Żegnajcie się z pomocą, aktywni, którzy tu wchodzicie



Ania* odbywa wizytę w Powiatowym Urzędzie Pracy w Swoim Mieście*. Miesiąc wcześniej zobowiązano ją do stawienia się w rzeczonym urzędzie w celu potwierdzenia swojego statusu, czyli takiego zapewnienia, że nie zrezygnowała z bycia bezrobotną. Ania kieruje się do pokoju 189* na pierwszym piętrze w celu aktywizacji zawodowej.

Wchodzi, odbywa się urzędowy small talk ("Dzień dobry, poproszę dowód", "Dzień dobry, dowód podaję") uzupełniony stukotem klawiatury, a następnie Ania zostaje uprzedzona o konieczności przeprowadzenia ankiety, której celem jest określenie jej możliwości i profilu zawodowego. Ania przystępuje do ankiety. Pytania ją porażają/jeszcze bardziej zaskakują/no słów jej brakuje, a w oczach zamiast źrenic pojawiają się czerwone pytajniki:

- Czy szuka pani pracy?
- Po co szuka pani pracy?
- Dlaczego zarejestrowała się pani jako bezrobotna?

Na podstawie tych oraz kilku innych pytań wyrocznia (czyli komputerowy system profilujący) określa jej profil jako aktywny i wyrzuca wróżbę, że przy takiej aktywności, Ania znajdzie pracę w trymiga. Nie wymaga zatem pomocy urzędu pracy oraz nie będzie jej się (w związku ze zdiagnozowaną porażającą aktywnością i zaradnością), należała pomoc w zakresie szkoleń, które PUP mógłby jej potencjalnie dofinansować.

Wbrew decyzji wyroczni Ania postanawia jednak zawalczyć o szkolenia i informuje panią urzędniczkę, że aktywnie pracy poszukuje od ponad pół roku i w związku z powyższym wspomniane "trymiga" jest, jak na jej gust, zbytnio rozciągnięte w czasie, a tymczasem ona chętnie nauczyłaby się mySQL czy innego Pythona.

Pani, w związku z wyraźnym niezadowoleniem Ani, uprzedza, że na własny wniosek może pogorszyć jej profil, co rzeczywiście otworzy furtkę do szkoleń. Należy jednak pamiętać, że szkolenie takie Ania może odbyć dopiero wówczas, gdy otrzyma zapewnienie od pracodawcy, że odbycie tego szkolenia da jej angaż. Mówiąc krótko, ma się ułożyć z pracodawcą, że jak już naciągnie PUP na kurs, to on ją zatrudni.

(opowiedziała i nadesłała Ania)


* Imiona, numery pomieszczeń oraz nazwy miejscowości zostały zmienione. Żeby jeszcze bardziej nie utrudniać.

18 komentarzy:

  1. Wszystkie te PUP powinno sie chyba zamknac. Po co ludziom mydlic oczy, ze cos moga pomoc!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. No przecież pomagają. Dzięki ich istnieniu pani urzędniczka ma pracę!

      Usuń
  2. Sam skrót nazwy ("PUP")jest już - wprawdzie eufemistyczną, ale zawsze - zapowiedzią tego, czego można się spodziewać po tej firmie.

    Z moich obserwacji wynika, że poza karmieniem Potwora PUP-y mają tylko jeden cel: być niewyczerpanym źródłem opowieści takich, jak ta tutaj.

    Nie wiem dlaczego, ale natychmiast kojarzy mi się stara prawda: żeby dostać w banku kredyt, trzeba najpierw bankowi udowodnić, że w naszej sytuacji absolutnie owego kredytu nie potrzebujemy ;)

    OdpowiedzUsuń
  3. Istnieje kilka urzędów na świecie, których istnienie to odwieczna zagadka...

    OdpowiedzUsuń
  4. pytanie: "po co szuka pani pracy?" rozbawiło mnie nadzwyczajne... nie wiem czemu, ale skojarzyło mi się z filmem wg. J.Himilsbacha "Przyjęcie na 10 plus 3", ze scenką, gdy gość po otrzymaniu oferty pracy szczerze mówi urzędniczce: "mnie nie obchodzi, ile tam będę zarabiał, mnie obchodzi, co ja tam będę mógł ukraść"... chyba twórca ankiety widział ten film i pojął, jak różne mogą być motywacje do szukania pracy...
    ...
    tworzenie miejsc pracy pracy /dla urzędników/ to idea nie tylko PUP, ale np. komisji orzecznictwa ds. niepełnoprawności... ale tu jest nieco prościej... np. klient bez nogi otrzymuje na komisji status niepełnosprawnego na dwa lata, po dwóch latach zgłasza się na kolejną komisję, która potwierdza urzędowo, że mu noga nie odrosła... rzecz jasna musi mieć on na to papiery od lekarza, komisja nie jest od oglądania czyichś nóg...
    pozdrawiać :)...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. I w ten sposób otrzymujmy urzędowe perpetuum mobile.

      Usuń
    2. Przypomina mi się nieśmiertelny kawał:

      Rozmowa o pracę:

      "So, why do you want this job?"
      "Well, to be honest, I have always been really passionate about not starving to death"

      Kurtyna ;)

      Usuń
  5. Porażka niewypał czy jak kto chce sobie to nazwać. A urzędników powinno się nazywać półbogami piastującymi urząd PUP ...ojjj ... współczuję Ani

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Myślisz, że to by pomogło, jakby ich tak nazywać? ;)

      Usuń
    2. Oni tak się czują i tak się zachowują więc nazewnictwo to kwestia umowna

      Usuń
    3. O, jak się tak czują, to takie nazewnictwo mogłoby ułatwić, jako czynnik dopieszczający urzędnicze ego. To zawsze na nich działa.

      Usuń
  6. Bo do PUP nie idzie się szukać pracy, a jedynie zdobyć jakiś tam podpis, który pokrętnymi drogami pozwoli nam dostać coś co nam się normalnie należy.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. To w takim razie nazwa urzędu jest myląca. Powinien się nazywać urząd do zdobywania podpisu, który pokrętnymi drogami umożliwia dostanie tego, co nam się normalnie należy. Czyli UDZPKPDUDTCNSNN ;)

      Usuń
  7. poranna kolejka pod UP czekających 'na podpis' comiesięczny potwierdzający bezrobocie: śpieszę się, bo się spóźnię do pracy.
    największy kłopot: oferta pracy o pasujących kwalifikacjach ale za 3 zł za godzinę.
    zasiłek półroczny czyli roczny jako dochód stały- pracodawca zatrudnia na zmianę męża i żonę po pół roku.Od 10 lat zresztą.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. No i takich "bezrobotnych" finansują osoby pracujące.

      Usuń

data:blogCommentMessage