Ostatni przystanek autobusu linii 16, tzw. Zapora-Parking. Siedzę już w autobusie, kiedy na przystanku pojawia się grupka dziewczyn (na oko szkoła średnia), zaczynają komentować napis na asfalcie:
- O, jakiś napis!
- Zobacz, co tam pisze?
- T-A-S-K-Ł-O-N.
- Ty, to może w tej chacie drewnianej teraz jakąś knajpę chińską otworzyli?
(Bielsko-Biała, tydzień przed drugą turą)
ps 1. Co wiedziały dziewczyny: 1) że powyżej przystanku jest knajpka, 2) że w Polsce istnieją chińskie knajpki, 3) że po angielsku U czyta się A, 4) że u Chińczyków w nazwach knajp pojawia się słowo WON.
ps 2. Czego nie wiedziały dziewczyny: 1) że w języku polskim mówi się "jest napisane", a nie "pisze", 2) że jest ktoś o nazwisku Tusk, 3) że ktoś może Tuska nie lubić, 4) że Tusk jest na tyle ważną osobą, że antypatia do niego skłania przeciwników do latania ze sprajem po mieście, 5) nie znały kolokwialnego wyrażenia "won!".
ps 3. Czy naprawdę wszystkie głosy w wyborach, także głosy osób nie mających pojęcia za kim/czym lub przeciwko komu/czemu głosują, powinny być liczone za 1? Może głos powinien mieć wartość punktową, obliczoną według algorytmu uwzględniającego wynik testu ogólnej wiedzy o świecie i znajomość języka polskiego? Czułabym się bezpieczniej.
Przerażające! Tak mnie zamurowało, że więcej nie napiszę... A potem dziwimy się, że wyniki wyborów są takie a nie inne..
OdpowiedzUsuńMASAKRA!
No bo można Tuska lubić lub nie lubić, ale wypada wiedzieć, że ktoś taki jest...
OdpowiedzUsuńPo przeczytaniu scenki automatycznie w mojej głowie ułożył siębardzo długi komentarz ozdobiony soczystymi i wyrafinowanymi wulgaryzmami. Ale chyba bardziej wymowne będzie, jak napiszę, że szkoda słów i nerwów. Wszyscy wiemy o co chodzi. I naszed gadanie tutaj na łamach tego bloga to jak dyskutowanie naukowym językiem grupy lekarzy nad jakimś beznadziejnym przypadkiem, który nie ma pojęcia co mu jest i o czym ci ludzie nad nim mówią. Piotrek.
OdpowiedzUsuńTu nie ma nad czym dyskutować. Tu należy drżeć ze zgrozy i planować, gdzie się w jakimś rezerwacie schronić...
OdpowiedzUsuńNiewątpliwie przyrównanie lokalnej antypatii wobec Tuska Donalda do chińskiej knajpy woła o pomstę do nieba. Jednak "idź sobie precz Tusku!!" (w oryginale: won!), paradoksalnie nie musi być wyrazem braku sympatii, a jedynie opóźnionej reakcji na wydarzenia polityczne z 2007 r. Do kogoś dotarło, że w wyborach parlamentarnych 2007 "the winner was Tusk* (and his friends)" i w całej swej nieokiełznanej radości oznajmił mieszkańcom Bielska-Białej, że "Tusk won!", że wygrał znaczy się (z kumplami) ;)
OdpowiedzUsuń*Tusk Donald, nie tusk - kieł
pozdr
Ania
Jestem zachwycona twórczą i odkrywczą interpretacją napisu! Na takie odczytanie napisu chyba nawet najwięksi Tuska sympatycy by nie wpadli! Aniu, you won! :;)
OdpowiedzUsuńMoim zdaniem ta interpretacja, która Ciebie Elu tak zachwyciła, była oczywiscta i wcale nieodkrywcza. twórczo i odkrywczo to my możemy po swojemu rozwijać skrót hwdp, któego znaczenie jak dla mnie wcale już nie jest oczywiste. Po co ja się pytam - po co dyskutować nad tą kwestią, To ie ma sensu. Nasza dyskusja o tym jest jak kiszenie się w weku ogórków. Kisimy się we własnym kweadie. Fermentować zaczniemy zaniedługo. Ja proponuję iść na lody. Zamiast. Piotrek
OdpowiedzUsuńPiotrze, mam wrażenie, że Ty już zacząłeś fermentować ;) Interpretacja Ani bardzo mi się podobała i uważam, że jest jak najbardziej twórcza :) Ania won my love :)
OdpowiedzUsuńA zamiast lodów, wolę właśnie kiszone ogórki :D
Pozdrawiam, Ala
A może na chińszczyznę? ;)
OdpowiedzUsuńNie sądzę, abym zaczął fermentować. A już napewno nie dlatego, że to co dla mnie wcale nie brzmi odkrywczo ani twórczo, dla innych takie właśnie jest. K:ażdy ma prawo do własnego zdania i światopoglądu. Jakkolwiek spaczony by on nie był. Mnie się coś wydaje, że tak czy siak K:aczyński wygra. P.
OdpowiedzUsuńTo trzeba będzie się zastanowić, w jakim kraju poprosić o azyl.
OdpowiedzUsuńMoim zdaniem nie ma co się ekscytować. Ludzie mają różne chwile zaćmienia, kto nie ma, niech pierwszy rzuci wymieniem.
OdpowiedzUsuńPamiętam, jak w szkole średniej (a wówczas wszyscy mieliśmy tylko jęz. rosyjski, angielski znał mało kto, na całe 36 osób w klasie uczyły się go dwie) jeden z kolegów podsunął drugiemu swój rysunek z napisem: „Jam jest pan twój”. Ten drugi przez kwadrans, jak się przyznał, zastanawiał się o co chodzi i co ma znaczyć, że „Dżem jest pan twój”.
Może żartowały, młodzież czasem wykazuje się niepojętym poczuciem humoru...
OdpowiedzUsuńTo bardzo optymistyczna wersja, Ivanko...
OdpowiedzUsuńPrzerażające.
OdpowiedzUsuńElu, nie wzięłaś pod uwagę jeszcze jednej opcji. Problemy ze wzrokiem owych panienek ;) Może wyrazy im się zlały ;)
OdpowiedzUsuńMi też się takowe zdarzają. Choćby taka.
Sobota przedwyborcza, stoję na przystanku. Jadę do Urzędu Miasta liczyć karty. W oddali - jakieś kilkanaście metrów kiosk. Wywieszona gazeta codzienna z nagłówkiem: Poznaj przy...e prezydenta". No i miałam problemy z rozszyfrowaniem tego środkowego słowa. Przyjaciele? Nielogiczne. Pomogła mi mama ;)"Poznaj przywileje prezydenta".
Odnośnie czystości językowej. Staram się błędów ortograficznych nie robić. Ale problemy z polszczyzną miewam. Błędy językowe popełniam. Sama nie wiem, jak mówiłam. "Co tam pisze", czy "Co tam jest napisane". Ta druga forma jest krótsza. Ludzie mają tendencje do upraszczania języka.
Należy wszystko upraszczać tak bardzo, jak się da. Ale nie bardziej.
OdpowiedzUsuńAlbert Einstein