej kolejności możemy dyskutować, czy przeznaczać środki budżetowe na badania, czy diabły na łebku od szpilki rzeczywiście się mieszczą, czy jednak to bzdura.
OdpowiedzUsuńCzarek Samuel nie chce widzieć celu jakiemu służy edukacja - a jest to przekazywanie wiedzy, uczenie logicznego myślenia. Gdyby szkoły publiczne były kółkami rozrywek i zainteresowań, wtedy można by zdawać maturę absolutnie z wszystkiego, także z religii, albo z żonglerki maczugami, z brzuchomówstwa, z plucia na odległość, albo z danych taktyczno-technicznych pancerników amerykańskich z okresu II wojny światowej. Nauka w szkołach powinna jednak przygotowywać do życia.
Gdyby religia nie znalazła się w szkołach, problemu by nie było. Daj palec, a wezmą całą rękę.
UsuńJak słusznie zauważasz, szkoła nie służy do wpajania wierzeń. Ma uczyć, nie ewangelizować.
ps. W skrajnych wizjach jestem sobie w stanie wyobrazić prośbę o dotację na badania nad ilością diabłów na główce od szpilki wystosowaną przez jakiś katolicki instytut ;)
Elu - te pytania i odpowiedzi oraz skala punktacji wraz z ocenami jest tak genialna, że Ty uważaj, bo jeszcze się to znajdzie na maturze z religii! :))
OdpowiedzUsuńNajbardziej mi się podoba odpowiedź c) na pytanie 5).
Czy to coś znaczy?
O, na pewno znaczy! Może powinnaś pomyśleć o karierze zawodowej związanej z zaawansowaną myślą jezuicką? ;)
UsuńKiedyś pewien zaprzyjaźniony ksiądz wyraził myśl, że mogłabym pójść na siostrę zakonną. Od tego czasu moi rodzice starali się mnie trzymać jak najdalej od tego księdza i kościoła :) i jeszcze raz na jakiś czas pytali, czy przypadkiem jednak nie chcę iść tą drogą, ale że oni by jednak radzili nie :).
UsuńNo i ominęła Cię wielka kariera w strukturach najdłużej działającej korporacji o światowym zasięgu... ;)
UsuńWszystkim dyskutantom polecam tekst Michała Wagnera zamieszczony na portalu laickie.pl pt. "Czym jest NOMA?".
OdpowiedzUsuńWitam, jestem tu po raz pierwszy i... już mi się podoba ten blog. ;)
OdpowiedzUsuńŚwietnie ujęłaś, Autorko, problem z teologią: "Teologia to próba uczynienia naukowym czegoś, co z definicji naukowe być nie może. Spróbuj chociażby zdefiniować przedmiot tej "nauki". Wiara nie może być elementem wnioskowania logicznego ani metodologią, a istnienie Boga, będącego jakoby przedmiotem "badań" nie jest falsyfikowalną hipotezą empiryczną." Dlatego właśnie uważam teologię za pseudonaukę.
Co do tematu notki, to z jednej strony ujął mnie Twój złośliwy humor, z drugiej jednak - ja bym zezwoliła na PRAWO wyboru religii na maturze. Niech już będzie wolność...
Miło mi powitać nową czytelniczkę :)
UsuńPrawo? Prawo?! Odkąd to KK daje prawo wyboru? ;)
Odkąd dostał w d...ę (także od mediów) i zrozumiał, że era klechokracji się skonczyła.
UsuńNie zauważyłam, żeby się skończyła. Najlepszym przykładem jest wydarzenie określane jako "zamach na Metkę Boską".
Usuń