Około czwartej po południu, siedzę przy komputerze, stukam teksty dla jednej z firm, z którą współpracuję jako copywriter. Nagle z mieszkania znajdującego się piętro niżej dobiega okrzyk. Po chwili kolejny. Po chwili cała rytmiczna seria. Aha! Już rozumiem! To pewnie ci nasi sąsiedzi, o których mi mówił R. Podobno lubią się głośno kochać.
„Głośno” to mało powiedziane. Jest środek dnia. Jest centrum miasta. Słychać. Bardzo słychać. Pani bardzo krzyczy. No nic to, zrobię sobie przerwę, wyjdę na balkon, zapalę. Na balkonie słychać jeszcze bardziej. Wracam do komputera, zakładam słuchawki z muzyką. Po dwudziestu minutach zdejmuję. Pani krzyczy dalej. Na pisaniu skupić się nie da, zrobię coś pożytecznego. Zmywam naczynia, sprzątam kocią kuwetę. Wychodzę na balkon. Pani krzyczy dalej. Może poodkurzam? Poodkurzam.
Odgłos wyciąganego odkurzacza wywołuje popłoch u kotów. Reszka przysiada na krześle w kuchni, New zwiewa pod zlew, Mech za wersalkę. Najpierw odkurzam kuchnię. Ostrożnie, bo na stoliku stoi butelka chianti kupiona wczoraj przez R., bo wieczorem wybieramy się na grilla do Iwony. Bardzo uważam, żeby nie trącić stoliczka. Wyłączam odkurzacz.
Spod zlewu wyskakuje przerażona New i chce przebiec do małego pokoju. Drogę blokuje Reszka. No to przez stolik. Reszka skacze na New, bo kto to widział, żeby tak biegać pod jej nosem. Na stoliku rozpoczyna się kocia bójka: wrzaski, syki, łapkoczyny. Stoję w przedpokoju z rurą odkurzacza w rękach i patrzę ze zgrozą, jak koty się piorą, a stolik chwieje. Przy kolejnym przechyle chianti spada na podłogę, jak na filmie puszczonym w zwolnionym tempie odbija się od niej dwa razy, spada po raz trzeci i się roztrzaskuje. Podłogę zalewa czerwona plama, New wskakuje w kałużę, ucieka do małego pokoju. Zbieram kawałki szkła, sprawdzam, czy New się nie pokaleczyła, zmywam podłogę.
Wychodzę na balkon. Pani krzyczy dalej.
Bilans popołudniowego seksu sąsiadów:
- teksty nie napisane
- chianti rozbite
- odkurzone mieszkanie, czysta kuweta, umyta podłoga w kuchni
Hmmmmmmmm... może się zacięła? mają niektórzy kondychę:)Ale chianti szkoda:(
OdpowiedzUsuńTrzeba było drugie kupić :)
Usuńps. Podejrzewamy też, że to wcale nie musi być tak, że ci ludzie się bardzo kochają i tak żywiołowo uprawiają sex, tylko że może jakiś smutny pan ma swoje ulubione porno i puszcza na ciągłym odtwarzaniu...
Może po prostu ktoś sobie film XXX włączył? ;)))
OdpowiedzUsuńTeż miewamy takie podejrzenie ;)
UsuńPuściłem na swoim TT. Uwielbiam "scenki" !
OdpowiedzUsuńMiło Cię tu widzieć. Zapraszam zatem do lektury, także działu 196 KK ;)
UsuńCzytam z przyjemnością Twoje scenki.Ta mnie rozbawiła. U Ciebie tyle się działo, a na" górze" ciągle to samo. Pozdrawiam
OdpowiedzUsuńOj, działo się, działo... Ale tempo już powoli zwalnia.
UsuńPs. Moi nowi lokatorzy wiedzą, że te krzesła, które zostały na terenie mieszkania, to są do oddania, bo Wasze ;)
Obrazek za obrazkiem sobie to przewijałam, kiedy mi opowiadałaś wtedy, przy grillu, a dziś uśmiałam się znowu :).
OdpowiedzUsuńDobrze jest zapisywać takie momenty, mimo strat w postaci chianti, jest potem co wspominać! :)))
Buziaki, dodałam u siebie teraz odnośnik do tej scenki :)
Ja chichoczę nadal, kiedy przypomnę sobie to popołudnie. Ale wiesz, zastanawiamy się, czy może sąsiad po prostu nie puszcza sobie ulubionego pornosa na odtwarzaniu ciągłym ;)
UsuńAle to i tak trzeba być wytrwałym...
UsuńA może on w trakcie dobrze zagłuszany popełnia jakieś o wiele gorsze czyny, obdziera kogoś ze skóry, ćwiartuje, po czym resztki rozpuszcza w kwasie w wannie, ... ja miłośniczka horrorów, no wiesz :)
Kilka dni później pani wyrzuciła pana za drzwi i się dobijał do mieszkania tak, że w całym bloku było słychać ;)
UsuńMają bardzo burzliwy związek.
Sąsiedzi, młoda studencka parka, w moim poprzednim miejscu zamieszkania uwielbiałą uprawiać seks głośno i długo, a latem przy otwartych oknach niosło pięknie w podwórku studni. Nie dało się żyć, pracować, myśleć. I to nie z zazdrości, ale zwyczajnie ryk był czasami taki jak startującego MiGa. Szczególnie na finiszu. W końcu koledzy sąsiedzi z tak zwanym ABS, wiedząc kiedy parka jest w domu (mieli sesję) puszczali na całą moc głośników wszystkie możliwe najsprośniejsze piosenki z dyskoteki z Manieczek. Mało tego śpiewali je na balkonie, u uciesze pozostałych sąsiadów. Pomogło.
OdpowiedzUsuńHa hałas dobry hałas. :)
UsuńKiedy mój sąsiad gwiżdże trzeci przebój też włączam jakiegoś głośnego rocka na cały regulator :)
Myśmy ze zastanawiali nad innym rozwiązaniem. Może też zacząć się tak drzeć?
Usuńtak się zastanawiam, czego mi się teraz chce?...
OdpowiedzUsuńseksu, chianti, czy do kuwety?...
bo odkurzać chałupy i myć podłogi w kuchni na pewno nie...
...
pozdrawiać :D...
jeśli mógłbyś się przy tym skupić, a nie wybuchnąć śmiechem, to jesteś wielki! :)))
UsuńMnie się chciało chwili spokoju!
UsuńPrzynajmniej noc jest cicha :D
OdpowiedzUsuńPrzynajmniej czasami ;)
UsuńKażdy na swój sposób upuszcza emocje -krzyki,odkurzanie,mycie- wsio rawno ;)wszyscy zadowoleni...chyba :)tylko kotów żal...
OdpowiedzUsuńI mnie! To się działo w moim miejscu pracy! ;)
UsuńJa myślę, że wniosek z tego taki -> jeden kot robi mniej bałaganu niż trzy :)
OdpowiedzUsuńPozdrawiać.
O, ja myślę, że z tej sytuacji można więcej morałów wyciągnąć. Na przykład:
UsuńNie stawiaj wina na stole, jeśli masz w domu koty.
Ustalaj z sąsiadami, kiedy będą uprawiać seks, żeby móc w spokoju pracować.
Tak jak powiedziała Somni w "Atlasie chmur" - każde nasze działanie ma wpływ na działanie i zycie innych. I Ty się Elu o tym wietnie przekonałaś ;)
OdpowiedzUsuńWiedziałam o tym już wcześniej. Sąsiedzi mnie tylko upewniają ;)
UsuńSobie to wyobrażałam czytając...i popłakałam się ze śmiechu. Trzy tłukące się kociszcze obok butelki chianti. Zastanawiam się jak głośno trzeba krzyczeć podczas seksu by sąsiedzi aż tak słyszeli :P
OdpowiedzUsuńAlbo jak głośno słuchać na głośnikach ścieżki dźwiękowej z filmu porno... ;)
UsuńI o co chodzi, jak kobita tak długo krzyczy ;)
OdpowiedzUsuńPolecam rewanż.
E, to trzeba lubić się tak drzeć.
Usuń